Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

czwartek, 13 października 2011

14.10.2011 - Piątek

Ostatnio jedna znajoma zabrała mnie na tzw. Múa rối nước, czyli na lalkowy teatr na wodzie (water puppet). Q (bo tak ją nazywam, uproszczona wersja jej imienia) była praktycznie jedyną Wietnamką na widowni, która składała się głównie z obcokrajowców. Przed teatrem zatrzymywały się hotelowe autobusy, które zawoziły swoich klientów na spektakl, zapewniając w ten sposób „lokalną” atrakcję i kontakt z miejscową kulturą. Całe przedstawienie odbywa się w „basenie”, w którym jest do pasa wody. To właśnie tafla wody stanowi scenę wszelkich historii. Obok wody znajduje się orkiestra i soliści. Lalki (sterowane jakoś przedziwnie w wodzie, a nie w powietrzu) odgrywają sceny wyśpiewywane przez zespół. Q stwierdziła, że nie przepada za tego typu muzyką, woli MTV, za to pokolenie jej dziadków, a nawet rodziców lubi tego słuchać. Teatr wodny jest główną atrakcją podczas wszelakich festiwali, więc naoglądała się już całkiem sporo. Stwierdziłam, że przynajmniej można to sprzedawać turystom. W ciągu dnia odbywa się kilka pokazów. Ja oglądałam przy pełnej widowni, pewnie nawet 100 osób mogło tam być. Nastawienie młodego pokolenia jakoś specjalnie nie dziwi. Któż z nas bowiem dla rozrywki poszedłby na występy Mazowsza? Moje kultywowanie folkloru ogranicza się jedynie do „Hej sokoły” i „Szła dzieweczka do laseczka”, i to raczej rzadko na trzeźwo.  


Teatr wodny ma długą tradycję, sięga już XI wieku. Jest to rozrywka chłopska, wywodząca się z pól ryżowych pozalewanych przecież wodą. W ten sposób dostarczano sobie zabawy i zaspokajano duchy. Oczywiście tematy dotyczyły życia codziennego, cóż bowiem może wymyślić człowiek pracujący na roli i znający tylko takie życie? Przecież nie będzie podejmował tematów wykraczających poza jego codzienne doświadczenia. Może wejść jeszcze w sferę sacrum, czcić duchy przodków. Ale to też stanowi jego codzienność, jest kontynuacją znanych mu wierzeń, tradycji, rytuałów jego ojców. Więc drewniane kukiełki w rytm muzyki odgrywały sceny sadzenia ryżu, kłótni wieśniaków o woły (coś w stylu Kargula i Pawlaka), wyścigów koni, zrywania kokosów. Pieśń o zrywaniu kokosów jest adaptacją znanego malowidła. Żona prosi męża, aby ten wspiął się na drzewo i zerwał kokosy, to ona pójdzie na targ i je sprzeda. 


Oczywiście nie mogło zabraknąć motywu ze smokiem. Wszakże Hanoi, to miasto „WZLATUJĄCEGO SMOKA”. Według legendy cesarz, który przyczynił się do budowania świetności Wietnamu właśnie takiego smoka na niebie zobaczył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz