Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 8 czerwca 2013

08.06.2013 - Sobota

W nowym domu mieszkam już od ponad tygodnia. Czuję się tutaj naprawdę dobrze. Zaopatrzyłam się we wszelkie potrzebne sprzęty i wreszcie mogę leniwie wysiadywać na kanapie i czytać książki na tarasie. Teraz mogę sobie sama robić koktajle owocowe. Subtelnie pachnący cynamon z bananami, papają i jogurtem o poranku. I czegoż chcieć więcej? Oczywiście mogłabym wystosować listę życzeń;). Koktajl na dzisiaj wystarczy, lepiej cieszyć się tym, co się ma tutaj i teraz aniżeli tęskno spoglądać w abstrakcyjną przyszłość. Do życia warto się uśmiechać i wtedy zacznie się przyciągać dobrych ludzi i pozytywne okazje. Zanim zacznie się brać, warto dać z siebie jak najwięcej. Wychodzę z założenia, że nic mi się nie należy, wszystko co dostaję jest bonusem od życia. A najlepszym, co może mnie spotkać, to piękni ludzie. Piękni od środka, ze zdrowym poczuciem własnej wartości, w towarzystwie których chce się przebywać i od razu czujesz się lepiej, i nie przestajesz się śmiać. Ja naprawdę mam szczęście. 

Ostatni tydzień był dla mnie ciężki i właśnie dzięki wsparciu takich ludzi dałam radę. Żadna sytuacja nie jest beznadziejna. Z każdej można się czegoś nauczyć. Teraz jestem już bardziej świadoma jak ważna jest pozytywna atmosfera w pracy. Do tej pory nie do końca potrafiłam to zauważyć i docenić, ponieważ było to oczywiste. Warto więc doceniać oczywistość, warto doceniać stan życiowej równowagi, bo w każdej chwili wskazówka na wadze może poszybować w jeden z ekstremalnych końców. I wtedy marzysz o czymś, co już kiedyś miałeś, ale nigdy nie umiałeś być za to wdzięcznym i się tym cieszyć. I dalej uzależniasz swoje dobre samopoczucie (nie lubię słowa szczęście, to produkt marketingowy;) od czegoś, czego w tym momencie nie masz. Jak to Basia kiedyś mądrze napisała, wszystko zaczyna się w naszej głowie: i radość i rozpacz. Obok ciała trzeba też trenować i umysł. Musi być wygimnastykowany, żeby sobie poradzić z kolejnymi przeszkodami, wzrastającą intensywnością i wyczerpaniem. 

Znajomy komentując moją sytuację, zacytował mi Lema (jak mierzyć szczęście?): „ilość ekstazy, jakiej się doznaje, gdy przebędzie się cztery mile w bucie z gwoździem wystającym, a potem gwóźdź się usunie”. I pewnie taka już nasza natura, że doceniamy często dopiero po fakcie, lub też jedynie na zasadzie kontrastu. Czasami więc musi być ciężko, żeby umieć się cieszyć „normalnością”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz