Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

niedziela, 2 grudnia 2012

2.12.2012 - Niedziela

Pamiętam, że w Hanoi zwykłe, codzienne obowiązki niesamowicie wysysały ze mnie energię. Za każdym razem pojawiały się jakieś problemy i nieustannie musiałam się użerać z ludźmi. Do tego musiałam 24godziny na dobę reprezentować bojowe nastawienie do życia, być gotową na kolejne potyczki i niezwykle czujną żeby nikt mnie nie oszukał. Nawet na targu kupowałam owoce u tych samych sprzedawczyń, ale praktycznie za każdym razem musiałam się targować i bywało, że chciały mnie zrobić w konia. We wszelkich punktach usługowych musiałam dokładnie wyjaśniać czego oczekuje i nieustannie pilnować, czy wszystko idzie we właściwym kierunku. Nawet przejażdżka motocyklową taksówką (xe om) nie należała do najłatwiejszych. Na początku należało uzgodnić cenę, a i tak okazywało się na końcu, że kierowca niechętnie wydaje resztę, zaczyna wymyślać przedziwne historie o trudach napotkanych na trasie.

Moja codzienność w Sajgonie jest o niebo łatwiejsza. Często jestem zaskoczona uprzejmością i gotowością ludzi do pomocy. I to za darmo, a nie za dolara czy też dziesięć. Ludzie na pewno są uczciwsi i za wszelką cenę nie próbują mnie oszukać. Czasami miejscowi Wietnamczycy również skarżą się na mieszkańców Hanoi i przyznają, że nawet oni musieli płacić wyższe ceny, ponieważ łatwo można ich rozpoznać po akcencie. Na Północy oszukują więc nie tylko obcokrajowców, ale i swoich. Wczoraj Maraj i Luan organizowali grilla. Mieszkają na obrzeżach. Po drodze zatrzymałam się, żeby kupić alkohol w przydrożnym sklepiku. W tamtej dzielnicy nie ma wielu obcokrajowców. Pytam się o cenę i aż zaskoczyłam się, że tak mało płacę. I bez zbędnego użerania się, dodatkowego liczenia piwa i wydawanej reszty. Wszystko się zgadzało. I zgadza się praktycznie za każdym razem.
Ludzie w Sajgonie przywykli do obcokrajowców. Nikt do mnie nie podbiega i nie robi sobie zdjęć, nachalnie nie zagaduje. Nawet na obrzeżach nikt nie pokazuje na mnie palcem i na głos nie rzuca głupkowatych komentarzy. Albo przynajmniej są na tyle dyskretni, ze tego nie odczuwam. 

Na Południu ludzie mają również inny stosunek do zwierząt, bardziej je szanują. Na ulicach można zobaczyć sporo psów i kotów. Oczywiście niektóre są raczej zapuszczone i wygłodzone, ale nie oczekujmy cudów. Sporo psów pełni funkcję zwierzaków domowych. Agresja w stosunku do zwierząt nie jest już tak ewidentna i na porządku dziennym. 

Kolejna miła różnica to fakt, że nie jestem już gruba!!! Tutaj nie mam „big size”! Ludzie są lepiej zbudowani, bardziej rośli a niektórzy wręcz grubi! I mają ciemniejsza cerę i wcale się tak nie kryją przed słońcem jak na Północy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz