Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 1 czerwca 2013

01.06.2013 - Sobota

Zapraszam do mojego nowego domu!

Przeprowadziłam się we wtorek. Akurat lało jak z cebra. Poszło dość gładko. Starałam się nie kumulować zbyt wielu rzeczy więc wszystko zmieściło się do taksówki. Pewnie teraz zacznie się era zbieractwa, chociaż postaram się jakoś kontrolować. Czasami jednak ciężko jest ustalić priorytety i wybrać tylko te niezbędne do życia rzeczy odróżniając je od osobistych fanaberii. Pierwszy raz w życiu zamieszkałam sama. Od dziecka dzieliłam pokój z młodszym bratem. Zanim zasnęliśmy zwykliśmy nucić przeróżne melodie i wzajemnie je zgadywać. Oczywiście nie mogło zabraknąć Majki Jeżowskiej, której byłam wielką fanką. Gdy przeniosłam się na studia do Wrocławia zamieszkałam w akademiku w najmniejszym możliwym pokoju jaki mogłam sobie wtedy wyobrazić. Gdy po raz pierwszy weszłam do "XXlatkowego" modułu od razu się popłakałam. Z dużego domu z ogrodem wylądowałam w pokoju dla krasnali, w końcu Wrocław z nich słynie. 

Mój były pokój w akademiku. Można w nim kręcić hula hopem :). 

Każdy moduł w akademiku składał się z dwóch pokoi (dwuosobowego i trzyosobowego) maleńkiej łazienki oraz przedsionka z lodówką. Kuchnie mieliśmy na korytarzu. Zdjęcie zrobione na trzecim roku studiów (byłam akurat na stypendium w Niemczech) i przyjechałam do akademika w odwiedziny. W "trójce" zmieścił się nawet dodatkowy materac na podłodze, na którym spałam. 

Jestem dzieckiem "XXlatki" (tak nazywał się mój akademik). Już na samą myśl o spartańskich warunkach uśmiecham się od ucha do ucha, ponieważ właśnie z tym miejscem wiąże się tysiące wspaniałych wspomnień. Na pewno było warto. 

Po studiach od zamieszkałam w Wietnamie. Na początku z lokalną rodziną. Stałam się jej częścią. Do tej pory mam z nimi kontakt i o Linh mówię "siostra". Po dwóch miesiącach przeniosłam się do maleńkiej kawalerki. Jak to na Północy (Wietnamu) jednak bywa nagle okazało się, że zastana rzeczywistość mija się z wcześniejszą umową. Tak więc właściciele domu zasuwali wejściową roletę (do której nie miałam pilota) już około godziny 23 (co i tak jak na hanojskie warunki jest późno). Wytrzymałam 2 miesiące i przeniosłam się do wietnamskiego akademika i zamieszkałam z Iwoną, która była na stypendium na miejscowym uniwerku. W pokoju była plazma, o lodówce natomiast mogłyśmy tylko pomarzyć. 

W Sajgonie na początku mieszkałam w bloku naprzeciwko zoo. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie tańczące do Boney M słonie (Rivers of Babylon). Zoo codziennie od samego rana grało tę samą listę hitów aż do późnego popołudnia. Wieczorem nad kanał (przy którym mieszkałam) schodziły się gromadki dzieci grających w piłkę, do tego zakochane pary na skuterach, ćwiczący staruszkowie i duże grupy składające się z wielopokoleniowych rodzin i znajomych wznoszących głośne toasty w miejscowych restauracjach: mot haj ba jo!!! Największą zaletą jednak mojego domu był olbrzymi targ. Już za nim tęsknię. 

Teraz przeprowadziłam się do dzielnicy drugiej. Moją miejscówkę nazywam "białym gettem". Pełno tutaj ekspatów z rodzinami. Mieszkam na strzeżonym osiedlu w domu oblepionym kamerami. No cóż, nie ma rozwiązań idealnych. Wybrałam to, na czym bardziej mi zależało: święty spokój. Przeniosłam się do sztucznego środowiska stworzonego na potrzeby obcokrajowców. To właśnie w dzielnicy drugiej mają swoje siedziby wszelkie międzynarodowe szkoły, w tym i moje nowe przedszkole Smartkids. Lubię słuchać rechoczących wieczorem żab.

 Mieszkam w jednopokojowym mieszkaniu. Mam salon połączony z kuchnią, łazienkę i sypialnię. Na zdjęciu Hoai i Nguyen, znajome znajomych z Hanoi.

 Zacznę gotować. Możecie mi podesłać przepisy. Nie robiłam tego od października. W ciągu dnia jadam w przedszkolu a na kolacje drobne przekąski albo jedzenie na mieście.

 Salon. Telewizor pełni raczej funkcję tablicy.

 Lubię idee stolika: można go otworzyć i wrzucić do środka wszelkie drobiazgi. Dwa dni temu pokazywałam mamie mieszkanie na skajpie i pierwsze co powiedziała: "ale tutaj czysto" na co odparłam: "wprowadziłam się dopiero dwa dni temu". Nie od dzisiaj wiadomo, że nie należę do ludzi, którzy potrafią utrzymać porządek. Żyję w zorganizowanym rozgardiaszu.

 A teraz sypialnia. 

 Kapelusz do przedszkola. W końcu modeluję pożądane zachowania, chociażby na różowo.

 W typowej wietnamskiej łazience prysznic ogranicza się tylko do słuchawki zamontowanej na ścianie. Za każdym razem więc zalana jest cała podłoga. Ja mam przegródkę, ot taki luksus, tutaj mówi się na to: "western style".


 Plusem, zarówno jak i minusem jest fakt, że mieszkanie znajduje się na parterze. Dzięki temu mam własny taras z kwiatkami, ale też mniejszą swobodę. Dodatkowo poprosiłam o matowe naklejki na oknach, dzięki czemu nikt nie widzi co jest w środku, gorzej jak je otworzę. Dzisiaj napisałam wiadomość do administratorki z prośbą o kraty, zobaczymy co opisze.

 A teraz kilka różnic kulturowych. Cukier trzymam w lodówce (za dużo mrówek) a przy głównych drzwiach na szafce mam kurtki przeciwsłoneczne i pudełko z maseczkami na twarz. Z domu bez maseczki lepiej nie wychodzić. Ostatnio przerzuciłam się z bawełnianych, wielokrotnego użytku na jednorazowe chirurgiczne. 

 Słońce jest tak mocne, że lepiej się nie spalić. Do tego ubrania ochronią przed brudem i kurzem.

Zakrywam nawet dłonie. Tylko stopy mam opalone ;). Zazwyczaj jednak nie używam spódnicy, tylko same kurtki. Nogi mam zakryte długimi spodniami, albo leginsami.

4 komentarze:

  1. Ja też mieszkam sama i bardzo dobrze mi z tym :P Musisz mnie odwiedzić jak będziesz kiedyś w Polsce. Super mieszkanko! Szkoda, że Wietnam jest tak daleko, bo inaczej to już bym cię dawno odwiedziła... Ten strój ochronny wygląda troche jak muzułmańska burka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Supermoniu, na pewno Cię odwiedzę, jak tylko będę mieć wolną chwilkę. Z burką różnica jest taka, że można ją zdjąć jak już się dojedzie do wybranego miejsca i można spokojnie pokazać bielutkie ciało :) O to tutaj chodzi!

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń