Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 22 czerwca 2013

22.06.2013 - Sobota

Pięć minut sławy 

Wczoraj wzięłyśmy udział z Rani i jej ciocią w spotkaniu rodzinnym mającym na celu uczczenie pamięci o zmarłym wujku w setny dzień po jego śmierci. Gdy przyjechałyśmy impreza prawie się kończyła. Na początku była modlitwa, później poczęstunek. W uroczystościach brało udział ponad 100 osób. Już miałyśmy wrócić do domu, gdy jedna osoba poprosiła o zdjęcie ze mną. I się zaczęło. Poczułam się prawie jak papież, któremu kładziono dzieci na kolanach. To było moje pięć minut, a raczej ponad dziesięć, sławy. Oczywiście entuzjastycznie pozowałam do wszystkich zdjęć, w końcu gwiazdą mogę być tylko w Palu ;).  

Na „stypie” spotkałyśmy Ikiego, kuzyna Rani (tutaj do rodziny zalicza się nawet siódme i ósme pokolenie). Mieszka w małym miasteczku nad morzem nieopodal Palu i wraz z rodziną prowadzą restaurację, do której nas zapraszał. 

Life’s sooo good! Kilka godzin w raju 

Dzisiejszy dzień zaczął się dość niepozornie. Rano pojechałyśmy do szkoły Wahdy, żeby odebrać jej świadectwo. Dziesięciolatka jest bardzo wygadana i swoimi komentarzami jest w stanie każdego doprowadzić do łez. Ze szkołą jednak nie jest za pan brat i musiałyśmy zostać po rozdaniu cenzurek, żeby usłyszeć dodatkowe uwagi od jej wychowawczyni. 

Przed południem Rani stwierdziła, że jedziemy na plażę. Wsiadłyśmy więc, razem w Wahdą, na skuter i ruszyłyśmy do Tanjung Karang. Nie ma na świecie nic piękniejszego od nietkniętej, albo przynajmniej niezniszczonej, ludzką ręką przyrody.


 Jeszcze nigdzie nie widziałam tak czystej wody i tylu różnych jej odcieni: od zieleni, po turkus i granat.


 Płyniemy łodzią a w tle to nie basen, tylko morze! 


 Droga na plażę zajęła nam dokładnie godzinę. Zaparkowałyśmy skuter i zaczęłyśmy spacerować wzdłuż plaży, gdy nagle usłyszałyśmy wołanie: "Hey Anna!". Koleżanka ze szkoły cioci, z którą kilka dni wcześniej byłyśmy na spotkaniu nauczycieli, przyjechała na plażę z grupą swoich uczniów. Zaprosiła nas do swojego domku i oczywiście serdecznie zaczęła gościć. Nastolatki pływały w morzu. Każdy w ubraniach. Większość to muzułmanie. Poza tym słońce okropnie praży. Kilkadziesiąt sekund pozowania do zdjęcia poza cieniem i spływający pot z czoła gwarantowany.

 "Rudziak" czyli owoce z cukrem palmowym z orzeszkami ziemnymi. 

 Z plaży odebrał nas kuzyn Iki i zabrał nas do "centrum" wszystkich mórz!



 Rajska, pusta plaża z mięciutkim piaskiem. 

 Pierwsza próba i od razu zakończona sukcesem ;) 

 Zaraz przy brzegu morza znajduje się słodkowodne jeziorko, a raczej oczko wodne, które jest właśnie "centrum" wszelkich mórz i oceanów, przynajmniej tak twierdzą miejscowi. 


 Nie tylko Wahda cieszyła się jak dziecko. 


 Czasami nasz skuter ledwo wspinał się na kolejne wzniesienia, ale ostatecznie poradził sobie z każdą przeszkodą. 

"Jedz, módl się i kochaj", cała życiowa kwintesencja. Niepozornie wyglądająca brunatna zupa okazała się być przebojem. Jackfruit z mlekiem kokosowym, mniam!!! A o grillowanych rybach nawet nie wspomnę czy też delikatnych krewetkach. Restaurację prowadzi rodzina Ikiego.

 Przepyszna kolacja z widokiem na morze w cudownym towarzystwie. Czego od życia chcieć więcej?

 Rani próbuje mnie skusić do zjedzenia deseru. Lane kluski ryżowe aromatyzowane liściem pandanowym w sosie z cukru palmowego.

 Po skończonej kolacji spokojnie siedzimy, rozmawiamy i trawimy, gdy na horyzoncie ukazała się łódź. Brat Ikiego wracał do domu. Nie mogłyśmy przegapić okazji, żeby się z nim "przepłynąć".


 Z tarasu restauracji zeszliśmy wprost do łodzi (przeskakując przez barierkę).

 Mogliśmy obserwować powoli zachodzące słońce migoczące w spokojnej morskiej tafli. 

Obok domu Ikiego znajduje się mała stocznia, w której budowane są nowe statki i złomowane stare ;).

Ach, co to był za dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz