Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

czwartek, 5 września 2013

O monsunach we wrocławskim parku

We wtorek postanowiłam pojechać na zakupy. Było pochmurnie, w końcu to pora deszczowa. Późne popołudnie, tego dnia jeszcze nie padało. Czasami w ogóle nie pada, czasami lekko pokropi, albo lunie niemiłosiernie jak z cebra. Wyjechałam z bramy  i dojeżdżałam do pierwszego progu zwalniającego na moim osiedlu. Wtedy właśnie przez drogę przebiegł czarny kot. Dlatego czarne koty szlajają się bezpańsko? Filemon zapewne urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, albo w jednym z poprzednich ośmiu żyć nałapał wiele mysz, bo nikt go jeszcze nie upolował. I niby nie jestem przesądna, ale… I zaczęłam wymyślać opcję, co tu się może stać. 

Pierwsza myśl to: zatrzyma mnie policja! Za długo już jeżdżę bez kontroli. Zawsze mam odłożone 10 dolarów w portfelu na łapówkę. Powinno wystarczyć, chociaż cenę wywoławczą stanowi 25$. Moja honda (super cub) ma zaledwie 49cm sześciennych. Prawo jazdy wymagane jest od 50. W dodatku nie wygląda najlepiej. Ostatnio rdza mi zżera rurę wydechową. 

Kolejna myśl: honda się zepsuje. Bo tak się jej czasami zdarza. Nie za często, raz na 5 miesięcy pewnie, ale zawsze te chwile napawają mnie grozą i zdają się przydarzać w najgorszych możliwych okolicznościach.
Mogłabym jeszcze wtedy pomyśleć, że będę mieć wypadek, ale chyba tę opcję pominęłam. 

Zupełnie też zignorowałam czarne, kłębiące się na niebie, monsunowe chmury. Żadna to nowość, że w porze deszczowej pada. Tylko JAK pada! Otóż jak się okazuje, klimat zwrotnikowy to nie przelewki. Albo i właśnie. To są nieprzewidywalne i gigantyczne przelewki! 

I powinnam była posłuchać rady strażnika miejskiego we wrocławskim parku. Dokładnie dwa lata temu kazał uważać na deszcze monsunowe. Akurat oblewaliśmy moją obronę. W miejscach publicznych spożywać alkoholu nie wolno. Ławeczki w parku nie służą do obalania kolejnych butelek. Panowie mundurowi byli bardzo mili i na wiadomość, że za kilka dni wyjeżdżam do Azji udzielili, obok obywatelskich pouczeń, kilku praktycznych rad. I właśnie na te monsuny kazali uważać. Na ławce obok siedziała grupka młodych chłopaków, którym strażnicy przykazali odprowadzić nas do domu. Wszyscy trafiliśmy do tego samego klubu. Uwielbiałam studiować! 

Po dwóch latach jadę ciemnozieloną hondą szerokimi sajgońskimi ulicami. Część kierowców zjechała na pobocze, żeby założyć płaszcze przeciwdeszczowe. Nie zważając na lekką mżawkę przyśpieszyłam na niemalże pustej ulicy. I nagle wjechałam w sam środek ulewy. Szybko założyłam płaszcz. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby wrócić do domu. Byłam już w połowie drogi a moja lodówka potrzebowała reanimacji. Jechałam dalej. Sam środek ulewy okazał się być tylko jej skrajem i najgorsze było dopiero przede mną. Miałam zalane okulary, tusz do rzęs i deszczówka szczypały mnie w oczy tak, że niczego nie widziałam. Zresztą, musiałam praktycznie zamknąć oczy, ponieważ opady były tak potężne, że nie sposób było patrzeć przed siebie. Przez półotwarte powieki, z okularami nisko spuszczonymi na nosie (a mam dość dużą wadę wzroku), podążałam za światłami skuterów przedzierając się przez szaroburą ścianę deszczu. W kilka minut ulice były kompletnie pozalewane a honda powoli zaczęła odmawiać posłuszeństwa. „Tylko nie teraz, nie w takiej chwili” zdawałam się jej powtarzać. Co ja pocznę z zalanym silnikiem w środku ulewy? Kilka razy nie chciała wejść na obroty a ja nieprzerwanie recytowałam jak mantrę: „dasz radę, jeszcze troszkę!”. Udało się. Dojechałam do sklepu. Zanim skończyłam robić zakupy deszcz zelżał. Tylko „kropiło”. Honda odpaliła za pierwszym razem, ale gdy zatrzymałam się na chwilkę, w poszukiwaniu karty parkingowej, silnik zgasł. Zaczęłam kopanie. Raz, dwa, trzy, no odpal wreszcie! Cztery. Udało się. Zalanymi ulicami, bardziej przypominającymi kanały (oj nie wnikam co było w tej czarnej wodzie) wróciłam do domu. Po drodze mijałam kierowców walczących ze swoimi skuterami. Tym razem to nie ja miałam przymusowy postój na poboczu. Wróciłam do domu. Cudowne uczucie. Zaraz po wejściu czekał mnie gorący prysznic. Po monsunach nie zostało na mnie ani śladu. 

I dobrze, że nie jestem przesądna. Pecha nie miałam. Trafiłam jedynie na deszcz monsunowy w klimacie zwrotnikowym. A po majowym deszczu się rośnie! Chyba coś pomyliłam. W końcu mamy wrzesień. W przedszkolu zrobiliśmy urodzinowy plakat z miesiącami i akurat o wrześniu zapomniałam. Czy rok może być przestępny? Albo raczej nieprzestępny jedenastomiesięczny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz