Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 1 listopada 2011

01.11.2011 - Wtorek

Wczoraj poszłam do sklepu, aby doładować swój telefon. Wchodzę do salonu (marki Viettel), za szkłem liczne modele telefonów a w głębi pomieszczenia kobieta wyjmuje z worka żywą kurę (taką z piórami, gdaczącą) i daje ją innemu kolesiowi. Ten ją bierze i wychodzi z kurą na zewnątrz i daje jeszcze jakiejś innej kobiecie a następnie podchodzi do mnie i mnie obsługuje. Więc pokazałam mu stan mojego konta, wręczając stówę Dongów. Od razu zrozumiał o co mi chodzi i doładował mi telefon. Podziękowałam i wróciłam do domu. W drodze powrotnej pomyślałam sobie: czemu mnie ta kura nie zaskoczyła? Hehe, normalnie wrastam w rzeczywistość, staję się powoli coraz bardziej wietnamska. Później w życiu robię inne dziwne rzeczy i sama nie wiem, czy coś wypada, czy też nie. Bo tak sobie wyobrażam taką kurę w salonie Ery (oj, T-Mobile). Wtedy zaczęłabym się zastanawiać, co to za kampania promocyjna z motywem kury? A tutaj po prostu widać, że w sklepie z telefonami kurą się handluje. Kura ma zapewne znosić jaja, albo będzie z niej obiad, a nie jest motywem reklamowym:P. Aa, w celu wyjaśnienia tylko dodam, że sklepy i różne salony rzemieślnicze zazwyczaj mieszczą się na parterze budynków mieszkalnych. W ciągu dnia handlujemy, a wieczorem to samo pomieszczenie staje się salonem, kuchnią bądź też sypialnią. Sklep jest częścią domu. Zaraz za zasłoną może mieścić się inny pokój, w którym właśnie jakiś domownik ogląda telewizję, śpi, dzieci odrabiają lekcję czy też kobieta gotuje obiad. 

Tak też wyglądała „uliczna restauracja”, w której ostatnio jadłam, a raczej spotkałam się z Wietnamczykami na tzw. „party” (nie dajcie się zwieść nazwą). Na chodniku ustawione były malutkie taboreciki, które nie sięgają nawet do kolan, i równie malutkie stoliki. Przy ścianie frontowej stał stół, na którym przygotowywane były zestawy. Zamówiliśmy mięso i warzywa, a następnie sami je smażyliśmy na patelni na naszym stoliczku (oczywiście patelnia stała na płycie grzewczej). Właściciele restauracji wchodzili do domu, żeby tam dokroić mięso czy też sięgnąć po inne dodatki. W głębi bawiła się mała dziewczynka. 





 
Party skończyło się spijaniem koktajli owocowych, a w moim przypadku spijaniem i wyjadaniem kokosa :) 

 
 Z innych ciekawostek... Spotkałam kiedyś Wietnamczyka, który podróżował po Europie i najbardziej go zaskakiwało, że „tam”, nikt sobie nie mówi „hello”. On często mówił do ludzi na ulicy hello (np. w Paryżu) i nikt mu nie odpowiadał. A „tutaj”, czyli w Wietnamie, jest znacznie łatwiej zawierać ze sobą znajomości, można zacząć rozmowę z każdą osobą na ulicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz