Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 8 października 2011

08.10.2011 - Sobota

Gdybym nadal szukała tematu magisterki mogłabym napisać coś w stylu: „Podobieństwa między stanem natury u Hobessa a ruchem ulicznym w Hanoi”. Hobbes pisał o wojnie każdego z każdym. Tutaj jest dokładnie tak samo. Każdy rości sobie prawi do przejazdu, każdemu należy się możliwość poruszania się po ulicach. Tak jak u Hobbesa: niemożliwa jest sytuacja, aby każda osoba mogła spełnić swoje oczekiwania. Jednej rzeczy nie może posiadać nieskończona liczba osób. W teorii jednak każdy ma do niej prawo, co prowadzi do stanu wojny każdego z każdym. Podobny układ panuje na ulicy. Każdy chce jechać, nikt nie chce się zatrzymać, ani tracić czasu w korku. Nieważne, że właśnie pali się czerwone światło, że akurat droga jest jednokierunkowa (bo de facto spokojnie można jechać pod prąd). Jazda po chodniku, aby wyprzedzić innych stojących w korku jest sprytną zagrywką, inni muszą czekać, „ja” mogę jechać. Z drogi wszyscy piesi! Wjazd na skrzyżowanie i jego blokowanie:  standard. W godzinach szczytu na skrzyżowaniach stoi policja, aby w ten sposób wprowadzić odrobinę zorganizowania i wymusić dostosowanie się do sygnalizacji świetlnej. Gdy policji nie ma, wszyscy wjeżdżają na raz.  Wykorzystuje się każdą wolną przestrzeń, każdą sekundę czyjejś nieuwagi: w ten sposób można przecisnąć się o kilkadziesiąt centymetrów do przodu. Z tego powodu kierowcy autobusów tak naprawdę nie mogą się zatrzymać na przystanku, bo od razu zostaną z każdej strony wyprzedzeni, zablokowani. Najbardziej irytuje mnie ciągłe trąbienie. Ktoś wjeżdża na skrzyżowanie na czerwonym świetle, z dość dużą prędkością i cały czas trąbi, żeby inni mu się usunęli. Kierowcy autobusów, taksówek trąbią praktycznie nieustannie, aby motocykliści usunęli się z ich pasa ruchu. Oczywiście mało kto się usuwa, bo przecież każdy chce jechać do przodu. Każdemu się należy. Każdy stosuje indywidualne strategie, kombinuje jak może, żeby nieustannie jechać przed siebie. U Hobbesa problem miała rozwiązać umowa społeczna. Każdy zrzeka się swoich praw i zobowiązuje się przestrzegać wspólnych zasad. W ten sposób wybierają mniejsze zło. Co prawda tracą swoją wolność, ale w ten sposób ich życie przestaje być „nieznośne, straszne” itp. Dostosowanie się do „wspólnych” zasad daje poczucie bezpieczeństwa i przewidywalności. Być może jestem przesiąknięta oświeceniowymi teoriami, ale wszakże wychowałam się w Europie :P. Nie mogę zapominać, że żyję na innym kontynencie, w innej kulturze. Jednakże to właśnie ruch uliczny najbardziej utrudnia mi życie, albo i z tego życia zabiera godziny. 

Chciałabym się kiedyś wyspać. Niestety mieszkam obok szkoły policyjnej, gdzie od 5 rano z głośników zapodają państwową propagandę z radia. W ten sposób mają obudzić studentów, przy okazji również budzą i mnie. Jeszcze nie przywykłam do życia na dwie zmiany. Ludzie tutaj wstają wcześnie, ale około południa po obiedzie kimają jakieś dwie godziny. Następnie wstają i zaczynają kolejną zmianę: aż do późnych godzin nocnych.

1 komentarz:

  1. o, to sjesta jak w ktajach śródziemnomorskich ;)
    powodzenia Ania!

    OdpowiedzUsuń