Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 31 sierpnia 2013

Żabia kawa w niedzielny poranek



O ósmej rano umówiłam się z Nguyen na żabią kawę w ulicznej kawiarence. Niewielkie, plastikowe taboreciki  porozkładane są na chodniku. Siedząc na nich przypominana się trochę żabę i stąd ta nazwa.

 Picie kawy jest bardzo popularne na Południu, na Północy dominuje zielona herbata. Kawę można dostać praktycznie na każdym rogu ulicy, już od pół dolara. W Wietnamie też jest dużo miejscowych sieci kawiarnianych: Trung Nguyen Coffe, Highlands Coffee, Coffee Beans and Tea Leaves. Lokalne marki wypierane są przez te "zachodnie" czyli Starbucks a zamiast tradycyjnej kawy z filtra Nescafe 3 w 1.

 Na żabią kawę przychodzą głównie studenci. W takich miejscach nie tylko pije się kawę, ale: uwaga, uwaga: rozmawia się ze sobą! Tutaj nie ma wifi: w przeciwieństwie do kawiarni, w których ludzie często siedząc przy jednym stoliku nie są w stanie zamienić ze sobą żadnego słowa, ponieważ każdy wlepiony jest w swój telefon, Ipada czy komputer. Okazjonalnie perfekcyjnie umalowane i odświętnie ubrane koleżanki zrobią sobie zdjęcie z ręki, żeby je następnie opublikować na jakimś portalu społecznościowym i na nowo zamilkną, żeby zająć się wpisywaniem komentarzy.

 Obsługa. Uliczna kawiarenka to biznes rodzinny. Kawę przygotowuje matka a do "taborecików" donosi ją syn.

 Cà phê sữa đá: czyli kawa z lodem i skondensowanym mlekiem (świeże za szybko się tutaj psuje). Jak się okazuje kolonizacja miała też swoje plusy: to właśnie Francuzi, pod koniec XIX wieku, nauczyli Wietnamczyków zaparzania kawy w metalowych filtrach.


Jedną kawę można sączyć godzinami i spokojnie przyglądać się życiu ulicy. Kawiarenka usytuowana jest z dala od głównej drogi, nieopodal parku.

 Nguyen i pozostali klienci. Najwięcej z nich przychodzi około 8.30. 

 Uwielbiam aromat i smak wietnamskiej kawy, niestety de facto nie za często mogę ją pić. Jest dla mnie zbyt mocna i zazwyczaj nie mogę spać w nocy (jeżeli wypiję ją z samego rana jest w porządku) i czasami trzęsę się od kofeiny. Dla mnie liczy się cały rytuał picia kawy: nasze spotkania, rozmowy, przyglądanie się przechodniom i interakcje z ulicznymi sprzedawcami.

 Motyw na poranną randkę? Czemu nie? Zazwyczaj młodzi ludzie nie mogą sprowadzać do domu swoich partnerów więc spotykają się razem na mieście. Zawsze należy coś zjeść i wypić.

 Gdy przybywa więcej klientów kawiarenka się powiększa i zajmuje przeciwległy chodnik, który służy głównie jako parking dla skuterów. 

 Wszyscy gdzieś idą, jadą a my spokojnie sączymy kawę i słuchamy rozmów i śmiechów innych klientów. 

 W Wietnamie każdy może zacząć swój biznes. Najprostszą opcję stanowią usługi. Uliczni sprzedawcy noszą kosze z orzeszkami ziemnymi, ryżowymi plackami, owocami, ugotowanymi przepiórczymi jajkami czy też gumami do żucia, papierosami i mokrymi chusteczkami. Zawsze więc siedząc na ulicy zostanie się przez nich nagabniętym do kupna. Czasami bardzo subtelnie, czasami zbyt nachalnie. Orzeszki można kupić "na kubki". Jeden kosztuje 5 tysięcy czyli ćwierć dolara.

 Ten sprzedawca rozpoczyna dzień od wypełnienia kosza dziesięcioma kilogramami orzeszków. Będzie z nim chodził praktycznie przez cały dzień usiłując wszystko sprzedać. Jeżeli ma szczęście i trafi na dużą grupę ludzi, głównie pijących piwo, wtedy skończy pracę po 4 - 5ciu godzinach.

 Jest dopiero dziewiąta a już upał daje się we znaki. Z kosza z orzeszkami niewiele ubyło. 

 Drzewa zasadzone wzdłuż ulicy rzucają na chodnik drogocenny cień.

 Kawy praktycznie nigdy nie piję się w pojedynkę, zawsze w grupie. Jeżeli ktoś siedzi samotnie na taboreciku to oznacza tylko tyle, że jego znajomi jeszcze nie przyjechali, za chwilę powinni się zjawić.

Mokre orzeszki prosto z ziemi. W środku są wilgotne i konsystencją przypominają nieco ugotowaną fasolkę.

 Nie ma dnia, żeby nie spotkać sprzedawców biletów na loterię. Tutaj żona prowadzi niewidzącego męża i stara się przekonać ludzi do kupna przyjemniej jednego losu.

 Pomoc społeczna tutaj nie istnieje. Dlatego też rodziny trzymają się razem i w ten sposób zapewniają przeżycie wszystkim swoim członkom, zwłaszcza tym niepełnosprawnym, którzy są zupełnie zepchnięci na margines społeczny. Żona wyciągająca rękę męża z losami w stronę kawiarnianych klientów.

Zdjęcia by Ania & Nguyen (przywiozłam nowy aparat z Polski, prawda, że jest różnica?) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz