Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 22 lutego 2014

Każdy kopie piłkę!

.
W Mandaly postanowiłyśmy się wybrać do Pałacu Królewskiego. Kiedy wreszcie udało nam się dojść do jednej z bram, okazało się, że nie mogą nią wchodzić obcokrajowcy i musimy się udać do kolejnej (a pałac położony jest na kwadratowej wysepce). Perspektywa marszu przez kolejne 20 minut stanowczo nas przerosła i postanowiłyśmy wziąć taksówkę [W Wietnamie niemożliwe jest chodzenie, ponieważ na chodnikach zaparkowane są skutery i działają przeróżne punkty usługowe więc nasze mięśnie zapomniały już czym jest spacer]. Przeszłyśmy na drugą stronę ulicy i zaczęłyśmy machać. Zamiast taksówki zatrzymał się  prywatny samochód a ze środa zaczęli się do nas uśmiechać młodzi mnisi a dokładniej buddyjscy nowicjusze. Kazali wsiadać i ochoczo zaczęli rozmowę. Na początku obawiałam się, że któregoś z nich mogę przypadkowo dotknąć tłocząc się na tylnym siedzeniu. Okazało się jednak, że w Birmie mnichów można dotknąć (w Laosie nie i kiedyś popełniłam tam kulturowe faux pas chcąc wręczyć do ręki mnicha ofiarę, którą powinnam była włożyć do miski). Przyjemnie nam się z nimi rozmawiało a chłopcy w międzyczasie zaprosili nas do swojego klasztoru, który znajdował się nieopodal. W klasztorze, do którego przynależą, mieszka 700 nowicjuszy w wieku od 5ciu do 20lat. 
[Na zdjęciu od lewej Nandamala (18lat), Piniapoka (19 lat) i Thao].

W Buddyzmie każdy chłopiec przed skończeniem 20-stego roku życia powinien spędzić w zakonie przynajmniej 2 tygodnie. Zaraz po przyjściu goli głowę i musi się podporządkować twardym regułom (zaczynając od pobudki o 4.30). Piniapoka przyjechał do Mandalay, z małej, górskiej wioski na północy Birmy, w wieku 10ciu lat. Miejscowy mnich doradził rodzicom, żeby wysłać go do wielkiego miasta, dzięki czemu może uczęszczać do szkoły. Dla wielu dzieci klasztor jest jedyną opcją uzyskania wykształcenia. Mieszkają w nim aż do ukończenia szkoły średniej. Każdego poranka zbierają do swoich metalowych misek ofiary: głównie ryż, który będzie ich głównym pożywieniem w ciągu dnia. 
Na zdjęciu "klasztorny akademik". W jednym pokoju mieszka około 30 chłopaków. Pranie robią sami. Każdy kolor szat jest dopuszczalny: od żółtego, przez szafranowy aż po bordowy.

Nowicjusze wstają o 4.30 i między godziną 5 a 6 zbierają poranne ofiary (mogą jeść nawet po południu a ulubioną potrawą Piniapoki jest curry z kurczaka: nie obowiązuje ich dieta wegetariańska). Od 8 do 12 idą do szkoły a po szkole mają czas na odrabianie lekcji i rozrywki. Do jednych z nich należy gra w piłkę. Cały czas mają na sobie mnisie szaty! Czasami chłopcy mogą się ze sobą o coś pokłócić i wtedy dochodzi do bójek. Wiedzą, że muszą być ostrożni, tak, żeby ich przełożony mnich o niczym się nie dowiedział. Już na samo pytanie o dziewczyny się zaśmiali. Przecież w pierwszej kolejności muszą skończyć szkołę!

Na drugim planie chłopcy bawią się w betoniarce. Po ukończeniu 20stego roku życia można postanowić zostać mnichem (wcześniej jest się nowicjuszem) i w pełni przestrzegać wszelkich zasad Buddyzmu (inne obowiązują świeckich a inne mnichów). Jednym z filarów wiary jest medytacja. Jako nowicjusze codziennie przeznaczają na nią czas z różnymi efektami. Piniapoka jest w stanie medytować zaledwie przez 10 minut a jego kolega Nandamala przeznacza na nią pół godziny. Za rok Piniapoka ukończy 20 lat. Czy zostanie w klasztorze czy może pójdzie na studia? Co będzie w przyszłości tego nikt nie wie.

W kompleksie klasztornym mieszkają również sieroty, które straciły swoich rodziców w wyniku katastrofalnego w skutkach cyklonu Nargis (nawiedził Birmę w maju 2008 roku). Według szacunków ONZ zginęło w nim ponad 84 tysiące ludzi a kolejne 53 tysiące uznano za zaginione. Birma dopiero od niedawna otwiera się na świat. W 2008 roku rząd prowadził nieudolną misję ratunkową i odrzucił opcję przyjęcia międzynarodowej pomocy. Samoloty wypełnione lekami i żywnością nie zostały wpuszczone do kraju a ratownikom odmówiono wiz.

Nowicjusze bardzo chętnie z nami gawędzili ćwicząc swój angielski. Czasami wybierają się w turystyczne miejsca, żeby móc trochę porozmawiać z obcokrajowcami. Gdy jednak po raz pierwszy w życiu zobaczyli turystów uciekli, ponieważ przestraszyli się ich potężnej postury!

2 komentarze:

  1. Niezwykle ciekawe! Ależ mi się podobają Ci chłopcy grający w piłkę boso (dwaj w skarpetach - po jednej każdy ;-)) i w tych podwiązanych szatach.

    Mój mąż czasem medytuje, ja nadal nie mam pojęcia na czym to polega i jak to się robi! Może kiedyś się za to zabiorę, ale wiele rzeczy odkładam "na potem", które przeważnie nie następuje albo ciągnie się w nieskończoność.

    Te liczby zaginionych i zabitych osób w cyklonie, przerażają! A jeszcze bardziej to zamknięcie na pomoc z zewnątrz...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to powiedział Piniapoka: "jak ktoś ma buty, albo skarpetki to w nich gra" :) Ja też czasami staram się medytować, wszak istnieje też tradycja medytacji w chrześcijaństwie. Daleko mi jednak do tej medytacji buddyjskiej. Hnin, Couchsurferka, mówiła, że każdego dnia medytuje przez godzinę. Pewnie niesamowicie to wycisza umysł.

      Usuń