Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 28 czerwca 2014

Powrót do przeszłości

Wakacje na Sri Lance skończone. Teraz czekam na samolot w Bangkoku. Dzisiaj wieczorem będę w Sajgonie a w poniedziałek wylatuję do Warszawy i dolecę tam tego samego dnia (będę się cofać +7GMT). Misja na sam początek to zwalczyć jet lag i wtórny szok kulturowy. Mam nadzieję, że się uda. Zdjęcia i opis ze Sri Lanki wkrótce. Do zobaczenia w Polsce!

niedziela, 15 czerwca 2014

Polska od morza do morza

W Dambulla (Sri Lanka) odwiedziłam Muzeum Buddyzmu. Eksponaty stanowiły głównie jarmarczne figurki Buddy otrzymane przez muzeum w prezencie od międzynarodowych ośrodków buddyjskich. Najciekawszym Buddą był ten skośnooki z Korei Południowej.

Jakość i znaczenie całej instytucji pokazuje aktualna mapa świata:

 Prawie się udało. Z dziewięciu krajów aż pięć znajduje się w Europie.

Europa w całej swej okazałości.

środa, 11 czerwca 2014

Intymna głowa

Na lotnisku w Jakarcie widziałam kobietę, muzułmankę, która miała częściowo zakrytą twarz złotą maską (od razu skojarzyła mi się maska z weneckiego karnawału).
Jest to tzn. batoola:
 Batoola, źródło: internet

W Islamie istnieje kilka opcji zakrycia głowy i ciała, w zależności od konkretnego nurtu, odłamu.

Wersja "swobodna" to hidżab, czyli okrycie samej głowy z widoczną twarzą. Hidżab można nosić na niezliczone sposoby. W internecie można znaleźć instrukcje jak krok po kroku zapleść chustę.

Wersja półksiężyc

Wyraź siebie na wiele sposobów. 

Kolejny poziom to nikab, który okrywa całe ciało z wyjątkiem oczu:
Nikab

Najbardziej ekstremalną wersją jest burka, która nawet oczy zakrywa siatką:
Burka

Zakrywanie głowy może być równie kontrowersyjnym tematem w Judaizmie i Chrześcijaństwie. I wszystko zależy od względnej interpretacji.

W Starym Testamencie (w Pięcioksięgu) punkt wyjścia stanowi fragment z Księgi Liczb: Lb 5:18: "Potem postawi kapłan niewiastę przed Bogiem i odkryje głowę niewiasty [rozpuści włosy na głowie kobiety]". W ten sposób wnioskuje się, że już w czasach Mojżesza kobiety osłaniały swoje głowy, zakrywając włosy.

W Nowym Testamencie św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian jednoznacznie nakazuje kobietom zasłaniać głowę. [Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona. 1 Kor 11: 5]. 

Tego samego zdania byli Protestanci: Martin Luter i Jan Kalwin. W Prawosławiu kobieta wchodząc do cerkwi powinna zakryć głowę. To samo czynią konserwatywne Żydówki. 
Tichel, tradycja prawosławna i żydowska.
 
Moja babcia chodziła w chustce na co dzień. W Polsce w dniu ślubu dopiero co zaślubionej kobiecie nakładano na głowę czepiec, z którym już się nie rozstawała. I od razu było wiadomo, że jest "zajęta" i włosy widział już tylko mąż. Z tradycyjnych oczepin zostały tylko weselne zabawy.

I co? Wszystko jest relatywną mieszkanką tradycji, zwyczajów i niejasnej interpretacji.

Siostry Benedyktynki.

Pożegnanie z Indonezją

 Wczoraj świętowałam urodziny. 27 wiosen albo i pór deszczowych (tudzież suchych) chodzę po ziemi. Z tej okazji (oraz mojego ostatniego dnia w Indonezji) całą rodziną spotkaliśmy się na wspólnej kolacji "u nas" w domu. Jemy na podłodze.

 W menu znalazła się zupa krem z dyni, makaron z sosem pomidorowym i tuńczykiem, biszkopt z owocami (ubity ręczną trzepaczką) oraz szarlotka! Nowe smaki. Kolacja przyprawiona tylko solą i pieprzem. Obawiałam się, że nie obędzie się bez dodatkowej porcji chilli. W Indonezji bowiem jak się nie zje ryżu i chilli to tak, jakby się w ogóle nie jadło. A jednak nikt nie doprawiał! To był mój kulinarny sukces.

Kebaya, tradycyjny strój, odebrana prosto od krawcowej. Materiał wybrałam razem z Rani.

Impreza w pełni bezalkoholowa. Kto może niech wypije moje zdrowie ;) Taki żarcik oczywiście, bawiłam się przecudownie. Po kolacji pojechaliśmy do przytulnej knajpki, której specjalnością było mleko z rozżarzonym węgielkiem (jak brykiet do grilla).

sobota, 7 czerwca 2014

"Selfie" po polsku?

Jak się mówi na "selfie" po polsku? Bo ja znam tylko "samojebka", "sweet focia", "fotka z ręki". Otóż w Azji dzień zaczyna się od "selfie" najlepiej przed lustrem w łazience, później w drodze do pracy, w czasie lunchu itp. I tutaj z żalem muszę przyznać, że przepowiednia Einsteina niestety się spełnia:

"Obawiam się dnia, kiedy technologia weźmie górę nad stosunkami międzyludzkimi... Świat będzie miał pokolenie idiotów".

Na każdym kroku widzę ludzi wlepionych w swoje mądre sprzęty. Najbardziej widok ten rzuca się w oczy w restauracjach. Wchodzi grupka znajomych. Ledwo zdążą usiąść a już każdy sobie zaczyna strzelać sweet focie. I nikogo to nie krępuje oczywiście. Potem zdjęcia jedzenia, kilka zabawnych min i powrót do czatowania i komentowania na fejsbuku. Jedną ręką grzebie się w talerzu a drugą ślizga się po wyświetlaczu. Konwersuje się głównie wirtualnie. Dawno w Europie nie byłam, łudzę się, że może tam jest jeszcze inaczej. Marzenie ściętej głowy?

Najnowszym trendem w robieniu sobie zdjęć stała się "ręka Gadżeta" czyli: Telescoping Selfie Arm, Go Cellfie! W Indonezji mówią na to Tongsis. W Wietnamie jeszcze tego nie widziałam.

 Selfie z ręki już są passe, teraz tylko z "ręką Gadżeta".

Ręka Gadżeta i grupowa fotka.


piątek, 6 czerwca 2014

Głodnemu chleb na myśli

Indonezja w rankingu państw świeckich i wyznaniowych wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Nie należy do żadnej z tych kategorii. Artykuł 29 Konstytucji z 1945 roku głosi: „Państwo oparte jest na jednym Bogu i każdemu obywatelowi zagwarantowana jest wolność przynależności i praktykowania własnej religii oraz wierzeń”. 

Wolność ta ogranicza się do wyboru jednej z sześciu oficjalnie uznanych religii, którą należy zadeklarować w dowodzie osobistym. Agnostycyzm, ateizm i bluźnierstwa są nielegalne. Opcje są następujące: Muzułmanin (87.18%), Protestant (6.96%), Katolik (2.91%), Hinduista (1.69%) [Agama Hindu Dharma, swoista wersja uznająca istnienie jednego Boga], Buddysta (0.72%) oraz Wyznawca Konfucjanizmu (0.05%) [Dane pochodzą ze spisu powszechnego z 2010 roku]. Religie chrześcijańskie są głównie pozostałością po holenderskich kolonizatorach. 

Indonezja jest najliczniejszym krajem muzułmańskim na świecie. Niektóre zasady szariatu włączone są w system prawa cywilnego. Dozwolone jest wielożeństwo, pod warunkiem uzyskania zgody od pierwszej żony. W teorii, która zawsze stanowi jakiś typ idealny, nieistniejący w rzeczywistości, mężczyzna powinien otoczyć opieką kobietę, której ciężko się powodzi, np. wdowę z dziećmi. Biorąc ją za kolejną żonę gwarantuje jej bezpieczeństwo finansowe i awansuje ją społecznie. Kolejny powód wielożeństwa to nadreprezentacja kobiet. Aby każda kobieta miała szanse posiadać męża, powinna się nim podzielić. 

Oczywiście to piękna teoria, nawet logiczna i spójna. Jednakże jej interpretacje odbiegają od założeń Sury, gdzie zalecana jest monogamia, ponieważ człowiek nigdy nie będzie w stanie „równo” traktować swoich żon. To przynajmniej wersja Rani. Rani nie zgodzi się na zostanie drugą żoną, ale byłaby w stanie zaakceptować drugą żonę męża. W ten sposób wybiera mniejsze zło. Woli, żeby jej mąż poślubił drugą kobietę i wziął za nią odpowiedzialność, aniżeli miał na boku kochankę.   

W moim osobistym odczuciu islam jest niezwykle względną religią. Wszystko opiera się na interpretacji, interpretacji mężczyzn. Bo to mężczyźni mają za zadanie co piątek chodzić do meczetu na wspólną modlitwę i słuchać nauk Ustadza. Jest to człowiek, nieco bardziej oczytany od innych, ale nie musi posiadać formalnego wykształcenia. I tutaj chylę czoła katolickiemu formalizmowi i strukturze. Gwarantują one (względną) spójność doktryny i redukują nieskończone możliwości swobodnych interpretacji. Ludzie stojący na czele hierarchii posiadają oficjalne wykształcenie a i sami wierni są zobligowani przyswoić podstawowe zasady (teraz mogę się przyznać, że musiałam wziąć poprawkę z egzaminu do Bierzmowania ;). Zostaje mniej miejsca na demagogię i populizm.

I wracając do piątkowych spotkań mężczyzn w meczecie: to oni swoimi interpretacjami nadają ton rytuałom i sposobie przestrzegania zasad całej społeczności. Kobiety mogą, ale nie muszą, spotykać się w kółeczkach dyskusyjnych. Generalnie kobiety i ryby… Jak dobrze, że w Chrześcijaństwie Maryja miała prawo głosu. 
Dyskutowałyśmy z Rani o sformalizowaniu religii, zaczęłam mówić o papieżach a ona na to, że tak, zna papieży, a jeden z nich przeszedł na Islam. Wie to z dyskusji o wierze ze znajomymi, jednakże nigdy tego nie sprawdziła. Tak bowiem się tutaj wzbogaca swoją wiarę i poznanie. Otóż Benedykt XVI nie zrezygnował z urzędu z powodu stanu zdrowia i wieku, ale ponieważ postanowił przejść na Islam. A i Księżna Diana, dlatego zginęła w zamachu. Też miała przejść na Islam.

 Zakazy w miejskim autobusie Tranjakarta.

Dzisiaj miał być krótki wpis o komunikacji miejskiej w Jakarcie. W autobusach kobiety wchodzą na przód a mężczyźni obstawiają tyły. Segregację wprowadzono blisko 3 lata temu, aby uniknąć molestowania seksualnego. Bo okazja czyni złodzieja. Lepiej odgrodzić mężczyzn od kobiet i zapewnić tym drugim komfort jazdy i bezpieczeństwo. Podróżowałam Transjakartą. Na własnej skórze przetestowałam jak nieudolna jest komunikacja miejska w 8 milionowym kolosie. Czekałam na autobus w centrum około godziny na przystanku przypominającym szklarnię, aby następnie stłoczyć się jak sardynka w puszce na kółkach. Ja bym spróbowała na początek zakupić więcej autobusów, zmienić harmonogram ich kursowania, pokazać kobietom sposoby reagowania w sytuacji, gdy jakiś zbok się do nich dopiera (i po co? żeby zaczęły się emancypować?), ale znacznie łatwiej jest wszystkich po prostu odseparować. A co będzie następne? Kasy w supermarkecie, kolejki na dworcu? (bo wagony tylko dla kobiet już jeżdżą po torach).
Zresztą, ciekawe dlaczego to stado samców, jest aż tak wygłodniałe?

 Przystanki Transjakarty przypominają stacje metra. Gdy podjeżdża autobus otwierają się przednie drzwi (wejście dla kobiet) i tylne (dla mężczyzn). Temperatura +35st.

 W środku autobusu zawsze znajduje się konduktor, który zapowiada kolejne przystanki i decyduje o ilości pasażerów.

czwartek, 5 czerwca 2014

Słońce niemiłosiernie praży

Mogłabym wysnuć nową teorię ekonomiczną głoszącą, że strefa zwrotnikowa nie sprzyja rozwojowi gospodarczemu. Żeby zabrzmieć bardziej naukowo powinnam napisać coś w stylu: istnieje korelacja między strefą geograficzną a osiąganym poziomem wzrostu gospodarczego. Jednakże ja zupełnie nie radzę sobie z zarządzaniem własnych wydatków więc może odpuszczę sobie karierę ekonomiczną. Faktem jest, że większość krajów wysoko rozwiniętych znajduję się w strefie klimatu umiarkowanego. 

Człowiek, który doświadcza chłodu musi być bardziej zapobiegliwy i pracowity. Jeżeli nie zbuduje sobie porządnego domu, nie przetrwa zimy. Nie wystarczy poskładać kilku kartonów i wrzucić na wierzch plastikowej torby. Slumsy istnieją jedynie w strefie klimatu zwrotnikowego, gdzie można zasnąć pod gołym niebem i nawet nie trzeba szukać okrycia. 

To samo tyczy się pożywienia. Człowiek strefy umiarkowanej, doświadczający ekstremalnych pór roku, nie ma wyjścia i musi przygotować zapasy na nadchodzący „jałowy” okres, w czasie którego ziemia nie będzie wydawać plonów. W strefie zwrotnikowej nikt nie musi się o to martwić. Drzewa owocują praktycznie cały rok, ryż zbiera się nawet trzy i czterokrotnie [posługuję się przykładem Azji, w końcu to moja para kaloszy a raczej japonek, inne buty są zbędne].  

Nikt nie będzie wychylał się przed szereg i zmuszał do pracy, która nie jest konieczna. Więc na nic się zdaje „uprzemysławianie” tej strefy klimatycznej w imię misjonarskiej wizji zrównoważonego rozwoju świata, która stanowi jedynie pretensjonalną przykrywkę zachłannych korporacji, którą karmi się obojętną opinię publiczną dającą milczącą zgodę na łapczywe rozszarpywanie surowców naturalnych i niszczenie przyrody (wszak ochrona środowiska jest jedynie europejską fanaberią). 

Jak nigdzie w regionie widać to w Indonezji. Bylejakość, w rozumieniu europejskim, uderza z każdej strony. Tutaj natomiast jest to „norma”. I wszystkim z tym jest dobrze więc czym się stresować. Wystarczy, że słońce niemiłosiernie praży, po co brać sobie więcej problemów na głowę. 

Rani poprosiła mnie o poprowadzenie jej zajęć na uniwersytecie w Palu. Wchodząc do sali seminaryjnej minęłam po drodze sterty śmieci, gruzu i kurzu poupychanego po kątach. Klatkę schodową taranowały rozdarte worki cementu, które ktoś rzucił zapewne kilka miesięcy wcześniej. Tablica, która odpadła ze ściany, niestabilnie spoczywała na dwóch krzesłach. Uniwersytecki dziedziniec porastały chwasty, przy ogrodzeniu pasły się krowy i paliły śmieci a słońce niemiłosiernie prażyło. Oj panas, panas! [gorąco po indonezyjsku]. W tej świadomości nie istnieje potrzeba organizowania przestrzeni. Bynajmniej w świątyni wiedzy i kształtowania umysłów. 

Panas! Słońce niemiłosiernie praży więc lepiej się zdrzemnę. 

Nie przepadam za Jakartą. W mieście, które przypomina jeden wielki slums, pośród którego okazjonalnie wyrastają stalowo-szklane wieżowce, mieszka ok. 8,5mln ludzi. A w całej aglomeracji 18mln! 
W indonezyjskiej stolicy na jeden kilometr kwadratowy przypada blisko 15 000 ludzi! W Warszawie 3 300.

środa, 4 czerwca 2014

Początek morskiej przyjaźni

Na Podkarpaciu zawsze w okolicy mieliśmy jakieś pagórki. W dzieciństwie z rodzicami jeździliśmy nad Solinę i do dziadka z Pogórza Dynowskiego (moja wioska była akurat płaska jak Karpatka z zakalcem, w zimie wszystkie dzieciaki schodziły się na jedyną górkę w okolicy, żeby trochę pozjeżdżać na sankach). W szkole obowiązkowo wycieczki w Bieszczady, Pieniny i Tatry. Miłość do gór była więc bezwarunkowa od zawsze. 

Nigdy za to nie pałałam jakimś szczególnym uczuciem do morza. W dodatku nadal mam spore opory do wody. W tym roku wreszcie się przełamałam i to za sprawą Sheilli. Z nią właśnie i jej znajomymi popłynęliśmy na archipelag wysp w zatoce Jakarta (część Morza Jawajskiego). I tam po raz pierwszy nurkowaliśmy (a dokładniej Snorkeling). Dzisiaj po raz kolejny podziwiałam podwodny świat na Sulawesi z Rani (w cieśninie Makasarskiej). Czułam się jak w programie National Geographic. Kolorowe ławice ryb, do tej pory oglądane jedynie w akwarium w dodatku złożone z kilku a nie setek rybek, delikatnie łaskotały mnie po nogach. Mogę więc zaśpiewać z Anią Dąbrowską: „Nigdy nie mów nigdy” (co prawda tam chodziło o miłość;). 

Praktycznie cała rafa koralowa nieopodal Jakarty była martwa. W skamieniałych, szaroburych koralach gnieździły się głównie czarne jeżowce. Mimo wszystko, jak na moje pierwsze doświadczenie, byłam zachwycona. Głównie rozmiarem rafy i jej różnorodną strukturą. Podczas nurkowania na Sulawesi przekonałam się jednak, że tkwiłam wtedy w platońskiej jaskini, podziwiając jedynie odbicie prawdziwej idei. Już kilka metrów od brzegu tętniło nieposkromione podwodne życie. Różnobarwna rafa, mieniąca się w południowym słońcu, delikatnie falowała w rytm harmonijnych morskich fal. Między bujnymi polipami przepływały tęczowe ławice maleńkich rybek a w zakamarkach chowały się płaskie rozgwiazdy. Niezliczone gatunki tropikalnych ryb łakomie skubały obfitą, podwodną łąkę. Prężny ekosystem przypominał miasto w godzinach szczytu ;).

 Karmienie rybek ryżem, zdjęcie z łodzi. 

 Zachód słońca pośrodku majestatycznego morza. 
Morska bryza delikatnie głaszcze policzki i rozwiewa szorstkie od soli włosy. Do portu przypłynęliśmy skąpani w egipskich ciemnościach. Niebo przecinały gwałtowne błyskawice.

 Gdy kolejnego dnia płynęliśmy na wyspę przed naszą łodzią pojawiło się stado delfinów. Kilkakrotnie przepłynęły nawet pod naszą łodzią!

 Rani poznałam dwa lata temu na Jawie. W tym roku spotykamy się już po raz trzeci. Palu, miasteczko, w którym obecnie mieszka Rani, nie jest w żaden sposób atrakcyjne turystycznie (nie licząc przybrzeżnej rafy koralowej, ale w Indonezji akurat o to nie trudno) jednakże dla mnie największą wartość w podróżach stanowią spotkani ludzie. Wszystko inne mogę sobie wyguglać, nie muszę widzieć na własne oczy. Muszę za to porozmawiać, przeżyć i poczuć. Wtedy dopiero miejsca ożywają i wzbogaca się nasze doświadczenie i rozumienie (ach ten Weber i Verstehen). 

Rani jest bardzo religijna. Co prawda nie modli się 5 razy dziennie (no i pewnie dzięki temu tak długo się ze sobą przyjaźnimy, ponieważ nie jest bezmyślnie zaślepiona w przestrzeganie zasad;). Ostatnio stwierdziła, że modli się do Boga o "mocne buty", bo wie, że jej droga nie będzie łatwa i lekka, tylko wyboista i kręta więc wszystko, czego może chcieć to porządne buty a wtedy bez problemu ją przejdzie.

Na szczęście na plaży byłyśmy w środę, więc nie było tam praktycznie nikogo i mogłam kąpać się w bikini. Rani zachowała swój strój ze zdjęcia powyżej (oprócz kurtki i kasku oczywiście;). Gdy po powrocie do domu ciocia zapytała się o zdjęcia powiedziałam, że wyczerpały nam się baterie (w sumie na końcu aparat padł, więc tak bardzo nie minęłam się z prawdą). W ubiegłym roku na sam widok mojego odkrytego ramienia (koszula z długim rękawem lekko mi się zsunęła) zapadła krępująca cisza.

A tak poza tym dzisiaj zaczęłam już jeść!

Photos by Greg, Rani & Ania.