Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 22 lutego 2014

Zastygłe twarze tanaki

Po wylądowaniu na lotnisku w Rangunie rzuciła mi się w oczy hinduska sprzątaczka z twarzą pokrytą bladożółtą pastą. Pomyślałam sobie, że może Hindusi obchodzą jakieś święto (np. Thaipusam, kiedy to podczas rytualnych procesji  malują twarze, w stanie transu przebijają policzki strzałami, biczują się łańcuchami, dźwigają ciężary zaczepione w skórę metalowymi linkami itp). Birma od 1889 roku stanowiła część Indii Brytyjskich. Hinduscy imigranci zalewali kraj, obejmując niższe stanowiska administracyjne i zakładając własne biznesy. Zachowywali się jak drudzy kolonizatorzy, za co przyszło im odpłacić wraz z rozwojem birmańskich ruchów nacjonalistycznych i separatystycznych. Niewątpliwie jednak, kolorową społeczność hinduską można zauważyć dzisiaj na każdym kroku. Wpływy hinduskie wyraźnie widać w kuchni, przejawiają się m.in. pod postacią niezliczonych rodzajów curry i chapati.

Mój spontaniczny domysł jednak nie zyskał potwierdzenia. W gwarnym tłumie można było zauważyć kolejne osoby z umazanymi na biało-żółto twarzami, mające niewiele wspólnego z hinduskimi rysami. Okazało się, że ta piaskowa maska stanowi ochronę przed słońcem i działa jak krem z filtrem dodatkowo nawilżając skórę. W tym celu używa się sproszkowanej kory z drzewa Thanaka. 

Na kamiennej podstawce kyauk pyin okrężnymi ruchami ściera się korę z kawałka drewna mieszając ją od razu z wodą. W ten sposób powstaje bladożółta pasta (czasami ma nieco oliwkowy kolor, w zależności od drewienka).

Do wyboru jest kilka gatunków drzew (najpopularniejsze pochodzą z prowincji Sikong oraz Magwe). Przy zakupie szczególną uwagę należy zwracać na grubość i kolor kory. Drzewo musi liczyć sobie przynajmniej 35 lat, aby zyskało odpowiednie właściwości. Utrzeć można również cały pieniek, ale według miejscowych kobiet drewno nie posiada już tak wyrazistego zapachu jak kora (przypominająca nieco zapach drzewa sandałowego).
Tanakę kupuje się również w postaci startego proszku, kremu nawilżającego czy też mydła.

Pastę drzewną można nałożyć na skórę palcem, albo grzebieniem tworząc wyszukane wzory (np. listki). Zaraz po nałożeniu można poczuć delikatny chłód a po zaschnięciu twarz zamienia się w sztywną maskę, która mocno ogranicza mimikę.  [Thao na targu].

Tanakę stosuję się w Birmie od ponad 2 tysięcy lat. Nakładają ją na twarz głównie kobiety i dzieci chociaż widok mężczyzn w tanakowej masce też jest dość powszechny, zwłaszcza nastolatków.

Najpopularniejszy "tanakowy układ" to prostokąty na policzkach. Dziewczyna po lewej ma posmarowaną całą twarz i dodatkowe mocne akcenty na policzkach. Tanaka ma właściwości wybielające a nic w Azji nie jest bardziej w cenie niż biała skóra. 

Tanaka, według obiegowej opinii, leczy również trądzik. Jednakże Hnin, CouchSurferka, z którą spotkałyśmy się w Mandalay, twierdzi, że lepiej jej nie nakładać na skórę w zimie, ponieważ wtedy właśnie sprzyja pojawieniu się pryszczy (obecnie trwa zima, temperatura poniżej 30 stopni, ale noce i poranki są przeraźliwie zimne!).

Umazana dziewczynka w Rangunie (wcześniejsza stolica). Pulchne dziecko to niesamowity powód do dumy i przejaw wyjątkowej urody.

Dziewczynka w polu podczas żniw. 

Kobieta na targu. Po południu poranna tanaka nieco starła się z twarzy.

Razem z Thao postanowiłyśmy przetestować tanakę. Kupiłyśmy własny zestaw i nieco nieudolnie nakładałyśmy pastę na twarz. W końcu do tego potrzebne są lata praktyki! Miłe uczucie na twarzy można było odczuć natychmiast po nałożeniu, kiedy to zastygająca maź przyjemnie chłodziła skórę. Później za bardzo nie mogłam gestykulować, ponieważ skóra była ekstremalnie ściągnięta. Po zmyciu białożółtej maski zauważyłam lekkie poparzenie słoneczne (jednakże cały dzień wystawione byłyśmy na promieniowanie). Z tanaki zrezygnowałyśmy po trzech dniach, kiedy to obie stwierdziłyśmy, że nasza cera wygląda tylko gorzej. No cóż, gdybyśmy smarowały twarz tanaką od dziecka pewnie by nam służyła. Nie ma idealnego rozwiązania dla wszystkich rodzajów cery. 

A szkoda, bo mimo wszystko chodzenie z umazaną twarzą było niesamowicie przyjemne i beztroskie. W dodatku wszyscy ludzie bardzo sympatycznie się do nas odnosili i podziwiali nasz fenomenalny makijaż (o tak: makeup!). Czy to nie cudowne móc sobie kompletnie upaćkać twarz? Spod grubo kryjącej białożółtej warstwy niczego nie widać a w oczach innych wyglądasz po prostu oszałamiająco!

Zdjęcia by Ania & Thao

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz