Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 8 marca 2014

Słoneczny rytuał w Bagan


W Bagan (Birma) zadałam sobie pytanie: "Kiedy po raz ostatni byłam świadkiem wschodzącego słońca?". I to nie przypadkiem, bo akurat przebudziłam się nad ranem, albo jechałam na lotnisko czy gdzieś na wycieczkę poza miasto. Otóż liczy się tylko wschód słońca świadomie wyczekiwany i celebrowany w pełnym skupieniu. Długo się namyślałam i nic. Nie pamiętałam. Wiem, że chciałam oglądać w Ankorze w Kambodży, ale za późno wyjechałam z hotelu. A czy oprócz wakacji zdarzyło mi się kiedyś obudzić przed świtem, żeby podziwiać jak zdumiewająco rozpoczyna się nowy dzień? Otóż z przerażeniem stwierdziłam, że nie. Nie mam pojęcia ile lat temu widziałam wschód słońca.


Nawet nie miałam pojęcia jak on będzie wyglądał. Po ciemku, z latarkami w dłoniach, wspięłyśmy się na szczyt pagody. Z minuty na minutę przed naszymi oczyma zaczęły się wyłaniać niezliczone wierzchołki buddyjskich stup. Mrok przemieniał się w światłość a przy ziemi falowały poranne mgły. Z każdej możliwej strony otaczały nad świątynie. Uśmiechałyśmy się do własnych myśli nie mogąc się doczekać atrakcji, które miał nam przynieść nowy dzień, który tak ceremonialnie zaczynał się na naszych oczach.  Po chwili zadumy postanowiłyśmy wrócić do miasteczka, żeby zjeść śniadanie. Nasz riksiarz pokazał nam na dłoni "pięć minut". Ku naszemu zdziwieniu zobaczyłyśmy gorejące, czerwone słońce szybko wznoszące się ponad horyzont! Otóż tak wygląda wschód słońca! 

 Bagan położony jest w centralnej części Birmy. Jego historia sięga XI wieku kiedy to król Anwrahta (niczym Mieszko I o wiek wcześniej na terenach polskich;) zapoczątkował buddyzm (Theravadę). Władca od razu zarządził wybudowanie licznych świątyń. Niektóre źródła mówią o 13 000 a inne o 4 400! Większość z nich uległa zniszczeniu podczas najazdu Mongołów i wskutek trzęsień ziemi. Obecnie liczbę świątyń w Bagan szacuje się na około 2 200!
[Na zdjęciu wznoszące się balony, jedna z głównych atrakcji turystycznych w Bagan].
.
Po kompleksie świątynnym, liczącym około 40km kwadratowych, można poruszać się na rowerze, rikszą czy też bryczką. 

W Bagan występują dwa podstawowe typy budowli: pagody i świątynie. Pagody są bogato zdobione i są miejscem kultu, można je obejść dookoła, ale nie da się wejść do środka. Wejść można do świątyni, które służą wiernym do medytacji. Wnętrze powinno być proste i surowe, żeby nie rozpraszać medytującego.W środku znajduje się posąg Buddy, który stanowi wzorzec do naśladowania.

 Przed wejściem do świątyni zawsze należy zdjąć buty. W czasach kolonialnych (Birma była częścią Indii Brytyjskich) buty właśnie stanowiły zalążek ruchów nacjonalistycznych. Brytyjczycy odmówili zdejmowania butów (w końcu kolonizatorzy musieli sobie jakoś wytłumaczyć swoją wyższość) i tym samym przyczynili się do protestów, na czele których stanęli mnisi. Aby stłamsić wszelkie przejawy oporu Brytyjczycy od razu skazywali mnichów na dożywocie. Jeden z nich, U Wisara, zmarł w więzieniu po 166 dniach strajku głodowego, którego powodem był zakaz noszenia mnisich szat za kratami.

Bagan w dalszym ciągu jest bardzo skromny i autentyczny. Godzinami mogłyśmy rozmawiać z ludźmi i razem z nimi się śmiać. Nie mam pojęcia czy dobry poziom angielskiego to jeszcze pozostałość po czasach kolonialnych czy przyczynił się do niego wzmożony napływ turystów. A zapewne to i to;).

Budda z małym Buddą w brzuchu. Chyba nie ma bardziej pokojowej filozofii niż buddyjska właśnie. Jest to system, który kieruje ludzi ku własnemu wnętrzu (a nie każe zbawiać i nawracać innych nauczając ich jedynych słusznych zasad). Każdy ma zacząć od siebie: pomóż w pierwszej kolejności sobie a jak ci się to uda to dopiero innym. Buddyści skupieni są na robieniu dobrych uczynków (merit making). I dzięki temu właśnie sami mogą zyskać korzyść (zawsze utrzymywałam, iż altruizm nie istnieje, jest to pożyteczny dla innych egoizm). Czyniąc dobry uczynek przyczyniają się do osiągnięcia szczęścia w obecnym, jak i w przyszłym życiu. Sam akt oczyszcza umysł czyniącego. Dobrym uczynkiem jest również radość ze szczęścia innych. Nie dla zawistnych! Ciesz się więc pomyślnością Twoich bliźnich a dzięki temu i Tobie będzie się znakomicie powodzić. Im więcej szczęśliwych ludzi tym lepiej! Bo dzięki temu i my sami możemy tacy się stać;). I w tym szczęściu pewnie przejawia się aspekt wspólnotowy. Wspólnota ludzi szczęśliwych!
Jedna ze spotkanych Couchsurferek stwierdziła, że w życiu wystarczy czynić dobro a ono do Ciebie wróci. Jeżeli chcesz więc, żeby Ci się dobrze działo trzeba samemu wcześniej wprowadzić trochę dobra do obiegu (a później go nie zatrzymywać). Bo życie jest raczej banalne, tylko my sami jakoś niepotrzebnie je komplikujemy...

W Bagan spędziłyśmy 3 dni. Każdego ranka wstawałyśmy, aby podziwiać wschód słońca. Później wracałyśmy na śniadanie, po śniadaniu targ i kupowanie pamiątek (przepiękne wyroby z laki, mam śliczny serwis herbaciany;). W godzinach południowych było niesamowicie gorąco, więc praktycznie można było zapomnieć o zwiedzaniu i jeździe na rowerze. Wtedy właśnie szukałyśmy jakiejś odosobnionej świątyni, wspinałyśmy się na górny taras i wygodnie układałyśmy się do popołudniowej drzemki. Nie ma nic piękniejszego niż obudzić się wypoczętym w majestatycznej ciszy na uświęconej tysiącami pagód ziemi. [Miejscowi też spali na szczytach, albo na ziemi w cieniu grubych murów]. Po drzemce powrót do miasteczka na obiad i koktajl owocowy. Już około godziny 17nastej wyjeżdżałyśmy na ostatni spektakl dnia: zachód słońca!

Świątynie w Bagan zbudowane były z drewna, piaskowca i cegły. Do dnia dzisiejszego przetrwały te ostatnie. Wiele z nich wymaga prac konserwatorskich, część z nich prowadzona jest nieudolnie i zamiast ratować raczej niszczy. UNESCO chce pomóc, ale do tanga trzeba dwojga. Rząd i tak swoje wie.

Nadszedł czas na popołudniowy spektakl. Mgły i cienie powoli przesuwają się między świątyniami. Niebo zaczyna mienić się licznymi kolorami.

I dziesiątki ludzi siedzą w skupieniu i ciszy. Nikt nie spuszcza wzroku. Jaki był ten dzień?

Słońce zachodzi. Czyni to już od wieków nie wzruszając się naszymi dramatami. Dzisiaj zaszło i zajdzie jutro. Lepszej okazji do czerpania z życia pełnymi garściami nie będzie! Barbarzyństwem jest mieszkać w 10 milionowym mieście i nigdy nie móc doświadczyć tak podniosłej chwili. Chyba tylko żyjąc blisko natury nasze oczy mogą mienić się takim samym żarem jak ta gorejąca kula. I niech to będzie pasja do życia!

Zdjęcia by Ania i Thao

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz Aniu! Od początku niemalże śledzę Twój blog i bardzo Ci dziękuję, że dzielisz się swoimi przeżyciami i spostrzeżeniami. Aż chciałoby się wyruszyć Twoimi śladami...

    OdpowiedzUsuń