Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

niedziela, 23 października 2011

23.10.2011 - Niedziela

W życiu piękne są tylko chwile!

Niby to takie oczywiste, ale zawsze zaskakuje. Możemy się cieszyć, tylko krótkimi chwilami, to one są niejako esencją. Spotkałam tutaj kiedyś pewnego Francuza, który już dwa lata podróżował po Azji. Ma jakoś 36 lat (A poznałam go zupełnie przypadkiem. A Mianowice:P: Studiowałam w Niemczech z Marcosem z Meksyku. Gdy napisałam do niego, że jadę do Hanoi, to on stwierdził, że ma znajomą w Hanoi, i że musimy się we dwie spotkać. Więc spotkałam się z Q, studiowała w Lipsku w tym samym czasie, gdy ja byłam w Magdeburgu. Q zadzwoniła po swoją znajomą, żeby się do nas przyłączyła na kawę. Znajoma Q przyszła z kolesiem z Couch Surfingu, którego właśnie nocowała, no i to właśnie jest ten Francuz. Oprócz tego ta znajoma, gdy się dowiedziała, że jestem z Polski bardzo się ucieszyła, gdyż ma koleżankę, która przez 7 lat studiowała w Krakowie. No i nas umówiła. Teraz od czasu do czasu spotykam się z tą wietnamską „Olą”, która mówi po polsku. No a wszystko zaczęło się od Marcosa:P).  No i ten Francuz… stwierdził, że w podróży najbardziej cieszą go drobnostki, małe przyjemności. A mówił to w momencie, gdy pił wietnamską kawę z mlekiem i lodem. Jego twarz promieniała radością i stwierdził, że to najpiękniejszy moment, którego ostatnio doświadczył. Po prostu picie aromatycznej kawy. No i dlatego właśnie cały czas podróżuje, dla tych krótkich chwil przyjemności, które stanowią sens wszelkiego wysiłku. 

I ja wczoraj doświadczyłam czegoś bardzo podobnego. Tradycyjnie pracowałam. Jestem nieco przeziębiona, chyba nawet miałam gorączkę, cały czas smarkam. Po pracy miałam się spotkać z jednym kolesiem, znajomym naszej rodziny, żeby pogadać sobie po ingliszu. No rodzinie się tutaj nie odmawia :P. Nie za bardzo mi się chciało, bo po całym dniu padałam, no i zdawało mi się, że to spotkanie dodatkowo mnie zmęczy. Okazało się być naprawdę świetnie. Koleś zabrał mnie w niesamowite miejsca. Na początku spijałam koktajl z papai na tarasie, z którego rozpościerał się widok na całe jezioro Hoan Kiem. Siedziałam ponad zatłoczonymi, dudniącymi ulicami i po prostu wpatrywałam się w spokojną taflę jeziora. Właśnie dla takich chwil warto żyć! Ale to nie koniec atrakcji. Pojechaliśmy zobaczyć most. Pomyślałam, że to chyba nie ma sensu, bo przecież mam chore gardło i nie lubię przedzierać się przez miejską dżunglę. Ostatecznie dałam za wygraną i pojechaliśmy. Ja nie musiałam prowadzić, woziłam się na tylnym siedzeniu skutera. Potężna stalowa konstrukcja zbudowana na początku XX wieku liczyła jakieś 2 km długości! Było już ciemno i widać było światła innych motocykli i równoległy most, oświetlony zwyczajnymi latarniami ulicznymi. Wszystko odbijało się w Rzece Czerwonej. Niesamowite. Uczyłam się w szkole geografii i wkuwałam te wszelkie dziwne nazwy państw, mórz, rzek, gór. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedyś właśnie ponad taką rzeką będę jechać. Byłam gdzieś pomiędzy ziemią a niebem, jadąc po długim moście mogłam przepuszczać przez palce wilgotne powietrze. I wtedy sobie pomyślałam, że właśnie dla tej chwili warto było tutaj przyjechać i spędzić już niemalże miesiąc. Teraz, gdy słyszę: Rzeka Czerwona, nie jest to dla mnie puste pojęcie, kolejna nazwa geograficzna, teraz te słowa mają dla mnie zupełnie nowe znaczenie.

Życzę więc wszystkim, sobie również, abyśmy w naszym życiu takie drobne chwile potrafili zauważać i potrafili się z nich nieustannie cieszyć!

Usiłuję wyłapać ludzi przewożących dziwne ładunki, ale zazwyczaj mi uciekają! Ale kiedyś wstanę wcześnie i pójdę w okolice targowiska, w momencie, gdy handlarze się zjeżdżają! Można zobaczyć wtedy całe świnie na motorze i wiele innych ciekawych rzeczy:) Focia z trzema osobami na skuterze., ale widziałam piątkę dorosłych! Często rodzice jeżdżą z dwójką małych dzieci, ale to jakby standard, jakoś specjalnie nie dziwi. Za to ja wchodzę na wyższy poziom głupoty i robię zdjęcia podczas jazdy na rowerze.










3 komentarze: