Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 3 kwietnia 2012

03.04.2012 - Wtorek

W początkowym założeniu powinnam już pakować walizki i zwijać się z Azji. Mój pierwszy bilet zabukowany był na Niedzielę Wielkanocną, 8 kwietnia. A jak wiadomo, zostaję. Blog więc przetrwa jeszcze dwa, a może i trzy miesiące.

Wczoraj byłam na krótkiej wycieczce w Perfumowanej Pagodzie. Mieliśmy nawet przewodnika, bardzo energetycznego chłopaczka. Wyjeżdżając z Hanoi tłumaczył, że obecna nazwa oznacza: „w środku rzeki” (Rzeka Czerwona oplata Hanoi od północy i wschodu). Miasto nosiło wiele nazw. Najdłużej funkcjonującą, od XI do XIX wieku, była: Thăng Long, czyli Wzlatujący Smok.

Pomyślałam sobie, że może też powinnam uaktualnić nazwę bloga, tak, aby nowa lepiej odzwierciedlała teraźniejszy stan rzeczy. Moja propozycja to: Hanoi, miasto Wzlatującego Smogu. Jak wynika z różnych badań, zanieczyszczenie powietrza w Hanoi czterokrotnie przekracza poziom alarmowy wyznaczony przez WHO! (Dla zainteresowanych krótka notka z konferencji nt. zanieczyszczenia środowiska). Nie wiem nawet, czy w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy udało mi się zobaczyć błękitne niebo. Może kilka razy. Każdego dnia jest szaro i ponuro. Większość przyjeżdżających tutaj ludzi ma problemy z górnymi drogami oddechowymi. Katar, zatkany nos, ból gardła: to jedne z pierwszych objawów, na które się narzeka. Jakoś po miesiącu od mojego przyjazdu(za radą znajomej) zaniechałam żucia gumy (sprzyja infekcjom). 

Noszenie maseczki nieco pomaga. Zwłaszcza, gdy jeździ się na rowerze, albo skuterze. Powietrze wtedy łagodniej opływa wokół twarzy. Filtr zatrzymuje nieco spalin. Paliwo chyba nie jest tutaj najlepszej jakości (około Dolara za litr). Widać to zwłaszcza po czarnych kłębach spalin wydobywających się z rur wydechowych. Nawet po krótkiej przejażdżce wracam do domu brudna. A o deszczu to nawet nie wspominam. Tak więc jeżeli ktoś wybiera się do dużego Azjatyckiego miasta niech zabierze ze sobą ciemne ubrania. Białe rzeczy już po jednym dniu stają się szare.

 Maseczki Iwony. Zazwyczaj laski noszą w kwiatki, a kolesie w kratkę.

Moje maseczki. Najlepsza jest niebieska. W kratkę jest najnowszym nabytkiem. Ma poczwórną warstwę i gruby filtr. Maseczki należy prać każdego dnia, tak mnie przynajmniej wyszkolili w moim pierwszym wietnamskim domu. Ceny wahają się od złotówki do około sześciu. Niektóre są totalną tandetą bez filtrów. Takie nie zapewniają żadnej ochrony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz