Wracam. Z pisaniem prawie
jak z mówieniem w obcym języku – nieużywane szybko odchodzi w niepamięć. Chcę
wrócić do cząstki tego mojego małego świata. Pisząc owijam się w kokon nostalgicznych
wspomnień, spontanicznych skojarzeń , przesadnych emocji a czasami chłodnych obserwacji.
Ostatnio zapytałam
znajomego dlaczego nie pisze już swojego bloga. On odparł, że przestał pić i sam
nie wie co ma o tym sądzić. Ja mogłabym analogicznie stwierdzić, że przestałam
pisać, bo wróciłam do Polski i sama nie wiem co mam o tym sądzić. Albo jeszcze
do niedawna nie wiedziałam. A minęło 1,5 roku.
Wyszłam z założenia, że
już nie mam o czym pisać. Odyseusz dotarł do Itaki i historia zakończona.
Podczas studiów socjologicznych głowiliśmy się nad pomysłami do badań. Nasz
profesor mawiał, że tematy leżą na ulicy. Wystarczy wyjść. Leżą, skaczą a może
i szwendają się po chodnikach. Trzeba
tylko spojrzeć. Czasami przystanąć, przycupnąć, odczekać, zmienić kąt obserwacji.
Długo biłam się z myślami
co ja właściwie tutaj (w Polsce) robię. Wróciłam w lipcu 2014 roku. Gdy temperatura
spadała poniżej 25 stopni Celsjusza natychmiast dostawałam gęsiej skórki. W
dodatku nie miałam ciepłych ubrań i uparłam się, że ich nie kupię. [Najcieplejszą
kurtkę, jaką w życiu posiadałam, zawiozłam do Wietnamu na prośbę Uśmiechniętej
Thao. Jej mama mieszka w Centrum Wietnamu, gdzie w zimie temperatura może spaść
do około 10 stopni co przy olbrzymiej wilgotności powietrza sprawia, że ziąb
przeszywa do szpiku kości. Uśmiechnięta Thao martwiła się o mamę, bo nie miała
żadnych porządnych ubrań, które ochroniłyby jej kościste ciało przed chłodem. Na targu dominowały cienkie
poliestrowe kurtki z Chin. Z mojego słownika zniknęło słowo „zima” i „życie w Polsce”
więc cieszyłam się, że mogę oddać kurtkę a drugiej takiej można szukać ze
świecą].
Temperatura w Polsce
spadała a ja kontynuowałam swój bunt myśląc, że dzięki zakładaniu letnich ubrań
sprawię, że słupek rtęci poszybuje w górę. W dodatku większość zimowych
kolekcji jest czarna, szara lub brązowa. Wróciłam ze słonecznych tropików,
gdzie im więcej masz na sobie jaskrawych błyskotek, tym lepiej. Moim największym
wyzwaniem był zakup skarpetek. W Wietnamie skarpetki z jednym palcem, idealnie
pasujące do japonek, stanowiły jedną z obowiązkowych części garderoby, która
chroniła stopy przed słońcem. Tak samo jak i rękawiczki przeciwsłoneczne (kurtki
oraz spódnice zapinane na rzepy). Moje stopy akurat, jedyna część ciała obok
dłoni, połyskiwały brązową opalenizną. Egzamin z ochrony przed lejącym się z
nieba żarem zdałabym zapewne na czwórkę z plusem.
I znów azjatyckie wywody.
A przecież byłam w Polsce i marzłam. Przeraźliwie marzłam. Może w ten sposób
zahibernowałam swój mózg, który nie chciał konfrontować się z powrotem.
Na blisko rok zaszyłam się na wsi. Arystoteles mówił o zasadzie złotego środka. Budda równowagę porównuje do struny w gitarze: nie może być zbyt mocno, ani zbyt słabo naprężona, ponieważ wtedy dźwięk ulega deformacji. Ja wbrew radom mędrców z 10 milionowej metropolii przeniosłam się na prowincję. Krzyżowa liczy 230 mieszkańców. 10 000 000 kontra 230, a może i 231. Nie jestem pewna, czy mnie policzyli.
Na blisko rok zaszyłam się na wsi. Arystoteles mówił o zasadzie złotego środka. Budda równowagę porównuje do struny w gitarze: nie może być zbyt mocno, ani zbyt słabo naprężona, ponieważ wtedy dźwięk ulega deformacji. Ja wbrew radom mędrców z 10 milionowej metropolii przeniosłam się na prowincję. Krzyżowa liczy 230 mieszkańców. 10 000 000 kontra 230, a może i 231. Nie jestem pewna, czy mnie policzyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz