Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 16 czerwca 2012

17.06.2012 - Sobota

W poszukiwaniu delfinów i wodospadów!

Muszę szczerze przyznać, że dzisiejszy dzień zupełnie mnie zaskoczył. Nie bez przyczyny mówią o Bali: Paradise (raj)! A już myślałam, że wyspa jest przereklamowana:P.

Jedną z turystycznych atrakcji w regionie jest wypłynięcie łodzią o wschodzie słońca aby zobaczyć delfiny. Nie chciałam za bardzo poszukiwać delfinów, po co mam im zakłócać spokój? Przekonał mnie jednak Matt i już o 6 rano wsiadaliśmy do łodzi. Powoli wznoszące się słońce odbijało się w spokojnej, cichej tafli morza. Mieliśmy szczęście i delfiny przepływały akurat obok naszej łodzi, tak, że płynęliśmy równolegle z nimi. Całe stadko wyskakiwało ponad powierzchnię morza, dorosłe i młode. Piękne ssaki.
A teraz kulisy: czułam się czasami jak rekin wypatrujący ofiary. Jak tylko pojawił się jakiś delfin od razu rzucało się na niego przynajmniej z pięć łodzi! W sumie pewnie było około 40 łodzi. Zabawne było jak szybko potrafiły zmieniać kierunek. Wystarczyło, że jedna zaczęła szybciej płynąć w hipotetyczne miejsce z delfinami, kolejne już ją goniły.

Po delfinach wyruszyłam na skuterze z prowizoryczną mapą w poszukiwaniu wodospadów. Spokojnie przejeżdżałam przez balijskie wioski, pola ryżowe aż wreszcie dotarłam! Widok zapierał dech w piersiach!

 Wschodzące słońce i wyczekujące na delfiny łodzie zapakowane turystami.

 Łódka przypominała bardziej czółno. Wąska łupinka wspomagana bambusowymi podpórkami.

We wschodzącym słońcu łodzie przypominają gigantyczne pająki;P.

 A na drugim planie pan kierowca łódki.

 Suszące się laski wanilii.

 Dzisiaj właścicielka hotelu namalowała mi prowizoryczną mapę, w jaki sposób dotrzeć do wodospadu. Mapa nie była do końca poprawna, a i ja również nie grzeszę dobrą orientacją w terenie. Na początku znalazłam zupełnie inny wodospad! 

 Uwaga: przejście dla pieszych, a może dla goryli?

 Góry, pola ryżowe, palmy kokosowe i bananowce: krajobrazy mijane po drodze.


 Słit focia z ręki na skuterze: "Jadę!!!". Jak dobrze, że się wyćwiczyłam w Hanoi:). Okolica przepiękna. I to niesamowite poczucie swobody! Nieważne gdzie, byle przed siebie! Mijani ludzie często życzliwie krzyczeli "hello" i chętnie wskazywali drogę, niektórzy po angielsku, inni używali gestów.

 I oto wodospad, którego szukałam. Widok zapiera dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie wiedziałam tak olbrzymiego wodospadu.

A obok niego był jeszcze kolejny, wszystko w głębokiej przepaści.

 A na szlaku: pustki. Nie było praktycznie nikogo. O wodospadzie nie piszą w przewodnikach:P. Trzeba wypytać miejscowych.

 Suszące się goździki i "coś" jeszcze.

 Zaniedbana świątynia.

 Bramy na drodze.


 Lokalni ludzie na plaży pracują: sprzedają bransoletki, zachęcają do wypłynięcia na oglądanie delfinów, nurkowanie i snorkeling, proponują masaż oraz... zakłady! Walki kogutów! Obstawiasz który wygra:) Koguty już się niecierpliwią pod bambusowymi kloszami!

Mój skuterek:) Spisał się na medal!

3 komentarze:

  1. Antropologia jest wszędzie :D
    Walki kogutów na Bali C. Geertza ["Interpretacje kultur"] to wielkie antropologiczne dzieło :D ;)

    ... tak mi się od razy skojarzyło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nigdy tego nie czytałam! Ale chyba niczego nie straciłam:P

      Usuń
  2. I od razu przypomina mi się książka Eat Pray and Love! Aniu ale masz fajnie, tak bym chciała kiedys pojechać na Bali. Ale na razie docieram ciągle na skraj Azji, do mojej Turcji :)

    OdpowiedzUsuń