Już od dobrego miesiąca
próbuję zabrać się za napisanie relacji ze Sri Lanki. Ten kraj wywołuje we mnie
bardzo mieszane uczucia. A wszystko za sprawą mężczyzn. Podróżując po Azji
Południowo – Wschodniej nigdy nie czułam się zagrożona. Nie miałam też problemów
z lokalnymi mężczyznami, ponieważ rzadko bywali nachalni czy też napastliwi.
Już sama przewaga fizyczna, średnia wzrostu dla mężczyzny ASEAN-u to 164cm,
dawała mi względne poczucie bezpieczeństwa. Niestety Sri Lanka okazała się być
zupełnie inną bajką.
Po pierwsze, wielu
spośród miejscowych mężczyzn było ode mnie wyższych i roślejszych. Do tego byli
niezwykle natarczywi i natrętni. Im większe miasto, tym większy problem.
Praktycznie co kilka metrów ktoś mnie zagadywał. Bardzo szybko nauczyłam się
unikać kontaktu wzrokowego i nie wchodzić w niepotrzebne konwersacje.
Największy problem stanowili mężczyźni poniżej 30stki. Tacy właśnie niby to
przypadkiem musieli przyklejać się do mnie w autobusach mimo, że nie było aż
takiego ścisku. Oczywiście od razu moje łokcie wchodziły w ruch. Starsi
mężczyźni wykazywali się o niebo lepszą ogładą i szacunkiem. Miałam problemy
nawet w hostelach i guesthousach. Jeden z właścicieli uparcie chciał mnie
zabierać nad morze i nie odstępował na krok. Sri Lanka dość długo była odizolowana od reszty świata i być może jedyny obraz, jacy miejscowi mają o zachodnich kobietach, pochodzi z filmów pornograficznych.
Osobiście nie polecałabym
młodym i atrakcyjnym kobietom podróżowania w pojedynkę. Przykuwa się stanowczo
za dużo niechcianej uwagi. Spotkałam jeszcze dwie kobiety podróżujące solo i
one akurat na nic się nie uskarżały, tylko, że były 40 plus. Słyszałam też
komentarze typu, że w sumie można to potraktować jako oznakę bycia atrakcyjną.
Dziękuję bardzo za takie dowartościowanie, gdy ktoś ewidentnie pożera mnie
wzrokiem a chodzenie po zmierzchu (czyli już od ok. 18.00) nie wchodzi w rachubę. W drugim tygodniu
spotkałam niemieckich i irlandzkich backpackersów (mężczyzn), z którymi się
trzymałam, dzięki czemu praktycznie nikt już mnie nie zaczepiał.
Nawet Lonely Planet
poleca, żeby kobiety podróżujące w pojedynkę założyły sobie na palec obrączkę i
wymyśliły historię o mężu. Powinnam nosić zdjęcie męża marynarza w portfelu
mówiąc, że właśnie jest na morzu i zacumuje w porcie za dwa tygodnie;). Tylko,
że po mnie od razu widać, kiedy kłamię. Co prawda nie rośnie mi nos, ale
zdradza mnie mowa ciała.
Podróżując można natrafić
na przeróżnych ludzi. I tych sympatycznych, i tych spod ciemnej gwiazdy.
Niestety po tych drugich długo pozostaje niesmak. Raz nawet musiałam wyskakiwać
z Tuk Tuka (trójkołowej taksówki), ponieważ kierowca wpadł w szał, że nie chcę
od niego wykupić wycieczki następnego dnia i zaczął się dziwnie zachowywać a na
końcu mnie powyzywał.
Przynajmniej z czasem
stałam się bardziej ostrożna i podejrzliwa (czego nie znoszę), ale inaczej w
tym kraju nie można funkcjonować. Na Sri Lance człowiek jest zależny od swojej
rodziny. Nawet dorośli ludzie, którzy założyli już własne nadal muszą meldować
rodzicom (chociażby emerytom), jakie mają plany. Spotkałam się z Couchsurferem,
Badullą, który miał żonę i nastoletnią córkę. Jego ojciec codziennie się dopytywał,
gdzie jest i co robi. Gdy Badulli zdarzyło się wyjść na piwo z kolegami a żonie
się to nie podobało, dzwoniła do teścia i uskarżała się na swojego męża. Ojciec
natychmiast dzwonił do Badulli i nakazywał wrócić do domu. Wyobraźcie więc
sobie, w jaki sposób musi być postrzegana młoda dziewczyna, która samodzielnie
podróżuje po wyspie. Nasłuchałam się setek historii o problemach kobiet w
Indiach, ale myślałam, że na Sri Lance będzie inaczej. Dziewczyny, które
odwiedziły wcześniej Indie stwierdziły, że Sri Lanka to i tak pestka.
A może zdjęcie Jacka Sparrowa w portfelu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz