Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

poniedziałek, 28 lipca 2014

Żona marynarza

Już od dobrego miesiąca próbuję zabrać się za napisanie relacji ze Sri Lanki. Ten kraj wywołuje we mnie bardzo mieszane uczucia. A wszystko za sprawą mężczyzn. Podróżując po Azji Południowo – Wschodniej nigdy nie czułam się zagrożona. Nie miałam też problemów z lokalnymi mężczyznami, ponieważ rzadko bywali nachalni czy też napastliwi. Już sama przewaga fizyczna, średnia wzrostu dla mężczyzny ASEAN-u to 164cm, dawała mi względne poczucie bezpieczeństwa. Niestety Sri Lanka okazała się być zupełnie inną bajką. 

Po pierwsze, wielu spośród miejscowych mężczyzn było ode mnie wyższych i roślejszych. Do tego byli niezwykle natarczywi i natrętni. Im większe miasto, tym większy problem. Praktycznie co kilka metrów ktoś mnie zagadywał. Bardzo szybko nauczyłam się unikać kontaktu wzrokowego i nie wchodzić w niepotrzebne konwersacje. Największy problem stanowili mężczyźni poniżej 30stki. Tacy właśnie niby to przypadkiem musieli przyklejać się do mnie w autobusach mimo, że nie było aż takiego ścisku. Oczywiście od razu moje łokcie wchodziły w ruch. Starsi mężczyźni wykazywali się o niebo lepszą ogładą i szacunkiem. Miałam problemy nawet w hostelach i guesthousach. Jeden z właścicieli uparcie chciał mnie zabierać nad morze i nie odstępował na krok. Sri Lanka dość długo była odizolowana od reszty świata i być może jedyny obraz, jacy miejscowi mają o zachodnich kobietach, pochodzi z filmów pornograficznych.

Osobiście nie polecałabym młodym i atrakcyjnym kobietom podróżowania w pojedynkę. Przykuwa się stanowczo za dużo niechcianej uwagi. Spotkałam jeszcze dwie kobiety podróżujące solo i one akurat na nic się nie uskarżały, tylko, że były 40 plus. Słyszałam też komentarze typu, że w sumie można to potraktować jako oznakę bycia atrakcyjną. Dziękuję bardzo za takie dowartościowanie, gdy ktoś ewidentnie pożera mnie wzrokiem a chodzenie po zmierzchu (czyli już od ok. 18.00) nie wchodzi w rachubę. W drugim tygodniu spotkałam niemieckich i irlandzkich backpackersów (mężczyzn), z którymi się trzymałam, dzięki czemu praktycznie nikt już mnie nie zaczepiał.  

Nawet Lonely Planet poleca, żeby kobiety podróżujące w pojedynkę założyły sobie na palec obrączkę i wymyśliły historię o mężu. Powinnam nosić zdjęcie męża marynarza w portfelu mówiąc, że właśnie jest na morzu i zacumuje w porcie za dwa tygodnie;). Tylko, że po mnie od razu widać, kiedy kłamię. Co prawda nie rośnie mi nos, ale zdradza mnie mowa ciała. 

Podróżując można natrafić na przeróżnych ludzi. I tych sympatycznych, i tych spod ciemnej gwiazdy. Niestety po tych drugich długo pozostaje niesmak. Raz nawet musiałam wyskakiwać z Tuk Tuka (trójkołowej taksówki), ponieważ kierowca wpadł w szał, że nie chcę od niego wykupić wycieczki następnego dnia i zaczął się dziwnie zachowywać a na końcu mnie powyzywał. 

Przynajmniej z czasem stałam się bardziej ostrożna i podejrzliwa (czego nie znoszę), ale inaczej w tym kraju nie można funkcjonować. Na Sri Lance człowiek jest zależny od swojej rodziny. Nawet dorośli ludzie, którzy założyli już własne nadal muszą meldować rodzicom (chociażby emerytom), jakie mają plany. Spotkałam się z Couchsurferem, Badullą, który miał żonę i nastoletnią córkę. Jego ojciec codziennie się dopytywał, gdzie jest i co robi. Gdy Badulli zdarzyło się wyjść na piwo z kolegami a żonie się to nie podobało, dzwoniła do teścia i uskarżała się na swojego męża. Ojciec natychmiast dzwonił do Badulli i nakazywał wrócić do domu. Wyobraźcie więc sobie, w jaki sposób musi być postrzegana młoda dziewczyna, która samodzielnie podróżuje po wyspie. Nasłuchałam się setek historii o problemach kobiet w Indiach, ale myślałam, że na Sri Lance będzie inaczej. Dziewczyny, które odwiedziły wcześniej Indie stwierdziły, że Sri Lanka to i tak pestka. 

 A może zdjęcie Jacka Sparrowa w portfelu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz