Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

piątek, 30 sierpnia 2013

31.08.2013 - Sobota

Pamiętam, gdy pierwszy raz odwiedziłam Anię w jej mieszkaniu w Hanoi. Wtedy miała przytulną kawalerkę. To było niecałe dwa lata temu. Byłam totalnym świeżakiem w Azji. I tak sobie pomyślałam, że też tak chcę mieszkać. Mieć własne cztery kąty, różne rodzaje herbaty na stole i już nie musieć gnieść się po małych pokoikach. I teraz taki szczyt komfortu udało mi się wreszcie osiągnąć. Właśnie skończyłam sprzątać i robić pranie. Wszystko sama, co jest raczej moją fanaberią. Odmówiłam serwisowania mieszkania i pani sprzątająca do mnie nie przychodzi. Z kilku powodów (a na pewno nie jest nią cena, 25$ miesięcznie, sprzątanie 2 razy w tygodniu łącznie z praniem): po pierwsze chcę się czuć jak w domu a nie pokoju hotelowym a po drugie nie lubię, gdy ktoś obcy wchodzi w moją prywatną przestrzeń i dotyka moich rzeczy (już nie wspominając faktu, że żyję w zorganizowanym chaosie, którego struktur nie wolno naruszyć: wtedy dopiero bym się pogubiła i niczego nie byłabym w stanie znaleźć). Rano byłam na targu. Wreszcie mam pełną owoców lodówkę. W ciągu tygodnia niestety na nic nie mam czasu. Jeżdżę na mój „stary” targ naprzeciwko zoo. W ekspatowym Beverly Hills dominują ekskluzywne restauracje, ciężko o świeże, dobrej jakości owoce. Dzisiaj zostałam przeszkolona przez panią sprzedającą pomarańcze (które tutaj są zielone, tylko na sok), żebym wybierała te małe, bo są bardziej soczyste. I nawet zrozumiałam. Eureka! Dwa lata w Wietnamie. 

Kiedyś, będąc jeszcze na studiach, myślałam, że człowiek po ich ukończeniu umiera i już nic ciekawego go w życiu, poza bezbarwną codziennością, nie spotka. Okazuje się jednak, że nie. Dwa lata temu zakończyła się moja przygoda z uniwersytetem. I każdy kolejny dzień zdaje się zaskakiwać ten wcześniejszy i przynosi niekończące się emocje, spotkania, doświadczenia i refleksje. Ach, życie jest piękne. Jakie to banalne! 

Lubię mojego szefa. Jak to mawiają: „szanuj majstra swego, bo możesz mieć gorszego”. I ja właśnie takim przypadkiem jestem. Po jakże krótkim epizodzie w nowym przedszkolu przekonałam się, a może tylko utwierdziłam, że w pracy potrzebuję dużo swobody i tylko wtedy będę w stanie efektywnie i energicznie spełniać swoje zadania. W przedszkolu niewypale każda, nawet najdrobniejsza czynność, była uregulowania nieskończoną liczbą wytycznych i zasad. Totalnie się gubiłam w tych wszystkich oczekiwaniach i skryptach tracąc zdrowy rozsądek oraz  intuicję. Przez zaledwie dwa tygodnie dusiłam się jak w za ciasnym i za wysokim kołnierzu (prawie takim, jaki ma mój ao dai, czyli tradycyjna wietnamska tunika). W dodatku, dla mnie zbyt wiele rzeczy jest względnych i brak mi przeświadczenia o posiadania monopolu na „prawdę”. I znów jestem w Horizonie (tak się nazywa moje przedszkole, dostałam nawet własne wizytówki, de facto z literówką w nazwie szkoły, jakież to wietnamskie!). Ale tym razem już mniej się irytuję i staram się skupić tylko na swojej pracy i nie wnikać w cały system organizacyjny. Bo po co? I jest całkiem spoko. A najważniejsze, że dają mi wolną rękę i mogę robić co mi się tylko podoba.

Jestem typem, który nieustannie musi być w ruchu, w przeciwnym razie rutyna mnie zabija. Uwielbiam się uczyć, niekoniecznie na własnych błędach, ale czasami chyba nie da się inaczej. I otóż mogę teraz pewnie stwierdzić, że „pora deszczowa nie nadaje się na wysiew ziaren”. Przywiozłam z Polski torebeczki z ziołami. Dwa tygodnie temu zasiałyśmy je z Hoai wcześniej kupując ziemie i donice. Postanowiłam je przykryć folią, żeby je ochronić przed deszczem. Na początku wyglądały całkiem obiecująco, ale niestety chyba je zakisiłam. Gdy odkryłam folię było już za późno na ratunek i obfite opady deszczu dokończyły dzieła zniszczenia. I dzisiaj rano dosiałam kolejną partię. Ostatnim razem zostawiłam sporo nasion, w końcu znam siebie i mój początkujący talent ogrodniczy. Tytułu działkowca miesiąca raczej nie mam szans uzyskać. Tym razem wstawiłam skrzynki do domu na parapet, przy okazji powylewały się z nich hektolitry wody.  Może coś wyrośnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz