Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 13 kwietnia 2013

13.04.2013 - Sobota

NOWY WSPANIAŁY SINGAPUR

Huxleyowska wizja nowego wspaniałego świata znalazła swoje odzwierciedlenie w Singapurze. Poczułam się nagle przeniesiona do futurystycznej rzeczywistości. Znalazłam się w idealnym mieście, zadbanym, spokojnym i czystym. Skąd jednak brało się poczucie braku realności, przeświadczenie, że oto na Twoich oczach odgrywa się przedstawienie, którego jednakże nie można nazwać sztuką. Przedstawienie, które pomimo wielokrotnego odtwarzania, każdego dnia wygląda tak samo. Nie ma w nim miejsca na spontaniczne potknięcia, przejęzyczenia czy też przekręcenie scenariusza. Przedstawienie pozbawione emocji, energii i żywiołu. Jak gra na pianinie, której jedynym celem jest bezbłędne powtórzenie z góry ustalonej sekwencji nut, bez uczucia i zaangażowania. Technicznie nie można jej niczego zarzucić. Nie pozostawia jednak ona żadnego wrażenia, może oprócz obojętności. Widzisz perfekcyjną fasadę, szukasz jednak duszy. Dusza zdaje się trwać nieruchoma i nieczuła jak otaczające Cię betonowe wieżowce. Chcąc zaglądnąć do środka, widzisz jedynie swoje odbicie w szklanej fasadzie. A może ta fasada jest tylko olbrzymim lustrem i należy znaleźć się po jego drugiej stronie? Otóż nie ma drugiej strony lustra. 

Masz wrażenie, że ktoś nadmuchuje balonik, który cały czas się powiększa. Czujesz, że za chwilę pęknie, wstrzymujesz oddech i zatykasz uszy, bo lada moment usłyszysz huk. Jednak ta chwila nigdy nie następuje. Oczekujesz dalszej części, oczekujesz czegoś więcej. W idealnym świecie jednak nic nie wybuchnie. 

Już od dawna chciałam odwiedzić Singapur. Bogaci Wietnamczycy pielgrzymują do tej zakupowej Mekki. Dla nich Singapur jest symbolem luksusu i dobrobytu. W niezliczonych centrach handlowych  można dostać każdy produkt, oczywiście ten z najwyższej półki. Ostatnio jedna dziewczynka z przedszkola była w Singapurze i przywiozła stamtąd nawet pastę do zębów. Z Singapuru oczywiście. Pasta do zębów z Singapuru to nie byle co. To jej matka z okazji dnia nauczyciela podarowała mi kosmetyki zakupione w Spa w Singapurze. 

Od zachodnich ekspatów słyszałam, że Singapur jest miejscem zakazów i że za wszelkie przekroczenie normy można otrzymać mandat. Sztampowym przykładem jest zakaz plucia i sprzedaży gumy do  żucia. W Singapurze nadal praktykowana jest kara publicznej chłosty za drobne przewinienia. 

Po wylądowaniu wsiadłam do wagonika metra. Wszystkie stacje super nowoczesne, czyste i zadbane. A w środku setki ludzi rutynowo przemieszczający się z jednej części miasta do drugiej. Praktycznie każdy miał w dłoni Iphona czy też Ipoda  (czy też innego SmartPhona, niestety nie znam się dokładnie, jestem posiadaczką prostej Nokii).  Każdy był bezrefleksyjnie wpatrzony w maleńki ekranik. Postanowiłam więc pozaglądać. Większość ludzi grała w kulki, oglądała filmy, albo też sprawdzała fejsbuka. Pasażerowie nie odrywali wzroku od swoich gadżetów nawet w momencie wysiadania czy też wsiadania. Nieśmiało śmiem twierdzić, że kolejne pokolenie będzie mieć przekrzywione szyje od ciągłego wciskania podbródka do klatki piersiowej. 

Singapur, państwo – miasto, oddalony jest o 137 kilometrów od równika. Położony jest na wyspie, która kiedyś porastały lasy równikowe. Obecnie 5 mln mieszkańców zamieszkuję miejską dżunglę, porośniętą głównie lasem stalowo – szklanych wieżowców. Stare budynki ustępują miejsca strzelistym drapaczom chmur mieszczących siedziby banków i międzynarodowych koncernów. Większość z nich właśnie w Singapurze posiada swoje „południowo - wschodnio azjatyckie” siedziby główne. 

Miasto jest prawdziwą mieszkanką przeróżnych narodowości, niekoniecznie kultur. Wszystkich jednoczy konsumpcja. W ten sposób można utrzymać spokój i porządek w tym niemalże totalitarnym państwie, w którym każde zgromadzenie powyżej pięciu osób wymaga zgody policji. W rankingach swobód obywatelskich i wolności słowa Singapur klasyfikuje się na dole tabeli. Wystarczy więc skupić uwagę obywateli, a może raczej „rezydentów” (40% populacji stanowią obcokrajowcy, głównie Hindusi, którzy stanowią 80% branży budowlanej, to im przyszło budować nowy wspaniały świat, niekoniecznie już w tak wspaniałych warunkach) na konsumpcji. Ludzie przypominają nieco znudzone dzieci bawiące się gadżetami nowoczesności. Jedynym celem jest pomnażanie dóbr. Każdy stara się konsumować coraz więcej i coraz droższe produkty. Oczywiście realizując strategie jednostkowe. Nikt nie zabiega o wolność słowa, czy też walczy w imię „idei” jednocząc się w aktywnych grupach. Mają już wystarczająco dużo problemów. Podstawowy to wybór centrum handlowego. W mieście jest ich około pięćdziesięciu, a może i więcej, do tego małe sklepiki. Ba, jest nawet ulica, na której znajdują się same kolosalne galerie handlowe. Postanowiłam wybrać się do księgarni. Wiedziałam, gdzie dokładnie się znajduje a i tak spędziłam około 15 minut w jej poszukiwaniu w otchłaniach gigantycznego, szklanego budynku. Życie więc nie jest lekkie. Przecież takich budynków są dziesiątki. Już się nie dziwię, że każdy ma Iphona, przecież musi jakoś się odnaleźć w tym jednym wielkim centrum handlowym. 

Zakupy jednak wcale nie przynoszą satysfakcji. Pewnie wręcz przeciwnie, uświadamiają Ci tylko jak niewiele posiadasz. Widzisz tysiące produktów, ale nie możesz ich mieć. Nigdy nie zaznasz poczucia spełnienia. Z każdej strony jesteś bombardowany reklamami, które łudzą Cię nadzieją na chwilę radości. Jest to jednak bańka mydlana. W mgnieniu oka pryśnie. A i zapewne tysiące ludzi nie mają ani czasu, ani siły na zakupy, ponieważ do późnych godzin wysiadują w klimatyzowanych biurach i już zapomnieli jakie to jest uczucie, gdy wiatr rozwiewa Ci włosy i delikatnie głaszcze po policzkach. Według Gallupa [amerykańskiej pracowni statystycznej, oczywiście statystyki kłamią;), ale może czasami jest w nich ziarnko prawdy] to właśnie mieszkańcy Singapuru należą do „najbardziej nieszczęśliwych” ludzi (the most unhappy people). Ja też byłabym nieszczęśliwa, gdybym mieszkała w mieście, gdzie za piwo w pubie trzeba zapłacić przynajmniej 15$. 

Ceny w Singapurze są absurdalne, zarobki też. Tylko jedzenie w Chinatown i w dzielnicy hinduskiej jest tanie. Poza tym chyba nic więcej. Brat Maraj wynajmuje 4 pokojowe mieszkanie nieopodal centrum, w bardzo średnim standardzie, i płaci za nie 3 500$ miesięcznie. Starym wrocławskim sloganem puentuję: „Singapur: na bogato!”.

 Merlion, symbol miasta. To tutaj można spotkać wszystkich turystów, którzy następnie rozproszą się w dziesiątkach centrów handlowych. Obecnie najpopularniejszym jest "Marina Bay Sands".

 Ciekawostka: w Singapurze obowiązkowa jest jedynie 6-scio letnia szkoła podstawowa.

 Gdzie są wszyscy ludzie? Zapewne w szklanych okienkach. Wieżowce są ze sobą połączone, tak samo jak system metra i nadziemne przejścia. Czasami więc nie wychodzi się z budynków tylko przedostaje się między nimi przeróżnymi tunelami. Prawie jak w labiryncie. Na zewnątrz jest upalnie a w środku, nie mam pojęcia dlaczego, jest przeraźliwe zimno (do tej pory mam katar). Klimatyzacja jest pewnie ustawiona na około 18stopni. Już nawet nie wspominam o czekaniu na lotnisku. To była wyprawa na Biegun Północny. Założyłam wszystkie ubrania i trzęsłam się z zimna. Sympatyzowałam więc z zimną Polską.

 Butik na wodzie Louis Vuitton. Biały budynek po prawej w kształcie kwiatu lotosu to Muzeum Nauki i Sztuki. Obecna wystawa to "sztuka z klocków lego", wybaczcie, ale sobie odpuściłam.

 Biurowce i apartamentowce. Wszędzie sterylnie czysto. I chyba ten porządek mnie uczulał, bo nieustannie kichałam (przecież już około 1,5 roku mieszkam w Wietnamie;). 

Dwa zdjęcia zaczerpnięte z internetu, Marina Bay Sands: 

 Na szczycie znajduje się bar (to tam właśnie piłam najdroższe piwo życia) i basen z widokiem na całe miasto.

A wieczorem można obserwować laserowe przedstawienie. Trzy wieże to hotel a przed nim centrum handlowe. Na najniższym poziomie znajduje się w nim nawet mała rzeczka i można się po niej przepłynąć łodzią. Prawie jak w Wenecji.

Pragnę zweryfikować nieprawdziwą opinię, że w Singapurze nie ma śmieci na ulicach! Otóż są. Widziałam i mam nawet na to dowód (który zniknął już następnego dnia)

Na każdym kroku czai się policyjna kamera. Może ktoś nakręciłby dokument: "Jeden dzień Kowalskiego w oku miejskich kamer"? Singapur posiada 4 oficjalne języki: angielski, chiński (mandaryński), malajski i tamilski. 

Chinatown: 

 Piękne i czyściutkie podwórko.

 Według spisu powszechnego z 2009 roku 74% rezydentów ma pochodzenie Chińskie. Ludzi przypisywano jedynie według narodowości ojca.

 Urocze, maleńkie domki. A na chodnikach samochody. Tylko co 10. mieszkaniec Singapuru ma samochód. Za jego posiadanie trzeba płacić olbrzymie podatki. Reszta korzysta z komunikacji miejskiej (4 linie metra, 5 w budowie) lub też taksówek (dominują niebieskie). 


Dzielnica hinduska:

 Tutaj już tak idealnie czysto nie jest. Cena, którą Singapur płaci za tanią siłę roboczą.

 To te minivany zabierają każdego dnia pracowników budowlanych.


 W metrze aż mi było głupio sprawdzać mapę ;) Pasażerowie wpatrzeni w swoje Iphony. 

 Czy Pani Dai dobrze wykonuje swoją prace? Możesz ją ocenić, nie martw się, ekranik jest regularnie odkażany. 

Dropsy i cukierki. Za sprzedaż gumy do żucia grozi mandat! 

 Pozdrawiam z Singapuru!

I wujek Ho też pozdrawia

Jak dobrze wrócić do Ho Chi Minh City:) Piwo na ulicy: 12 tysięcy (1,70zł).

10 komentarzy:

  1. 1. Czyli jednym słowem przereklamowany ten Singapur? Chociaż zawsze ludziom będzie się wydawać, że tam to musi być życie.
    2. Ile kosztowało najdroższe piwo życia? ;)
    Fajnie dowiedzieć się takich szczegółów życia codziennego i realiów jakie panują w Singapurze.
    A co do konsumpcji to niestety trzeba mocno stąpać po ziemi i nie dać się ogłupić tym wszystkich specjalistom marketingu. Człowiek czasem marnuje energię na spełniania marzeń (mam tu na myśli gromadzenie dóbr),które tak naprawdę nie są nawet jego marzeniami. Takie pragnienia powstają w reklamach pokazujących szczęśliwych i ładnych ludzi. Jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: "I znowu człowiek wydaje pieniądze, których nie ma, na rzeczy, których nie potrzebuje, by imponować ludziom, których nie lubi"
    pozdrawiam z Krakowa
    B.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa Basieńko. W Singapurze idealnie odnajdą się ludzie, którzy podążają za trendem "gromadzenia". Poczują się jak ryba w wodzie. A piwo jakieś 20 dolców. Oczywiście relacja jest subiektywna;)

      Usuń
  2. Nie poszłaś na wystawę klocków lego?? No nieee... To kontrkulturowe, wywrotowe i w ogóle-blee myślenie już w ogóle ci w głowie poprzewracało... Za dużo Baumana... Nawróć się kobieto nim będzie za późno... !! Singapur na pewno fajny jest, a twoje zdjęcia to pewnie kadry z jakiegoś futurystyczno-dystopijnego filmu, a nie z twojej wycieczki do S... ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafale, ups, no i mnie przejrzałeś na wylot! Moja zawiść wynika z braku Iphona i nieudanych zakupów. Przywiozłam tylko książki, w tym jedną pt: "Can Asians think?". I jeszcze Terzaniego, którego gorąco polecam. Kto jak kto, ale Baumana to Ty czytujesz;) Bauman, a kim jest Bauman?

      Usuń
    2. Jaa już Baumana nie czytuję... Od tej pory moje życie stało się szczęśliwsze, radośniejsze, spokojniejsze. Stałem się radosnym konsumentem nowego, ponowoczesnego świata. Ale Iphone'a też jeszcze nie mam, także smuteczek jednak z deczko doskwiera :/ Ale mam za to dużo papierowych map... (I nie wstydzę się ich nawet wyjmować, co dziwne w sumie trochę =| bezwstydny...). Co prawda, "najbliższej tylko okolicy", bo spora ich część dotyczy zaledwie Polski, a mało która wykracza poza Europę, ale zawsze. No i książki... te przeklęte książki, wciąż głównie w wersji analogowej. Choć ostatnio widziałem ciekawą grafikę, no i tak do końca, muszę powiedzieć, nie czuję się bez winy i pierwszy kamieniem rzucić bym nie mógł... ;-] http://rysunki.me/ksiazki-z-chomika/

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale żeby nie było, nie jestem jakimś tam zagorzałym przeciwnikiem nowych technologii, wręcz przeciwnie. Jak ze wszystkim, trzeba się jednak tymi nowinkami technicznymi umieć posługiwać, co by sobie (i innym) krzywdy nie robić. Polecam wykład na ten temat niejakiej pani Turkle. Psycholożka trochę przynudza, ale w gruncie rzeczy ciekawe rzeczy ma do przekazania. O tym, że wymagamy dziś więcej od technologii, od urządzeń, niż od siebie... http://www.ted.com/talks/lang/pl/sherry_turkle_alone_together.html

    OdpowiedzUsuń
  5. No mocno to subiektywne, mocno, tak sobie czytam i odnoszę wrażenie, że ten Singapur to prawie jak jakieś piekło :] Może konsumpcyjne piekiełko. Aż tak źle tam? Ale pewnie i tak bym się tam nie odnalazła (choć z dużego miasta jestem :P), jak dla mnie za mało drzewek i nawet lilije w stawiku nie pomogą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle nie jest, jak ktoś czuje takie klimaty to będzie mu idealnie. Ja do tego grona nie należę i nie lubię chodzić na zakupy więc to nie moja para kaloszy.

      Usuń
  6. A w ogóle to w Polszy już wcale nie tak zimno, dzisiaj ponad 20 stopni było :) słoneczko i wiosna :)

    OdpowiedzUsuń