Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

środa, 23 listopada 2011

23.11.2011 - Środa

Wczoraj byłam na 21. urodzinach mojej host siostry i jej innych koleżanek z roku. W sumie było cztery solenizantki. Wpadłam tylko na chwilkę, w przerwie w pracy, bo musiałam jeszcze wrócić do przedszkola. Impreza urodzinowa, a może raczej urodziny, bo impreza to za duże słowo, zaczęły się w południe, gdy wszyscy skończyli zajęcia na uniwerku. Poszliśmy do klubu karaoke. Dziewczyny przyniosły dla każdego po kebabie (płaska buła, nie tak napakowany jak u nas), obsługa baru przyniosła napoje: colę, zieloną herbatę i wodę mineralną. Później jeszcze był tort. Wszyscy od razu podekscytowani zaczęli śpiewać. W końcu taka okazja, żeby się wykazać. I nie było to wspólne śpiewanie, ale indywidualne. Każdy próbował swoich sił, raz lepiej, raz gorzej. Przez kilka minut mógł się poczuć jak gwiazda dzierżąc w dłoniach mikrofon. Jakoś nie specjalnie poczułam atmosferę wspólnego świętowania. Ale może to było tylko moje odczucie, zwłaszcza że nie znałam zbyt wielu osób (ale w sumie nie wszyscy się znali). Wtedy też sobie pomyślałam jak bardzo moje życie studenckie odbiegało od wietnamskiego życia studenckiego mojej host siostry. Przyznam się, że zostałam zmuszona do zaśpiewania jednej piosenki, nawet już nie pamiętam jakiej, ale na szczęście nie sama. Zresztą nie znałam repertuaru. Dominował wyjęczany wietnamski pop i „zachodnie” hity: Westlife, Backstreet Boys i Spice Girls (i to tak na poważnie). Szczerze się przyznam, że nie za bardzo tego w dzieciństwie słuchałam. Wszyscy się zdziwili, dlaczego ja takich ważnych zespołów nie znam, przecież są na całym świecie popularni (chyba byli 15 lat temu)więc powinnam wszelkie piosenki znać na pamięć. Zapytałam, czy w takim razie będzie Kelly Family, bo w akademiku czasami „Angel” sponsorował imprezy i już chciałam się wykazać, że cos kojarzę, ale niestety tego już nie znali.  Impreza zakończyła się około 16 (ja wyszłam o 14). Wszyscy ponoć pozdzierali sobie gardła, zabawa więc była przednia (nie mylić z przaśna). Jeden z hitów imprezy, lepszego nie znajdziesz:  

Czasami odnoszę wrażenie, że obserwuję jakieś groteskowe przedstawienie, albo raczej tragikomedię (i bynajmniej nie nawiązuję do Goffmana i jego teorii  człowieka w teatrze życia codziennego:P). Dość często można spotkać policję jeżdżącą samochodem dostawczym (nazwijmy to suką policyjną) mającą na celu przegonić ulicznych sprzedawców herbaty, owoców, wszelakich dań, mydła i powidła. Jadą oni powoli jezdnią i krzyczą przez megafon (pewnie: zwijać manatki i spadówa!). Wtedy wszyscy pośpiesznie składają malutkie taboreciki i udają, że się zmywają i już ich nie ma. Oczywiście tylko czekają, aż policja przejedzie 10 metrów dalej i na nowo je rozkładają. Czasami nawet ich nie składają, tylko się nad nimi pochylają, żeby udowodnić, że nie lekceważą sobie wskazań władzy. To samo z zaparkowanymi na chodnikach skuterami. Kierowcy udają, że właśnie je przestawiają, a tak naprawdę tylko lekko je popychają naprzód, albo trzymają kierownicę imitując jakiś ruch. Po przejeździe takiej suki zasadniczo nic się nie zmienia. Wszystko wraca do dawnego porządku. Ale każdy swoją rolę odegrał, może niezbyt starannie i przekonująco, ale można odfajkować: zadanie wykonane. A w tym wszystkim najbardziej absurdalny jest fakt, że na każdym rogu znajduje się uliczna knajpa, każdy centymetr chodnika zajęty jest przez ulicznych rzemieślników, sprzedawców i skutery. Nie ma innej opcji, to są najbardziej charakterystyczne wyznaczniki życia w Ha Noi :P. Wszyscy w takich knajpach jedzą, każdy musi gdzieś ten motocykl zaparkować, no inaczej nie da rady. To nawet nie jest walka z wiatrakami, zresztą chyba nie o walkę z czymkolwiek chodzi. O co właściwie c'mon, nie mam pojęcia!

Jeszcze dopiszę, że jutro mój debiut na skuterze, a raczej starej domowej Hondzie, coś w tylu naszego Rometa, gdzie trzeba zmieniać biegi. Niby to trudne nie jest, ale nie za wiele poćwiczyłam, a od razu wpakuję się w korek, innego wyjścia nie ma. Moi bracia zawsze mieli jakieś motocykle, od dzieciaka, a ja nigdy nie spróbowałam a teraz od razu na żywioł, ale będzie dobrze! Mam nadzieję, że dam radę!!! Ale stres lekki jest. Jutro się odezwę:)

1 komentarz: