We wtorek postanowiłam pojechać na zakupy. Było pochmurnie, w końcu to pora
deszczowa. Późne popołudnie, tego dnia jeszcze nie padało. Czasami w ogóle nie
pada, czasami lekko pokropi, albo lunie niemiłosiernie jak z cebra. Wyjechałam
z bramy i dojeżdżałam do pierwszego
progu zwalniającego na moim osiedlu. Wtedy właśnie przez drogę przebiegł
czarny kot. Dlatego czarne koty szlajają się bezpańsko? Filemon zapewne urodził
się pod szczęśliwą gwiazdą, albo w jednym z poprzednich ośmiu żyć nałapał wiele mysz, bo
nikt go jeszcze nie upolował. I niby nie jestem przesądna, ale… I zaczęłam wymyślać
opcję, co tu się może stać.
Pierwsza myśl to: zatrzyma mnie policja! Za długo już jeżdżę bez kontroli.
Zawsze mam odłożone 10 dolarów w portfelu na łapówkę. Powinno wystarczyć,
chociaż cenę wywoławczą stanowi 25$. Moja honda (super cub) ma zaledwie 49cm
sześciennych. Prawo jazdy wymagane jest od 50. W dodatku
nie wygląda najlepiej. Ostatnio rdza mi zżera rurę wydechową.
Kolejna myśl: honda się zepsuje. Bo tak się jej czasami zdarza. Nie za
często, raz na 5 miesięcy pewnie, ale zawsze te chwile napawają mnie grozą i
zdają się przydarzać w najgorszych możliwych okolicznościach.
Mogłabym jeszcze wtedy pomyśleć, że będę mieć wypadek, ale chyba tę opcję
pominęłam.
Zupełnie też zignorowałam czarne, kłębiące się na niebie, monsunowe chmury.
Żadna to nowość, że w porze deszczowej pada. Tylko JAK pada! Otóż jak się
okazuje, klimat zwrotnikowy to nie przelewki. Albo i właśnie. To są nieprzewidywalne
i gigantyczne przelewki!
I powinnam była posłuchać rady strażnika miejskiego we wrocławskim parku. Dokładnie
dwa lata temu kazał uważać na deszcze monsunowe. Akurat oblewaliśmy moją
obronę. W miejscach publicznych spożywać alkoholu nie wolno. Ławeczki w parku
nie służą do obalania kolejnych butelek. Panowie mundurowi byli bardzo mili i
na wiadomość, że za kilka dni wyjeżdżam do Azji udzielili, obok obywatelskich pouczeń,
kilku praktycznych rad. I właśnie na te monsuny kazali uważać. Na ławce obok
siedziała grupka młodych chłopaków, którym strażnicy przykazali
odprowadzić nas do domu. Wszyscy trafiliśmy do tego samego klubu. Uwielbiałam
studiować!
Po dwóch latach jadę ciemnozieloną hondą szerokimi sajgońskimi ulicami.
Część kierowców zjechała na pobocze, żeby założyć płaszcze przeciwdeszczowe.
Nie zważając na lekką mżawkę przyśpieszyłam na niemalże pustej ulicy. I nagle
wjechałam w sam środek ulewy. Szybko założyłam płaszcz. Nawet mi przez myśl nie
przeszło, żeby wrócić do domu. Byłam już w połowie drogi a moja lodówka
potrzebowała reanimacji. Jechałam dalej. Sam środek ulewy okazał się być tylko
jej skrajem i najgorsze było dopiero przede mną. Miałam zalane okulary, tusz do
rzęs i deszczówka szczypały mnie w oczy tak, że niczego nie widziałam. Zresztą,
musiałam praktycznie zamknąć oczy, ponieważ opady były tak potężne, że nie
sposób było patrzeć przed siebie. Przez półotwarte powieki, z okularami nisko
spuszczonymi na nosie (a mam dość dużą wadę wzroku), podążałam za światłami
skuterów przedzierając się przez szaroburą ścianę deszczu. W kilka minut ulice
były kompletnie pozalewane a honda powoli zaczęła odmawiać posłuszeństwa. „Tylko
nie teraz, nie w takiej chwili” zdawałam się jej powtarzać. Co ja pocznę z
zalanym silnikiem w środku ulewy? Kilka razy nie chciała wejść na obroty a ja nieprzerwanie
recytowałam jak mantrę: „dasz radę, jeszcze troszkę!”. Udało się. Dojechałam do
sklepu. Zanim skończyłam robić zakupy deszcz zelżał. Tylko „kropiło”. Honda
odpaliła za pierwszym razem, ale gdy zatrzymałam się na chwilkę, w poszukiwaniu
karty parkingowej, silnik zgasł. Zaczęłam kopanie. Raz, dwa, trzy, no odpal
wreszcie! Cztery. Udało się. Zalanymi ulicami, bardziej przypominającymi kanały
(oj nie wnikam co było w tej czarnej wodzie) wróciłam do domu. Po drodze
mijałam kierowców walczących ze swoimi skuterami. Tym razem to nie ja miałam
przymusowy postój na poboczu. Wróciłam do domu. Cudowne uczucie. Zaraz po
wejściu czekał mnie gorący prysznic. Po monsunach nie zostało na mnie ani
śladu.
I dobrze, że nie jestem przesądna. Pecha nie miałam. Trafiłam jedynie na deszcz monsunowy w klimacie zwrotnikowym. A po majowym deszczu się rośnie! Chyba coś pomyliłam. W końcu mamy wrzesień. W przedszkolu zrobiliśmy urodzinowy plakat z miesiącami i akurat o wrześniu zapomniałam. Czy rok może być przestępny? Albo raczej nieprzestępny jedenastomiesięczny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz