Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 26 listopada 2011

26.11.2011 - Sobota

Jestem już tutaj dwa miesiące! Normalnie wcale tego nie czuję. Proces adaptacji trwa tutaj niesamowicie długo. Oprócz tego zawsze będzie mi towarzyszyło uczucie bycia „inną”. Rzucam się w oczy z daleka swoim wzrostem, oczami,  kolorem skóry i włosów (w sumie figurą też, wg wietnamskich standardów jestem gruba: w sklepach dominuje rozmiar 34:P), zwłaszcza w autobusach, nieturystycznych dzielnicach, miejscach, do których chadzają wyłącznie miejscowi. Zawsze też będę brana za turystkę. Każdorazowo na mój widok zwalniają taksówki, czekający na klientów kierowcy motocykli już z przeciwnej strony ulicy krzyczą na mnie chcąc wcisnąć mi swoje usługi, uliczni sprzedawcy nigdy nie przepuszczą okazji, żeby zaproponować mi swoje towary. Wczoraj na przykład o godzinie 20 wyszłam na ulicę i czekałam na znajomą, ledwo wyszłam z bramy a już na mój widok zatrzymały się dwie taksówki. A było już ciemno i na ulicy byli inni ludzie.

Wczoraj też byłam w tzw. Coffee shopie, całe wnętrze było wykonane z bambusa. Naprawdę urocze miejsce. Siedzieliśmy na podłodze przy malutkich stolikach. Do tego była gitara i śpiewający na żywo koleś. Byli tam sami Wietnamczycy, oczywiście ledwo zdążyłam usiąść a już śpiewający koleś zadedykował specjalnie dla mnie piosenkę (kiedyś byłam w innym miejscu i było dokładnie tak samo), następnie zagrał na flecie jakąś ludową melodię. 

Bycia odmieńcem cd.:  wiele osób podchodzi i chce sobie zrobić ze mną zdjęcie. Są to głównie nastolaty, które mnie obejmują jak dobrą znajomą i stroją zabawne miny.  Inni pokazują palcami na ulicy, albo wyciągają telefony i po prostu mnie fotografują (a jeżeli idziemy grupą to już wzbudzamy spore zainteresowanie). Ciekawe czy już wylądowałam na jakiejś fotce.vn. Zdarza się, że ktoś podchodzi i podekscytowany zaczyna ze mną rozmawiać po angielsku, czasami po wietnamsku i się dziwi, że nie rozumiem. Często jestem pierwszym białasem, jakiego ktoś w życiu widział (a w centrum i dzielni turystycznej naprawdę ich sporo), albo z którym rozmawiał (tyczy to się zwłaszcza gości przychodzących do naszego domu). Bycie białasem oznacza wieczne przepłacanie, błędy w rachunkach itp. Nieustannie trzeba uważać i dopominać się o swoje interesy.


Dzisiaj już trzeci dzień jeździłam moją starą Hondą po mieście, jestem po prostu old school, vintage hipster. Dzisiaj pokazałam moją Hondę znajomym i jeden z nich stwierdził, że takimi jeżdżą tylko rolnicy z prowincji, którzy przywożą do stolicy świnie, kury, warzywa i inne towary w beczkach. 


Powinnam więc doczepić sobie jakiś ładunek. Honda jest stara, ale jara. Co prawda wczoraj mi się zepsuła na środku skrzyżowania, ponoć akumulator był za słaby. Nikt nią długo nie jeździł. Oczywiście kilka sekund mi zajęło, zanim się zorientowałam, że muszę wrzucić na luz, żeby móc ją popchać na pobocze:P. Tam zagarnęłam jakichś kolesi, żeby ją spróbowali odpalić, ale się nie dało, więc musiałam ją prowadzić do szkoły, na szczęście tylko 300 metrów. Niby ją naprawili, mam nadzieję, że będzie śmigać. 
Oto moja fura (w sumie rower też mój, obok "normalny" skuter mojej host-siostry):
Już coraz lepiej mi idzie:). Kilka krótkich filmików do obejrzenia, tak, żeby mieć wyobrażenie jak wygląda tutaj ruch uliczny:

 

2 komentarze:

  1. na prawdę szacun za poruszanie się w takich warunkach!

    OdpowiedzUsuń
  2. Andź, zajebista bryka! Respect! We Wro też będziesz jeździła na skuterze i w maseczce?:)

    OdpowiedzUsuń