Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

niedziela, 15 września 2013

Smocze oko z kokosem

Odkąd przeprowadziłam się do nowego mieszkania nie mam nic przeciwko byciu domatorką. Ja i kanapa rozumiemy się bez słów. Oczywiście w niedzielny poranek (czyt. o 8.00) nie mogło obyć się bez żabiej kawy z Nguyen. Dzisiaj rozmawiałyśmy z panią sprzedającą orzeszki. W drodze powrotnej z centrum do dzielnicy drugiej (tam właśnie znajduje się moje Beverly Hills) tradycyjnie już wstąpiłam na zielony targ i zaopatrzyłam się w owoce i orzechy: kokosy, ananasy, mango, banany i passiflory. 

Gdyby nie te owoce już dawno by mnie tutaj nie było. Jak wiadomo owoce są pierwszym podstawowym kryterium, którym się kieruję w wyborze miejsca mej egzystencji. I religia. Kraj nie może być rządzony przez fundamentalistów. Po powrocie do domu szybko przygotowałam sałatkę owocową. Zmiksowałam miąższ z kokosa wraz z wodą (kokosową oczywiście: o tak, w środku kokosa jest woda a około półcentymetrowa warstwa miąższu przyklejona jest do ścianek. W zależności jak bardzo kokos jest dojrzały miąższ może mieć konsystencję galaretki, albo będzie twardy jak marchewka). I dzisiaj nieco musiałam się posiłować, żeby go wyciągnąć ze środka. Kokosowym sosem polałam pokrojone w drobne kawałki mango, ananasa i banany. A na samym wierzchu jeszcze miód z kwiatów longana. Przywiozłam go z Indonezji i za każdym razem, gdy sięgam po dużą butelkę, czuję się jak Kubuś Puchatek, który nie potrafi przestać. W dodatku ta nieszczęsna czekolada. Jeszcze trochę zostało z kilogramowej tabliczki ;). 

Longan z zewnątrz nieco przypomina młode ziemniaki. Rośnie na drzewach w kiściach i jest wielkości mirabelek. Należy do tej samej rodziny co liczi. Jego nazwa pochodzi z chińskiego i oznacza dosłownie: „smocze oko”. Po obraniu, w środku znajduje się półprzezroczysty, białawy miąższ i czarna pestka: wyglądem przypominające gałkę oczną, a czy akurat smoka… Nie śmiem wątpić. Owoc znajduje się na czerwonej liście gatunków zagrożonych wyginięciem. 

 Longan

Mogłabym przepowiadać kiedy spadnie deszcz. Niezależnie od pory dnia, nie ma bowiem tu żadnej prawidłowości, zacznie padać gdy:
1. Rozwieszę pranie
2. Postanowię pojechać na zakupy (oczywiście na skuterze).
I żaden dzień nie ujdzie mi na sucho! 

Podwójne pranie: wczoraj rozwiesiłam je na sznurku i pojechałam na zakupy i o dziwo akurat lunęło jak z cebra! Wszystkie ręczniki i pościel poskładał mój ulubiony ochroniarz, ale nie miałam jak wysuszyć w domu więc dzisiaj zrobiłam drugie podejście. Po wietnamsku pranie suszy się na wieszakach zawieszonych na metalowym stojaku: u nas używa się ich jako prowizorycznych szaf. Sznurki zajmują za dużo miejsca, a tutaj to towar deficytowy.

Kilka zwyczajów drogowych podczas pory deszczowej. Przed deszczem najlepiej schronić się pod wiaduktem. Wjeżdżasz i czekasz, aż deszcz ustanie. I w ten oto sposób korkuje się cała droga. Kierowcy zatrzymują się na środku ulicy, oby „pod dachem”. 

Płaszcz przeciwdeszczowy najlepiej chroni, gdy założy się go również na przód skutera, przykrywając tym samym przednią lampę. Ostatnio prawie wjechałam w takiego kierowcę, który wyjechał na główną z podporządkowanej (to tutaj standard). Nie dość, że ciemno, to jeszcze sam sobie zakrywa światło. I nie on jeden. W dodatku jechał z dzieckiem. Im uszło na sucho. A ja moknę i klnę pod nosem. A trzeba wyluzować! 

Wczoraj miałam pojechać do Delty Mekongu na mojej hondzi, ale niestety lało jak z cebra, tak, że świata widać nie było a krople deszczu wbijały się w skórę jak igły. Nie poczułam żadnej różnicy: chyba nie zostanę fanką akupunktury. Zostałam więc z domu i nawet opracowałam roczny plan z siedmioma punktami. 

A na koniec kilka zdjęć z kwiaciarni pod gołym niebem. Przechadzasz się między alejkami i wybierasz roślinkę: 

 Hoai wybiera kwiatki na mój taras. Oczywiście zakryta od stóp do głów: słońce jest zbyt mocne, żeby chodzić odkrytym. A przed słońcem chronią się głównie kobiety. Gdy w Polsce kupowałam aparat i sprzedawca się pytał co chcę fotografować, powiedziałam, że "to i owo" w Azji, bo tam mieszkam. On na to: "nie widać, przecież nie jesteś opalona". Tutaj biorę to za komplement ;).

Znajdź mężczyznę bez koszulki. To tutaj jakieś hobby: pochwal się grubym brzuchem, a niech widzą, że Ci się powodzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz