Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 18 czerwca 2013

19.06.2013 - Środa

Poznaj moją rodzinę! Witamy w naszej społeczności! 

Niemalże od tygodnia jestem w Palu, małym miasteczku na północy wyspy Sulawesi. Stałam się częścią muzułmańskiej społeczności. Mieszkam razem z Rani (którą poznałam w ubiegłym roku na Jawie w Yokjakarcie ) w domu jej cioci. Jest to pięcioosobowa rodzina: rodzice z trójką dzieci. Najstarsza córka Ifa ma 16 lat, brat Ahmad 13 i najmłodsza Wahda 10. Brat chodzi do muzułmańskiej szkoły z internatem, która znajduje się na wzgórzu poza miastem. W domu mieszka również kuzynka. 

Gdy przyjechałam w czwartek dom z godziny na godzinę zapełniał się gośćmi. Ciocia postanowiła zaprosić rodzinę, żeby mnie w ten sposób serdecznie przywitać. Podawałam rękę i uśmiechałam się do kolejnych nieznanych mi twarzy. Obowiązkowo też pozowałam do zdjęć. W oczekiwaniu na Rani (która wracała z Jakarty) pojechaliśmy na plażę, żeby zjeść kukurydzę. I spotkała mnie niespodzianka! Rani zjawiła się z tortem ze świeczkami. Wszyscy mi zaśpiewali „happy birthday”! Mój pierwszy urodzinowy tort (w Wietnamie nie świętowałam). Miejscowa tradycja głosi, że solenizanta należy tortem wysmarować. Tak też było i w moim przypadku. 

Twarzą w stronę Mekki 

Rytm dnia wyznaczany jest przez śpiew muezina. Modlić trzeba się 5 razy dziennie w dokładnie wyznaczonych porach. Zaczyna się przed wschodem słońca a kończy przed pójściem spać. Modlitwy są krótkie, zazwyczaj trwają około 3 minut (na moje oko). Każda z modlitw ma dokładnie przypisaną ilość pokłonów, oczywiście twarz musi być skierowana w stronę Mekki. Kobiety podczas modlitwy muszą mieć zakryte całe ciało, pokazać mogą jedynie twarz. W tym celu zakładają specjalne ubrania, zazwyczaj białą, szeroką spódnicę z długą koszulą a na głowie hijab. Jeżeli nie masz takiego stroju to nie wolno Ci się modlić. Wobec mężczyzn nie stosuje się takich wymagań. Podczas odwiedzin brata w szkole z internatem kobiety ustawiały się w kolejce do modlitwy i pożyczały sobie ubrania. Gdy jedna skończyła przekazywała swoje tuniki następnej. 

Przed modlitwą należy się również rytualnie obmyć. Czyste muszą być stopy, dłonie (wraz z nadgarstkami), twarz, czoło i ciemię, uszy i dziurki w nosie. Jeżeli kobieta ma okres, to nie może się modlić. Zapewne jest wtedy nieczysta, tylko wtedy? Jeżeli zdarzy się, że przegapisz jedną z modlitw to nie możesz jej już powtórzyć, jeżeli minął na nią wyznaczony czas. Możesz dołożyć brakujące pokłony podczas kolejnej serii. 

Codzienny harmonogram:

Shubuh: 4.30 – 5.30 (2 pokłony)
Dhuhur: 12.00 – 14.30 (4 pokłony)
Ashar: 15.00 – 17.00 (4 pokłony)
Magrib: 18.00 – 18.30, zmierzch (3 pokłony)
Isya: 19.00 – 24.00 (4 pokłony) 

Dziewczynka zaczyna się modlić od pierwszej miesiączki a chłopak od pierwszego snu o seksie.

Tak jak prorok 

Nie ukrywam, że bardzo wiele zachowań mnie dziwi i zaskakuje. Czasami moimi pytaniami zupełnie nieświadomie (a może czasami tylko udaję nieświadomą) poruszam jakieś tabu. Na przykład wielożeństwo. W piątek odwiedziliśmy brata w muzułmańskiej szkole z internatem. Oczywiście każdy tutaj jest ze sobą w jakiś sposób spokrewniony. Kuzyn kuzyna to też rodzina. Gdziekolwiek się nie ruszymy, każdy deklaruje być rodziną. A rodzinie należy pomagać.

[Rodzina też może Ci się zwalić na głowę bez zapowiedzi i zacząć się gościć w Twoim domu. W końcu gość w dom, Bóg w dom. Jadąc nad wodospad zatrzymaliśmy się na chwilkę w domu brata ciotki. Cała ekipa z samochodu wpadła do domu. Nasz kierowca (kuzyn) od razu chwycił pilota od telewizora i zaczął oglądać miejscowego idola, dzieciaki wparowały do ogrodu i zrywały owoce, starsze „ciotki” zadomowiły się w kuchni szukając czegoś do jedzenia. Przynajmniej nie musisz się gośćmi zajmować, sami wiedzą co robić i na co mają ochotę]. 

I wracając do wielożeństwa. Do muzułmańskiej szkoły uczęszcza też kuzynka i akurat jej, (a jej rodzina jest zarazem i naszą;), przybyła z wizytą. Jej ojciec ma dwie żony. Pierwsza córka, Ima, jest dokładnie w moim wieku. Prorok  miał kilka żon, więc jego naśladowcy robią dokładnie tak samo. Ale skąd to tabu? Druga żona jest oczywiście młodsza. Ima, na wieść o planach ojca postanowiła popełnić samobójstwo wypijając olejek na komary. Próba się nie powiodła. Rani stwierdziła tylko, że pierwsza rodzina była „rozczarowana”. I każdy się pięknie do siebie uśmiecha, ale nikt niczego nie komentuje, ani śmie mówić o tym, jak się czuje. Przecież prorok miał kilka żon a zachowywać się tak samo jak on to łaska. 

Na przykład podczas ramadanu na śniadanie można zjeść jedynie 3 figi, tyle zjadał prorok. Prorok też malował oczy. W celach zdrowotnych używał rośliny, która miała pozytywny wpływ na oczy. Każdy więc może mieć kreskę na oku (eyeliner), oczywiście kosmetykiem obowiązkowo zakupionym w arabskim sklepie. Tak samo jak i perfumy, specjalne, bez alkoholu.

Okazja czyni złodzieja 

Kolejny temat tabu to kobiece ciało. Kobieta bowiem jest wyjątkowa (w pełni zinternalizowana przemoc symboliczna;) i w sposób szczególny musi o siebie dbać. Podstawowe założenie to: „okazja czyni złodzieja”. Biednych mężczyzn należy chronić i nie wystawiać ich na pastwę ich rządz. Jeżeli pokażesz ciało normalną reakcją będzie pożądanie. A tego nikt nie chce. I teraz nie żartuję, całkiem poważnie. Rani, dla mojego dobra i komfortu oczywiście, uświadomiła mnie, że prześwitująca bielizna (akurat założyłam kremowe spodnie) sprawi, że każdy mężczyzna będzie się patrzył na mój tyłek (nie mam nic przeciwko). To samo tyczy się dopasowanych do ciała ubrań. Twój strój nie powinien podkreślać Twoich kobiecych kształtów. Mężczyźni mogą zakładać na co mają ochotę. I zapytałam się, czy oni kobiet już nie kuszą. 

I de facto same kobiety doprowadzają do paradoksu. Kobieta zakrywa swoje ciało, żeby się czuć komfortowo w obecności mężczyzn. Im bardziej zakryje, tym pewniej się czuje. A im mniej pokaże, tym bardziej mężczyźni będą się podniecać na widok jej odkrytych nadgarstków. Więc otóż sama kręci się w błędnym kole. Zakrywa się, żeby czuć się komfortowo. Czuje się komfortowo, bo się zakrywa. I co ja mam zrobić w stadzie wygłodniałych samców? Damn toes! 

Od zawsze podążałam za zasadą złotego środka. 

Odwiedziny w szpitalu

W piątek odwiedziła nas Ima. Od progu krzyknęła Asalam Malekum i podekscytowana stwierdziła, że jedziemy do szpitala odwiedzić jej znajomą, która urodziła dziecko 3 dni temu. 

[Witając się ze sobą każdy mówi: „asalam malekum”, odpowiedzieć należy „malekum salam”. Podaje się również rękę, którą następnie kładzie się na sercu. W ten sposób pokazujesz, że życzysz komuś od serca wszystkiego najlepszego. To takie wzajemne błogosławieństwo. Chcąc okazać szacunek osobie starszej należy przybliżyć jej rękę do swojego czoła i się pokłonić. I wyobraźcie sobie moją minę, gdy po skończonych zajęciach w szkole (uczyłam przez około pół godziny ok., 30 osobową grupę 13-sto latków) cała klasa mnie otoczyła i w pełnym ceremoniale żegnała się ze mną przykładając nasze uściśnięte dłonie do swojego czoła].

I wracając do wizyty w szpitalu. Mówię do Rani, że ja przecież nie znam tej dziewczyny a ona na to, że tylko Ima ją zna i że nic nie szkodzi. Normalne jest bowiem odwiedzać znajomych znajomych, rodzinę rodziny itp. Świeżo upieczeni rodzice cieszą się wizytą każdej osoby. W końcu nowonarodzone dziecko w ten sposób przedstawiane jest całej społeczności dzięki czemu staje się jej częścią. 

Do szpitala pojechaliśmy po 21. Młodzi rodzice znajdowali się w jednoosobowej sali. Na środku rozłożony był duży, kwadratowy dywan a na nim wygodnie usadowieni goście. Niemowlę spokojnie spało w łóżeczku. Ponad głową na poduszce leżało lusterko a na stoliku obok nożyczki. Mają za zadanie nie dopuścić diabła do dziecka. Na Sumatrze obowiązkowa jest jeszcze igła. Matka od czasu do czasu spoglądała na łóżeczko i odpowiadała na pytania gości na temat cesarskiego cięcia. Była spokojna i zrelaksowana. Co prawda to dopiero pierwsze dziecko, ale zajmowała się młodszą siostrą i jej bratowa też ostatnio urodziła więc wprawę ma. Tutaj dziecko nie należy tylko do rodziców. Należy do społeczności. Zajmuje się nim każdy, kto tylko się napatoczy i matka nie broni go jak lwica. Chcesz ponosić? Bierzesz na ręce. Dzieci bawią się w grupach, starsze zajmują się młodszymi. Starsze dziewczynki zajmują się młodszymi dziećmi. Wprawę masz więc od najmłodszych lat. 

Weszliśmy jeszcze do sali obok, gdzie dumnie przywitał nas ojciec, kolega z klasy Imy. Żartowałyśmy z Rani, że możemy pozaliczać kolejne sale i pogratulować rodzicom, na pewno się ucieszą. Ze szpitala wyszliśmy o 21.40. Następnego dnia dziecko i matka miały zostać wypisane.

Miłość nie zna religii? 

Może i nie zna, ale nie w przypadku Jany. Jana pochodzi z zamożnego muzułmańskiego domu. Ma 26 lat. Niedawno zakończyła swój siedmioletni związek i od miesiąca spotyka się z nowym chłopakiem. Właśnie zaczęła nowy etap w życiu. Dwa tygodnie temu wróciła z Mekki. Szczęściara. Taka młoda a już jej się udało pielgrzymować do świętego miejsca. Wszystko więc układa się świetnie. Może oprócz tęsknoty za starą miłością. To uczucie jednak nie miało przyszłości. On był katolikiem, ona muzułmanką. Rodzice pod żadnym względem nie mogli zaakceptować takiego układu i zmusili ją do zakończenia wieloletniej już miłości. Jak kazali, tak zrobiła. Długo płakała i ona i on. Miłość to nie wszystko. Religia determinuje każdy aspekt Twojego życia warto więc mieć ze sobą jak najwięcej wspólnego. Czy nowy chłopak będzie jej mężem? Wielce prawdopodobne, przynajmniej rodzicom się podoba. Dobry z niego muzułmanin. Pierwszy był zapewne jedynie dobrym człowiekiem. A to nie wystarczy.

Społeczny, a nie zadaniowy czas 

Podstawową różnica kulturowa, która dzieli mnie i Rani to podejście do czasu. Ja planuję, myślę w kategoriach osiągania celu i realizowania kolejnych etapów. Mój czas jest nastawiony na realizację zadań, jest czasem „zadaniowym”. Dla Rani czas jest bardziej elastyczny, ma służyć podtrzymywaniu pozytywnych relacji z ludźmi. Jej czas jest czasem „społecznym”. Prosty przykład: w sobotę Rani miała odebrać jednego profesora z lotniska i zameldować go w hotelu. Wyszło małe nieporozumienie i Rani niczego nie świadoma odebrała z samego rana telefon od profesora z pretensjami, że oto jej nie ma na lotnisku. Ustalili więc, że czym prędzej uda się do hotelu (i przywiezie śniadanie, pełen serwis). Pojechałyśmy więc razem. Na początek trzeba było znaleźć „żółty ryż” (nasi kuning). Rani nieco zbłądziła więc postanowiła podjechać do domu cioci mieszkającej nieopodal i zapytać ją o drogę. Ciocia akurat zamiatała chodnik przed domem. Rani spokojnie się przywitała i razem zaczęły rozmawiać i żartować. Na koniec ciocia wytłumaczyła nam, gdzie dokładnie znajduje się stragan z żółtym ryżem. Mały gastronomiczny biznes prowadziła oczywiście kolejna ciocia (wszakże wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną). Nie obyło się bez żartów i najnowszych plotek. Przecież nigdzie się nie paliło. W końcu udałyśmy się do hotelu. Żółty ryż został dostarczony. 

Już więc przyzwyczaiłam się, że pytanie: „jakie mamy na dzisiaj plany?” ma raczej retoryczny charakter. Przecież się okaże. Może Rani będzie musiała pójść na uniwersytet, gdzie pracuje (ale nie wie dokładnie, kiedy będą ją potrzebować). Może ktoś zadzwoni, może nie. Może pojedziemy w odwiedziny, może wyjdziemy na lunch do centrum, albo ugotujemy coś w domu. Przecież nie da się wszystkiego przewidzieć. 

Dzisiaj kupiłyśmy dla mnie materiały na kabaye (tradycyjną bluzkę)i garsonkę. Krawcową jest oczywiście ciocia Rani. Trochę się boję efektu (moje doświadczenia z krawcowymi są raczej marne), ale jestem dobrej myśli. Byłam mierzona w swetrze. Zaproponowałam, że mogę zdjąć. Nie było takiej potrzeby. To była muzułmańska krawcowa, zapewne jest doświadczona w mierzeniu kobiet. Cała akcja zajęła nam około 5 godzin. Na początek udałyśmy się do krawcowej, żeby się zapytać, ile metrów tkanin będziemy potrzebować. Rozmawiałyśmy około godziny. Następnie szukałyśmy materiałów. W każdym ze sklepów rozmowa ze sprzedawcą. Ostatecznie udało nam się znaleźć pożądane wzory. Z obsługującym nas chłopakiem mogłybyśmy już konie kraść, zapewne dzięki czemu dostałyśmy rabat. Ostatni krok to zawiezienie materiałów do krawcowej. Po drodze Rani spostrzegła kuzynkę przed domem (de facto to córka krawcowej). To ona wczoraj robiła mi tatuaż z henny. Zatrzymałyśmy się, żeby razem porozmawiać i pokazać, jak wygląda moja ręka. Otóż popełniłam spory niefart i zmyła hennę mydłem, przez co wyblakła. W dodatku rano robiłam pranie. Rozpętała się kolejna dyskusja o przewadze henny hinduskiej nad arabską. Po zakończonej rozmowie popędziłyśmy do krawcowej. Na nowo zasiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy rozmawiać. Z domu obok wyszła kobieta. I zgadnijcie kim była? Otóż ciocią! I ciocia była ciekawa najnowszych wiadomości. Na koniec, w nagrodę, udałyśmy się do cukierni. Misja zakończona. Ciekawe jak będą wyglądać moje nowe ubrania. 

„Krótka” rozmowa z ludźmi tutaj, to żadna wymiana uprzejmości. To serdeczna interakcja, której poświęca się uwagę i czas. Nikogo nie można zignorować. Spokojnie odprawiasz cały rytuał. Obowiązujące zasady są identyczne jak te podczas pisania maturalnej rozprawki: „wstęp, rozwinięcie i zakończenie”. Każdy etap przebiega z należną mu pompą i szacunkiem.

I wiecie co w podróżach lubię najbardziej? Możliwość spróbowania jak wygląda czyjeś życie, co robi na co dzień, jakie ma troski, plany i marzenia. Takie „lokalne” podróże sprowadzają mnie na ziemię i dzięki nim doceniam na nowo to, co posiadam, kim jestem i jak wiele w życiu otrzymałam od innych. Przez 2 tygodnie mam okazję żyć w małym, prowincjonalnym miasteczku na jednej z setek indonezyjskich wysp w muzułmańskiej rodzinie. Od zawsze lubiłam wyzwania ;). 

 Podczas odwiedzin brata w muzułmańskiej szkole z internatem.

 Bananowy deser w liściu, bananowym oczywiście.

 Rodzeństwo: od lewej Ifa, Ahmad i Wahda. Ahmad zaczął mieszkać w internacie od 12 roku życia. Do domu wraca tylko podczas Ramadanu. Matka zazwyczaj odwiedza go w piątki i przywozi domowe jedzenie. To jego drugi rok w muzułmańskiej szkole. Zostało jeszcze cztery. Uczą się podstawowych przedmiotów (biologia, matematyka itp), i dodatkowo angielskiego, arabskiego i wystąpień publicznych. W szkole uczniowie wstają o 4 rano a idą spać o 22! W ciągu dnia nie mają przerwy na drzemkę, no chyba, że w meczecie;).

 W odwiedzinach u rodziny. Za każdym razem ludzie proponują, że mogę u nich przenocować.

 Uwaga krokodyl! Nie widziałam, ponoć pływa (w morzu!), prawie jak potwór z Loch Ness!
 Góry, morze i brunatna plaża. Oczywiście nikt się tutaj nie opala. Po pierwsze słońce jest zbyt mocne, po drugie większość mieszkańców Palu to muzułmanie.

 Niedzielna gimnastyka o poranku.

 Nie mogłam przegapić takiej okazji, dołączyłam się do ćwiczeń. Nie ma to jak wstać w niedzielę o świcie.
 Ima (w czerwonym hijabie) i Rani. 

 Jana prezentująca Sewak, arabski patyczek do czyszczenia zębów. Twierdzi, że właśnie dzięki niemu ma taki olśniewająco biały uśmiech. Dostałam jeden w prezencie, wytestuję!

 Krowa na wypasie przed uniwersytetem. Trwa na Koszmarowej (mój były uniwerek we Wro) jest marnowana! 

 W drodze nad wodospad. 

 Pierwsza z lewej to kuzynka (12 lat), mieszka nieopodal wodospadu w małej wiosce. Ambitna dziewczynka, trochę mówiła po angielsku. Na co dzień, oprócz szkoły, pomaga matce w pieczeniu bułek.

 Czas na przekąskę: żółty ryż (nasi kuning) je się ręką, tylko prawą. 

 Miejscowe dzieciaki.

 W sobotę (tutaj dzieciaki chodzą do szkoły od poniedziałku do soboty) pouczyłam trochę w szkole cioci (po prawej). Nastolatki (13 lat) postanowiły nas odwiedzić w domu i podziękować za lekcję. Dostałam kolejny urodzinowy prezent: spodnie z bluzką.

 Dokar, miejscowa taksówka.

 Oczywiście woziłyśmy się bryczką po mieście, wcześniej kupując owoce i warzywa na miejscowym targu.

 Penne z tuńczykiem w sosie pomidorowym. Wszystkim smakowało, albo przynajmniej robili dobrą minę do złej gry;)

 Tatuaż z henny robi się głównie na dzień przed wyjściem za mąż.

 Gdziekolwiek się nie ruszymy zawsze otaczają nas ludzie. Dziewczyna w bluzce w paski (bez chusty) maluje tatuaże z henny dla przyszłych panien młodych (te ubrania dostałam w prezencie od uczennic). 

 Wczoraj Wahda (w jasnozielonym komplecie na środku) weszła do pokoju i powiedziała: "Kaka (starsza siostra) Ana, teacher". Wyszłam do salonu a tam czekała już gromadka dzieci. Trochę się razem pobawiliśmy i pośpiewaliśmy. Po około godzinie mówię "bye bye" do dzieciaków a one nie chciały odejść;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz