Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

czwartek, 14 stycznia 2016

O japonkach w tropikach i puchowych kurtkach

Wracam. Z pisaniem prawie jak z mówieniem w obcym języku – nieużywane szybko odchodzi w niepamięć. Chcę wrócić do cząstki tego mojego małego świata. Pisząc owijam się w kokon nostalgicznych wspomnień, spontanicznych skojarzeń , przesadnych emocji  a czasami chłodnych  obserwacji. 

Ostatnio zapytałam znajomego dlaczego nie pisze już swojego bloga. On odparł, że przestał pić i sam nie wie co ma o tym sądzić. Ja mogłabym analogicznie stwierdzić, że przestałam pisać, bo wróciłam do Polski i sama nie wiem co mam o tym sądzić. Albo jeszcze do niedawna nie wiedziałam. A minęło 1,5 roku. 

Wyszłam z założenia, że już nie mam o czym pisać. Odyseusz dotarł do Itaki i historia zakończona. Podczas studiów socjologicznych głowiliśmy się nad pomysłami do badań. Nasz profesor mawiał, że tematy leżą na ulicy. Wystarczy wyjść. Leżą, skaczą a może i szwendają się  po chodnikach. Trzeba tylko spojrzeć. Czasami przystanąć, przycupnąć, odczekać, zmienić kąt obserwacji. 

Długo biłam się z myślami co ja właściwie tutaj (w Polsce) robię. Wróciłam w lipcu 2014 roku. Gdy temperatura spadała poniżej 25 stopni Celsjusza natychmiast dostawałam gęsiej skórki. W dodatku nie miałam ciepłych ubrań i uparłam się, że ich nie kupię. [Najcieplejszą kurtkę, jaką w życiu posiadałam, zawiozłam do Wietnamu na prośbę Uśmiechniętej Thao. Jej mama mieszka w Centrum Wietnamu, gdzie w zimie temperatura może spaść do około 10 stopni co przy olbrzymiej wilgotności powietrza sprawia, że ziąb przeszywa do szpiku kości. Uśmiechnięta Thao martwiła się o mamę, bo nie miała żadnych porządnych ubrań, które ochroniłyby jej kościste ciało przed  chłodem. Na targu dominowały cienkie poliestrowe kurtki z Chin. Z mojego słownika zniknęło słowo „zima” i „życie w Polsce” więc cieszyłam się, że mogę oddać kurtkę a drugiej takiej można szukać ze świecą].  

Temperatura w Polsce spadała a ja kontynuowałam swój bunt myśląc, że dzięki zakładaniu letnich ubrań sprawię, że słupek rtęci poszybuje w górę. W dodatku większość zimowych kolekcji jest czarna, szara lub brązowa. Wróciłam ze słonecznych tropików, gdzie im więcej masz na sobie jaskrawych błyskotek, tym lepiej. Moim największym wyzwaniem był zakup skarpetek. W Wietnamie skarpetki z jednym palcem, idealnie pasujące do japonek, stanowiły jedną z obowiązkowych części garderoby, która chroniła stopy przed słońcem. Tak samo jak i rękawiczki przeciwsłoneczne (kurtki oraz spódnice zapinane na rzepy). Moje stopy akurat, jedyna część ciała obok dłoni, połyskiwały brązową opalenizną. Egzamin z ochrony przed lejącym się z nieba żarem zdałabym zapewne na czwórkę z plusem. 

I znów azjatyckie wywody. A przecież byłam w Polsce i marzłam. Przeraźliwie marzłam. Może w ten sposób zahibernowałam swój mózg, który nie chciał konfrontować się z powrotem. 
Na blisko rok zaszyłam się na wsi. Arystoteles mówił o zasadzie złotego środka. Budda równowagę porównuje do struny w gitarze: nie może być zbyt mocno, ani zbyt słabo naprężona, ponieważ wtedy dźwięk ulega deformacji. Ja wbrew radom mędrców z 10 milionowej metropolii przeniosłam się na prowincję. Krzyżowa liczy 230 mieszkańców. 10 000 000 kontra 230, a może i 231. Nie jestem pewna, czy mnie policzyli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz