Chciałabym doprecyzować moje ostanie wpisy. Absolutnie nie żałuję ani
życia w Wietnamie, ani powrotu do Polski.
Chciałam podzielić się refleksjami o
podejmowaniu decyzji. Są momenty w życiu, w których zaczynam czuć, że przestaję
się rozwijać. Popadam w rutynę. Dni coraz bardziej upodobniają się do siebie,
zlewają się w jedno. Nie chcę po prostu tak kontynuować. Nie chcę odpowiadać „Stara
bieda, nic nowego!" I nie
chodzi tylko o rozwój zawodowy, ale i emocjonalny czy też interpersonalny. Nie
każdemu działaniu muszą towarzyszyć fajerwerki, słonie, węże i gekony.
Tylko wtedy, gdy wiem DLACZEGO coś robię (bo np. zdobywam nowe umiejętności, odkładam na wakacje, ćwiczę swoją cierpliwość)
mam energię a nie wegetuję od poniedziałku do niedzieli. I tak razy 52 tygodnie
i rok minął.
Dawniej myślałam, że mogę rzucić monetą i
zdać się na los. Lecz teraz kiedy teraz nie wiem (jakby to napisał Różewicz „Prawa
i obowiązki”) wiem, że warto mieć SWOJE pragnienia, warto mieć chociażby lekko żarzącą
się iskierkę, za którą można podążyć.
Podpisano: dziecko postmodernizmu, w którym
każda opcja jest na wyciągnięcie ręki
O Cudownie :) <3
OdpowiedzUsuńSuper! :)
OdpowiedzUsuń