Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

środa, 15 stycznia 2014

Jet lag: sześć godzin w przyszłości

Chcę zameldować tylko, że żyję i wszystko raczej w normie. A ta norma właśnie coraz bardziej zaczyna mi ciążyć. Chyba nie nadaję się, aby wieść ustabilizowane życie w pięknym domu w tropikach. Wyczekuję już kolejnej przygody.

W Boże Narodzenie zaszyłam się w podkarpackiej wsi i spokojnie z całą rodziną popijaliśmy grzane wino. Sama je przyprawiłam indonezyjską korą cynamonową, gałką muszkatołową, wanilią, goździkami i wietnamskim imbirem.

Dokładnie w Nowy Rok zaczęłam kulawy powrót do Wietnamu (dwa dni wcześniej skręciłam nogę w kostce, do tej pory jest raczej słabo, mam w planach ponownie wybrać się do lekarza). Dzisiaj mijają dwa tygodnie w Wietnamie a ja nadal chcę tylko spać.

Jeszcze 7 dni w pracy i kolejne wakacje, tym razem z okazji wietnamskiego Nowego Roku Tet. Wyjątkowo zrobiłam plan: Birma. Czekam tylko na wizę, a nie jest to taka banalna sprawa. Do podania musiałam złożyć bilety lotnicze, wietnamską kartę rezydenta, wietnamskie pozwolenie o pracę i zaświadczenie z mojej szkoły, że dla nich pracuję. Zazwyczaj wjeżdżając do jakiegoś kraju w okolicy wystarczy tylko kupić wizę w okienku i nic więcej, tak jak kupuje się znaczek na poczcie. Ślinić nie trzeba, przyklei urzędnik.