W nowym domu mieszkam już
od ponad tygodnia. Czuję się tutaj naprawdę dobrze. Zaopatrzyłam się we
wszelkie potrzebne sprzęty i wreszcie mogę leniwie wysiadywać na kanapie i
czytać książki na tarasie. Teraz mogę sobie sama robić koktajle owocowe. Subtelnie
pachnący cynamon z bananami, papają i jogurtem o poranku. I czegoż chcieć
więcej? Oczywiście mogłabym wystosować listę życzeń;). Koktajl na dzisiaj
wystarczy, lepiej cieszyć się tym, co się ma tutaj i teraz aniżeli tęskno
spoglądać w abstrakcyjną przyszłość. Do życia warto się uśmiechać i wtedy
zacznie się przyciągać dobrych ludzi i pozytywne okazje. Zanim zacznie się
brać, warto dać z siebie jak najwięcej. Wychodzę z założenia, że nic mi się nie
należy, wszystko co dostaję jest bonusem od życia. A najlepszym, co może mnie
spotkać, to piękni ludzie. Piękni od środka, ze zdrowym poczuciem własnej
wartości, w towarzystwie których chce się przebywać i od razu czujesz się
lepiej, i nie przestajesz się śmiać. Ja naprawdę mam szczęście.
Ostatni tydzień był dla
mnie ciężki i właśnie dzięki wsparciu takich ludzi dałam radę. Żadna sytuacja
nie jest beznadziejna. Z każdej można się czegoś nauczyć. Teraz jestem już
bardziej świadoma jak ważna jest pozytywna atmosfera w pracy. Do tej pory nie
do końca potrafiłam to zauważyć i docenić, ponieważ było to oczywiste. Warto
więc doceniać oczywistość, warto doceniać stan życiowej równowagi, bo w każdej
chwili wskazówka na wadze może poszybować w jeden z ekstremalnych końców. I
wtedy marzysz o czymś, co już kiedyś miałeś, ale nigdy nie umiałeś być za to
wdzięcznym i się tym cieszyć. I dalej uzależniasz swoje dobre samopoczucie (nie
lubię słowa szczęście, to produkt
marketingowy;) od czegoś, czego w tym momencie nie masz. Jak to Basia kiedyś
mądrze napisała, wszystko zaczyna się w naszej głowie: i radość i rozpacz. Obok
ciała trzeba też trenować i umysł. Musi być wygimnastykowany, żeby sobie
poradzić z kolejnymi przeszkodami, wzrastającą intensywnością i wyczerpaniem.
Znajomy komentując moją
sytuację, zacytował mi Lema (jak mierzyć szczęście?): „ilość ekstazy, jakiej się doznaje, gdy
przebędzie się cztery mile w bucie z gwoździem wystającym, a potem gwóźdź się
usunie”. I pewnie taka już nasza natura, że doceniamy często dopiero
po fakcie, lub też jedynie na zasadzie kontrastu. Czasami więc musi być ciężko,
żeby umieć się cieszyć „normalnością”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz