Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

czwartek, 22 listopada 2012

23.11.2012 - Piątek

Wczoraj postanowiłam wreszcie się wyspać i poszłam spać o … 21!!! Już wchodziłam w kolejną fazę snu, gdy zbudziłam się o północy. Powód? Mam za oknem budowę i robotnicy postanowili mocować metalowe elementy konstrukcji z całych sił uderzając o nie młotem. Nie było mowy o spaniu. Ciekawa sytuacja z perspektywy różnic kulturowych. Wyobraźcie sobie okropny huk w środku nocy. Mój blok ma 18 pięter i nikt, dosłownie nikt, nie krzyknął z balkonu: „Wiecie, która jest godzina? Przecież chcę spać!” (zdobyłam się na taki eufemizm, moje odczucia były nieco inne). Azjatyckie miasta są przeludnione, nie ma się wystarczającej przestrzeni życiowej i w dodatku (z mojej europejskiej perspektywy) zupełnie brakuje szacunku i empatii w stosunku do innych ludzi dzielących tę samą przestrzeń. Wstałam. Jest godzina 6.30 rano. Na budowie cisza. Tak, ćwiczę oddychanie: głęboki wdech i wydech. Bo niektórych rzeczy nigdy się nie zrozumieć. Muszę w końcu na poważnie uczyć się wietnamskiego, a zwłaszcza wyrażenia: „Cicho! Ja chcę spać!” i dzisiaj już na pewno kupię korki do uszu! Jak nie słonie, to ludzie!

Z innych podobnych sytuacji. Wjeżdżamy z Maraj na parking w moim bloku. Mam kartę parkingową i muszę ją przyłożyć do czytnika a pracownik parkingu zatwierdzić przy pomocy programu komputerowego. Przed nami stała jeszcze inna kobieta. Czekałyśmy w kolejce. Wjazd na parking jest wąski i w dodatku pod górkę. Czekamy na swoją kolej i słyszymy jak za nami wjeżdża kolejna rozpędzona kobieta (nie ma zamiaru zwolnić i zahamować) i krzyczy (a wręcz wrzeszczy na nas): „Z drogi!!! I prawie nas taranuje swoim skuterem. Na szczęście Maraj mówi po wietnamsku i wrzeszczy do niej, czy wie, co to znaczy „czekać”. Zyskałyśmy nawet aprobatę pana parkingowego. I wcale nie miała zepsutych hamulców, po prostu nie miała ochoty czekać. A, że czekali inni, to ich problem, że są frajerami i nie przejechali tak jak ona. Dalszy komentarz sobie oszczędzę. Ja nigdy nie przestanę się dziwić. 

A na koniec ciekawostka:
Okazuje się, że miejscowi nazywają most nieopodal którego mieszkam mostem dziwek, ponieważ właśnie tam prostytutki czekają na swoich klientów. Oczywiście policja stara się z nimi walczyć, okoliczni mieszkańcy nie są zadowoleni z takiego punktu usługowego. Prostytutki więc wolno jeżdżą na skuterach po moście i wyłapują swoich klientów. I rzeczywiście, po zmierzchu na moście jest ich całkiem sporo. Zazwyczaj w bielutkich koszulkach i krótkich, kolorowych spodenkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz