Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

środa, 7 marca 2012

08.03.2012 - Czwartek

Wyprawa „na węża” 

Jakoś dwa tygodnie temu wybrałam się ze znajomymi „na węża”. Pojechaliśmy do tzw.: „wioski wężowej”. De facto nie jest to wioska, tylko jedna z dzielnic Hanoi. Znajduje się tam kilka restauracji serwujących potrawy z węża. Zaznaczam: NIE JEM WĘŻA. Postanowiłam potowarzyszyć i popatrzeć. Dostałam krewetki. Można by się wykłócać, że nie ma żadnej różnicy między żywymi stworzeniami, ale jakoś wąż napawa mnie olbrzymim strachem. 

Po wejściu do restauracji obsługa zapytała się, ile osób będzie jeść potrawy z węża i jaki gatunek preferujemy. Do wyboru był jakiś pospolity (250tys. dongów od osoby czyli ok. 12 dolców) oraz kobra (350 tys. dongów = 17$). „My” (moi znajomi, ja krewetki:P) mieliśmy kobrę. Pracownik pogrzebał trochę w klatce z wężami, aż znalazł właściwą wielkość. Oczywiście show must go on i po dobraniu węża nastąpiła jego prezentacja. Kobra zaczęła się przed nami wić. Ohyda! Mam fobię! Najgorsze miało dopiero nastąpić. Chłopak szybko rzucił węża na ziemię i z całej siły kopnął w łeb. W tym momencie przeżyłam chwilę grozy, bo siła uderzenia wypchnęła kobrę w naszą stronę. Od razu ją złapali i podcięli zęby jadowe i jakoś rozpruli. Krew węża miesza się następnie z wódką, tak samo robi się z żółcią. Na zdrowie! 

 W poszukiwaniu kobry dla czterech osób. Po prawej gąski. Przynajmniej można być pewnym, że jedzenie, jest "świeże".

 Kobra królewska: Ophiophagus hannah:P. Największy z jadowitych węży!

 Krew trafi prosto do butelki wódki. 

 Wijące się bezgłowe węże

Kobra, już bez głowy, długo wiła się na brązowej posadzce. My zasiedliśmy już do stolika. Po chwili przynieśli nam na talerzyku serce węża. Teoretycznie ma bić, ale to już przestało i za sercem ciągnął się spory skrzep krwi. Serce należy zjeść i popić wódką. Uczynił to solenizant. 

 Na stoliku po lewej dwie wódki: z krwią i żółcią węża. Na środku żołądkowa gorzka a w małym spodeczku serce gada! 

 Znalazł się odważny. I po sercu!

Następnie na stół trafiały kolejne potrawy z węża. Zaczęło się zupą, do tego sajgonki i przeróżne miksy. W sumie pewnie było z 6 różnych wersji. Najosobliwsza potrawa to ugotowane kawałki węża ze skórą. 





Wąż, jak na wietnamskie warunki, nie należy do tanich rozrywek. Jest pewnie rodzajem fanaberii dla Wietnamczyków i dodatkową atrakcją dla turystów. Gdy czekaliśmy na taksówkę z knajpy wyszła duża grupa Wietnamczyków. Od razu wpakowali się do zaparkowanych samochodów: dwa porsche i jeden lexus.

4 komentarze:

  1. o fuuu! tak szczegółowe foty?! dziw, że się zgodzili, chyba, że to z ukrycia :P :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie w Azji to podstawa! Jasne, że się zgodzili. Wąż jest "legalny":P Albo przynajmniej za takiego uchodzi;)

    OdpowiedzUsuń
  3. odważna jesteś, ja bym tam chyba nerwowo nie wytrzymała :) i jeszcze foty robić, no nerwy ze stali masz chyba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcia to akurat zasługa Ani, nie moja:P. Ziom, adrenalina jest więc wytrzymałabys:P

    OdpowiedzUsuń