Ostatnio znajoma
zauważyła, że nie rozumiem „dorosłych” i chyba za dużo czasu spędziłam z
dziećmi. Coś w tym jest, taki efekt uboczny bycia przedszkolanką. Kolejny to
ciągłe tłumaczenie prostych czynności. A ponoć „wcześniej” tak nie miałam. Po
długim namyśle stwierdzam, że to nie tylko moja praca się do tego przyczyniła,
ale też życie w Azji.
Trendy kulturowe w Azji Południowo
– Wschodniej wyznacza Korea i Japonia. O kulturach tych mówi się, że
dziecinnieją. Często odpowiedzialność za niedojrzałość tych narodów zrzuca się
na system edukacji, który ma za zadanie wyprodukować posłusznych i
zdyscyplinowanych pracowników wielkich korporacji. Dzieci od rana do wieczora
siedzą w szkołach a później na dodatkowych zajęciach. Oczywiście ilość nie
przekłada się na efektywność. Presja społeczna jest jednak tak olbrzymia, że
nikt nie śmie się jej sprzeciwiać a tym samym doprowadzić się do wykluczenia. Zaprzepaszczone
dzieciństwo zaczyna głośno domagać się swoich praw wraz z wchodzeniem w
dorosłość. Japońskie słowo kawaii oznacza „słodki, miły, ładny”. Hello Kitty
jest właśnie kawaii, mimo swoich już czterdziestu lat. Słodkie gadżety
przeznaczone są nie tylko dla dzieci co przede wszystkim dla dorosłych. Jedna z
japońskich matek pisała do mnie wiadomości na papeterii z Hello Kitty. Wietnam
nie jest tak ekstremalny, ale wystarczy odwiedzić sklep z artykułami
papierniczymi, żeby się przekonać w jak wiele „słodkich” gadżetów można się
zaopatrzyć.
Pamiętam moje zdziwienie,
gdy po raz pierwszy spotkałam się z wietnamskimi studentami. Zabrali mnie na
imprezę do chodnikowej knajpki, gdzie popijaliśmy zieloną herbatę i dzióbaliśmy
słonecznik. Praktycznie wszyscy studenci, z którymi wyszłam byli singlami.
Bycie w związku przeszkadza bowiem w nauce. Nie można się wtedy koncentrować na
maksymalnych wynikach. Zdarza się, że już w szkole średniej jakaś para
nastolatków ma się ku sobie. Dochodzi wtedy do interwencji nauczyciela, który
informuje rodziców o ich nieodpowiedzialności. Oni natomiast skutecznie
wyperswadują swoim pociechom takie niedorzeczne pomysły. W szkole należy wkuwać
wiedzę. Tylko cyfry, nazwy i terminy. Dzieci nie uczy się niczego poza tym. Na
koniec pracy w przedszkolu dostałam referencje od wietnamskiej matki, która
była zachwycona, że uczyłam jej dziecko „dobrych manier i kompetencji społecznych, co odróżniało mnie od innych nauczycieli”.
Czasami miałam wrażenie,
że młode wietnamskie matki traktują swoje nowonarodzone dzieci jak lalki,
którymi za krótko bawiły się w dzieciństwie. Ojcowie często też nie zdążyli
dojrzeć do swoich ról. Nie potrafiąc odnaleźć się w nowej sytuacji uciekają się
do alkoholu a na porządku dziennym jest „chodzenie na dziwki”. Z relacji moich
wietnamskich znajomych wynika, że dobry mąż, to taki, który chodzi do pracy,
nie pije i nie bije. A fakt, że będzie miał na boku jakieś inne kobiety trzeba
będzie jakoś zaakceptować, tak długo jak nie zagraża to integralności rodziny.
Co więcej, być kobietą w
Wietnamie to znaczy pięknie się uśmiechać, być nieco niezaradną (bo wtedy
mężczyzna może dowartościować swoje ego) i zależną. Już sam fakt posiadania
krótkich włosów, picia alkoholu i palenia świadczy o zbytnim wyzwoleniu i akceptowane
jest jedynie u mężczyzn.
W Azji nie istnieje coś
takiego jak ironia i sarkazm. Do ludzi należy mówić bezpośrednio, bez ukrytych
znaczeń i drugiego dna. Mam nadzieję jednak, że nadal potrafię ironię zrozumieć! Czy już całkiem zdziecinniałam?