Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 17 maja 2014

Wzniosłe wybory


Spotkałam ostatnio znajomego, który przenosi się do Maroka. Nie pałał w żaden sposób entuzjazmem. Po prostu tam będzie prowadził projekt. Co więcej, ubolewał, że w Maroku nie będzie miał żadnych ciekawych opcji towarzyskich. Nie ma tam zbyt wielu miejsc, w których można się bawić. Wtedy sobie uświadomiłam, że w Sajgonie jest dziesiątki klubów a ja zawsze chodzę do tych samych. Z setek japońskich restauracji wybieram dwie. I tak naprawdę cały ten wybór jest mi zbędny. Bo przecież mogłabym próbować nowych miejsc, ale po co? Lubię maki w Sushi Miraku, naleśnika z owoców morza w Sushi Barze na Le Thanh Ton. Piję wódkę (niezwykle popularną tutaj polską Belvedere) z sokiem z limonki i imbirem w Blanchy’s. Mogę sobie banalnie poplotkować z barmanką Mai, ostatnio odwiedziła swoją rodzinę w Centralnym Wietnamie. Do Sushi Miraku mam sentyment, ponieważ restaurację prowadzi ojciec mojej ubiegłorocznej uczennicy. Wymówka z brakiem wyboru bierze więc w łeb. Tak samo po pracy, gdy wracam do domu, zazwyczaj słucham mojej ulubionej muzyki. 

Słusznie można zauważyć, że w jakiś sposób musiałam poznać to, co jest teraz znajome a wcześniej było obce. Nie poszukuję każdego dnia. Jedynie okazjonalnie, będąc w humorze odkrywcy, który gotów jest porzucić swoją bezpieczną strefę i nie zraża się rozczarowaniem. 

Nadmierny wybór rozmienia mi jedynie życie na drobne i marnotrawi moją krótką egzystencję. I nie potrzebuję zaprzątać sobie głowy nic nie znaczącymi alternatywami. Właśnie wizualizuję sobie w głowie półkę z pastami do zębów w supermarkecie. Kupno pasty do zębów nie jest kwestią życia lub śmierci, tym bardziej jogurtu czy też rodzynek. Marny byłby ze mnie marketingowiec. Nie lubię wciskać kitu. I oto ludzie są święcie przekonani, że wreszcie posiadają wolność wyboru. I to w pełni wystarczy. Aż mnie duma z tego prawa rozpiera. Jakiego wyboru jednak? Płynu do mycia podłóg w piętnastu możliwych zapachach? Czy też deski do krojenia o ostrych tudzież obłych krawędziach? A co z innymi wyborami? Co z wyborem drogi życiowej, wiary, sposobu wychowywania dzieci, warunków i miejsca pracy, sposobu starzenia się? Tutaj wybór już tak bezkresny nie jest. Bo albo się dostosujesz do społecznych wymogów, albo jesteś patologią, odrzutkiem, anarchistą, albo eufemistycznie: pogubionym, skonsternowanym człowiekiem, który nie potrafi się odnaleźć w jedynej słusznej rzeczywistości. A w czym mam się odnajdywać? W społeczeństwie konsumentów łudzących się posiadaniem wyboru zredukowanego jedynie do możliwości zakupu dóbr rynkowych. 

Poczytuję sobie Baumana, sama sobie jestem winna! W dodatku był agentem. W jednej ze swoich książek cytuje Michela Foucaulta, który snując wywody o tożsamości dochodzi do wniosku, że należy ją tworzyć (tożsamość) tak jak tworzy się dzieło sztuki. A czymże jest owa tożsamość? Odpowiedzią na pytanie: „Kim jestem?”, „Jakie jest moje miejsce w wszechświecie?”, „Po co tu jestem?”. Bauman postuluje, że obecnie każdy musi samodzielnie kształtować własne życie nawet jeśli „cała praca sprowadza się do wybierania i składania zestawu gotowych elementów zapakowanych w płaskie pudełka jak meble z Ikei” [Bauman, Sztuka życia, 102]. Nie wiem czy Foucault byłby takim dziełem sztuki poruszony. Co począć wtedy, gdy chce się złożyć siebie z innych elementów? Przecież trzeba je gdzieś znaleźć.

Snuję sobie takie luźne refleksje, ponieważ powinnam szukać pracy. A szczerze powiedziawszy nie mam na to ochoty. Bo nie mam ochoty pracować. I św. Paweł od razu mógłby rzec, że "kto nie chce pracować, niech też nie je” (co w sumie nie byłoby takim marnym pomysłem, ponieważ przestałam ćwiczyć z Chodakowską a za 3 tygodnie czeka mnie opalanie się na Sri Lance). Gdy czytam wszelakie ogłoszenia o pracę marzę tylko o byciu „dyspozycyjną”, rozkoszowaniu się „pracą pod presją czasu” i „radzeniu sobie w stresujących sytuacjach”. Oj nie, ja chcę mieć święty spokój. Chcę co kilka miesięcy jeździć na długie wakacje i wracać do domu pełna energii i zapału do rozwijania kolejnych pasji. Co kto lubi, ja jednak muszę powiedzieć, że to zupełnie nie dla mnie. Wymyśliłam więc sobie trzy opcje: albo powinnam zostać jednoosobową firmą, bezrobotną, albo też żoną majętnego męża. Przyjmuję zakłady i/lub propozycje matrymonialne. Szczegóły omówimy prywatnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz