Spotkałam ostatnio
znajomego, który przenosi się do Maroka. Nie pałał w żaden sposób entuzjazmem. Po
prostu tam będzie prowadził projekt. Co więcej, ubolewał, że w Maroku nie
będzie miał żadnych ciekawych opcji towarzyskich. Nie ma tam zbyt wielu miejsc,
w których można się bawić. Wtedy sobie uświadomiłam, że w Sajgonie jest
dziesiątki klubów a ja zawsze chodzę do tych samych. Z setek japońskich
restauracji wybieram dwie. I tak naprawdę cały ten wybór jest mi zbędny. Bo
przecież mogłabym próbować nowych miejsc, ale po co? Lubię maki w Sushi Miraku,
naleśnika z owoców morza w Sushi Barze na Le Thanh Ton. Piję wódkę (niezwykle popularną tutaj polską Belvedere) z sokiem z
limonki i imbirem w Blanchy’s. Mogę sobie banalnie poplotkować z barmanką Mai,
ostatnio odwiedziła swoją rodzinę w Centralnym Wietnamie. Do Sushi Miraku mam
sentyment, ponieważ restaurację prowadzi ojciec mojej ubiegłorocznej uczennicy.
Wymówka z brakiem wyboru bierze więc w łeb. Tak samo po pracy, gdy wracam do
domu, zazwyczaj słucham mojej ulubionej muzyki.
Słusznie można zauważyć,
że w jakiś sposób musiałam poznać to, co jest teraz znajome a wcześniej było
obce. Nie poszukuję każdego dnia. Jedynie okazjonalnie, będąc w humorze odkrywcy,
który gotów jest porzucić swoją bezpieczną strefę i nie zraża się
rozczarowaniem.
Nadmierny wybór rozmienia
mi jedynie życie na drobne i marnotrawi moją krótką egzystencję. I nie
potrzebuję zaprzątać sobie głowy nic nie znaczącymi alternatywami. Właśnie
wizualizuję sobie w głowie półkę z pastami do zębów w supermarkecie. Kupno
pasty do zębów nie jest kwestią życia lub śmierci, tym bardziej jogurtu czy też
rodzynek. Marny byłby ze mnie marketingowiec. Nie lubię wciskać kitu. I oto ludzie
są święcie przekonani, że wreszcie posiadają wolność wyboru. I to w pełni
wystarczy. Aż mnie duma z tego prawa rozpiera. Jakiego wyboru jednak? Płynu do
mycia podłóg w piętnastu możliwych zapachach? Czy też deski do krojenia o ostrych
tudzież obłych krawędziach? A co z innymi wyborami? Co z wyborem drogi
życiowej, wiary, sposobu wychowywania dzieci, warunków i miejsca pracy, sposobu
starzenia się? Tutaj wybór już tak bezkresny nie jest. Bo albo się dostosujesz
do społecznych wymogów, albo jesteś patologią, odrzutkiem, anarchistą, albo eufemistycznie:
pogubionym, skonsternowanym człowiekiem, który nie potrafi się odnaleźć w
jedynej słusznej rzeczywistości. A w czym mam się odnajdywać? W społeczeństwie
konsumentów łudzących się posiadaniem wyboru zredukowanego jedynie do możliwości
zakupu dóbr rynkowych.
Poczytuję sobie Baumana, sama sobie jestem winna! W dodatku był agentem. W jednej ze swoich
książek cytuje Michela Foucaulta, który snując wywody o tożsamości dochodzi do
wniosku, że należy ją tworzyć (tożsamość) tak jak tworzy się dzieło sztuki. A
czymże jest owa tożsamość? Odpowiedzią na pytanie: „Kim jestem?”, „Jakie jest
moje miejsce w wszechświecie?”, „Po co tu jestem?”. Bauman postuluje, że
obecnie każdy musi samodzielnie kształtować własne życie nawet jeśli „cała
praca sprowadza się do wybierania i składania zestawu gotowych elementów
zapakowanych w płaskie pudełka jak meble z Ikei” [Bauman, Sztuka życia, 102]. Nie wiem czy Foucault byłby takim dziełem
sztuki poruszony. Co począć wtedy, gdy chce się złożyć siebie z innych elementów?
Przecież trzeba je gdzieś znaleźć.
Snuję sobie takie luźne
refleksje, ponieważ powinnam szukać pracy. A szczerze powiedziawszy nie mam na
to ochoty. Bo nie mam ochoty pracować. I św. Paweł od razu mógłby rzec, że "kto
nie chce pracować, niech też nie je” (co w sumie nie byłoby takim marnym
pomysłem, ponieważ przestałam ćwiczyć z Chodakowską a za 3 tygodnie czeka mnie
opalanie się na Sri Lance). Gdy czytam wszelakie ogłoszenia o pracę marzę tylko
o byciu „dyspozycyjną”, rozkoszowaniu się „pracą pod presją czasu” i „radzeniu
sobie w stresujących sytuacjach”. Oj nie, ja chcę mieć święty spokój. Chcę co
kilka miesięcy jeździć na długie wakacje i wracać do domu pełna energii i
zapału do rozwijania kolejnych pasji. Co kto lubi, ja jednak muszę powiedzieć,
że to zupełnie nie dla mnie. Wymyśliłam więc sobie trzy opcje: albo powinnam
zostać jednoosobową firmą, bezrobotną, albo też żoną majętnego męża. Przyjmuję
zakłady i/lub propozycje matrymonialne. Szczegóły omówimy prywatnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz