Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 12 czerwca 2012

12.06.2012 - Wtorek

W Kuala Lumpur zakochałam się od pierwszego wejrzenia. A to wszystko głównie dzięki chłopakom z Iranu, u których nocowałam (couchsurfing). Hadi, Mohamed i Sadja piszą doktoraty w KL. W sumie będąc w Malezji dowiedziałam się więcej o Iranie:P. Czułam się prawie jak perska księżniczka. Za każdym razem, gdy czegoś potrzebowałam służyli pomocą i radą. Spotkać takich ludzi jak oni „na Zachodzie” jest prawie niemożliwe. Dostałam nawet od nich urodzinowy tort:).

Kuala Lumpur jest mieszkanką kultur. Zaraz po moim przyjeździe wyszliśmy na kolacje. W dużej sali znajdowały się liczne stoiska z potrawami z praktycznie wszystkich stron świata. Oczywiście dominowała Azja i Bliski Wschód. Do wyboru mieliśmy m.in. kuchnię malezyjską, irańską, turecką, arabską, indyjską, chińską. Po 9 - ciu miesiącach spędzonych w Wietnamie już sam widok przystojnych, wysokich i umięśnionych kelnerów mógłby mi wystarczyć:P. Moje pierwsze skojarzenie z Kuala Lumpur to: relaks. Nikt się nigdzie nie śpieszy, ludzie są uprzejmi, mówią: „dziękuję, przepraszam, proszę”, są życzliwi i nikt na nikogo się nie wydziera, kierowcy przepuszczają pieszych. Ceny są podobne do polskich, jest może ok 30% taniej. Gdy weszłam do drogerii nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Podobało mi się bardziej niż w Tajlandii (Mekka dla wszystkich chcących zaopatrzyć się w zachodnie marki i „duże” rozmiary). 

Z ciekawostek: w Malezji za przemyt narkotyków grozi kara śmierci. 

  Na tle podświetlonych wież KLCC. Widać je praktycznie z każdego punktu w mieście.

 W sobotę wyszliśmy na imprezę. Było piwo (chłopaki w Malezji mogą:P), tańce, jeszcze wcześniej tort czekoladowy a na koniec grillowana w sosie kokosowym kukurydza!!! Gdy chcieliśmy wrócić do domu około 3.30 utknęliśmy w korku! Życie nocne pełną gębą! Na ulicy jest gwarno i wesoło, w środku nocy spacerują nawet laski w chustach na głowie. A jeżeli jesteś głodny to do wyboru masz dziesiątki knajpek z międzynarodową kuchnią.

 Malezja to mieszanka kultur i religii, począwszy od islamu, po buddyzm, hinduizm i chrześcijaństwo. Na zdjęciu Jaskinie Batu, z olbrzymim posągiem Karttikeja, "boga" śmierci i wojny (symbol łuk i włócznia). Jaskinie stanowią ważne centrum pielgrzymek dla miejscowych hinduistów. Do głównej jaskini, tzw. "Jaskini Katedralnej" o wysokości 100 m, prowadzą schody o 272 stopniach.

 Wokół jaskiń biegają stada małp. Oczywiście nie można śmiecić i pluć :P. 

 hinduistyczne bóstwa.
Hinduistyczna świątynia nieopodal centrum w KL.

Malezja jest krajem islamskim. Chłopaki z Iranu „oczywiście” są muzułmanami (szyici, w Malezji: sunnici), prawie jak każdy Polak jest katolikiem, ponieważ został ochrzczony w dzieciństwie, Różnica jednak jest zasadnicza: Polak może odejść z kościoła, Irańczyk już nie. Konsekwencją odejścia od wiary jest KARA ŚMIERCI. Mohamed bardzo się irytował, że został pozbawiony prawa wyboru, i że normalnie może żyć tylko poza Iranem. Jeżeli zamieszka w Iranie i będzie miał kiedyś dzieci one też będą muzułmanami. Nie ma wyjścia, błędne koło. Mohamed zachowywał się nieco jak zbuntowany nastolatek. Wszakże niecały rok pije już alkohol. W Iranie nie ma takiej opcji. Pierwszy raz sięgnął za namową Sadji, który pije już od 15. roku życia. Jego ojciec dużo podróżował i nauczył się pędzić wino. Robi to po kryjomu w domu. Nikt nie puszcza pary z gęby. O alkoholu wie tylko najbliższa rodzina. Sadja jest bardzo religijny. Modli się 5 razy dziennie. Do Iranu pewnie już nie wróci. Nie potrafi zaakceptować tamtejszej rzeczywistości. Marzy mu się oddzielenie religii od państwa. A to jeszcze długo nie nastąpi. Jedynym niepijącym był Hadi. Ma 29 lat i nigdy nie spróbował alkoholu. Mahomed zachwycony „rozluźniającym” działaniem wysokoprocentowych trunków usilnie próbuje go do nich przekonać.

Sadja ma niesamowicie banalną filozofię życiową. Jest zdania, że powinniśmy myśleć o dobrych rzeczach a same do nas przyjdą. Musimy je tylko do siebie zwabić swoim nastawieniem. On stara się postrzegać rzeczywistość pozytywnie i w prosty sposób. Wszystko wszakże jest proste. W przeciwnym razie niepotrzebnie sobie stwarzamy przeszkody i ograniczamy swoje możliwości. Sadja postanowił nauczyć się francuskiego. Wszyscy znajomi twierdzili, że porywa się z motyką na słońce, gdyż język ten jest trudny. On stwierdził, że "francuski jest prosty". Jak pomyślał, tak zrobił i teraz mówi płynnie. Tak samo z angielskim. Przyjechał do Malezji i znał zaledwie kilka słów. Już po trzech miesiącach zaczął się komunikować bez większych problemów. Przecież "angielski jest łatwy". Bo wszelkie ograniczenia jakie mamy istnieją głównie w naszym umyśle. By Sadja.

Kolejny przystanek: Bali 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz