Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

poniedziałek, 25 marca 2013

25.03.2013 - Poniedziałek

Przyznałam się wczoraj, że bywam aroganckim kierowcą i co się stało? Otóż dzisiaj nie mogłam odpalić hondy (tak, hondy, nie honduni, zmieniam ton). Musiałam kilka razy kopać. W końcu zacharczała i wyjechałam z parkingu, wrzuciłam dwójkę, później trójkę, ale jakoś nie chciała się toczyć i po chwili zgasła. Jeszcze kilkanaście razy ją skopałam w japonkach (prawy nosi znamiona ciężkiej eksploatacji), ale nic. Nie odpaliła i musiałam wrócić na parking i wziąć "xe oma" (taksówkę motocyklową) do pracy. Za godzinę przyjdzie znajoma i doturlamy hondę do mechanika. Wydaje mi się, że coś jest nie tak z paliwem, gdzieś mógł się jakiś wężyk zatkać. Zobaczymy. Oby zadziałała, nie lubię jeździć na tylnym siedzeniu.

Codziennie rano kupuję sobie "Banh mi op la" (czyli kanapkę z omletem) nieopodal mojego bloku. Jest to typowy McDrive. Na chodniku ustawiony jest wszystko mieszczący wózek a za nim dwie ekspedientki, które w mgnieniu oka robią kanapki. Każda jest dopasowana do zachcianek klienta. Moja ma omlet z dwóch jajek z dużą ilością kolendry i jest bez chili. Można wybrać opcję z wędlinami, rybą czy też wegetariańską. Klienci zatrzymują się na jezdni (od czasu do czasu powodując zator) i czekają na realizację swojego zamówienia siedząc na skuterze. Klienci zawsze Ci sami, wystarczy, że ekspedientka na Ciebie spojrzy i już wie, co ma przygotować, nawet nie trzeba powtarzać.

Dzisiaj poszukiwaliśmy skarbu (treasure hunt). Zaczęło się od nieznanej przesyłki (a w środku kartka zapisana białą kredką świecową, którą trzeba było zamalować na czarno). Następnie dzieci podążały za wskazówkami znajdującymi się m.in w kuchni, w ich plecakach czy przegródkach na buty. W końcu dotarliśmy do basenu a tam do zakodowanej wiadomości (obrazki zamiast literek): "mapa jest na drzewie" [the map is on the tree]. Skarb, oznaczony literką X, odkopaliśmy w piaskownicy. Bawię się więc wyśmienicie ;).

Kilka godzin później:

Honda naprawiona [zabawne było, jak przyszłam po nią na parking, gdzie wszyscy parkingowi już wiedzieli, że jest zepsuta;)]. Mechanik wymienił mi świecę i żarówkę (przepaliła się z tyłu) za 75 tysięcy, czyli około 12zł. Ma mi jeszcze naprawić kierunkowskazy, ale to grubsza sprawa, trzeba rozkręcać kierownicę. Byłam z Hoai, teraz już się z nim zakolegowałam, więc będzie moim przydomowym mechanikiem. Postanowiłyśmy pojechać do centrum na drinka (tym razem non - alko). I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie policja, która zatrzymała Hoai. Jest to silna i niezależna kobieta (w końcu się kumplujemy) i nie chciała dać policjantowi łapówki. Zażądał 300 tysięcy (45zł), z opcją do negocjacji. Hoai uparcie i stanowczo odmówiła, nie pierwszy raz zresztą. Policjant więc zabrał jej prawo jazdy i ma je odebrać na posterunku, oczywiście płacąc tam mandat, nie wiadomo jednak w jakiej wysokości. Czekałam na nią na poboczu (a właściwie to na jezdni) i zastanawiałam się, czemu to tak długo trwa. W tym czasie inni kierowcy odjeżdżali i policja zatrzymywała kolejnych. Gdy Hoai oburzona opowiadała o arogancji i bezczelności, z jaką policjant zażądał od niej pieniędzy, nieco się dziwiłam. Moja pierwsza myśl była następująca: "przecież mogłaś stargować do 150 (tak, tutaj łapówki się targuje) i miałabyś spokój, a tak musisz odebrać papiery i pewnie zapłacisz więcej, w imię czego?". Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że takie myślenie patologię jedynie umacnia i nie należy się na nie godzić. Kiedyś to było dla mnie oczywiste, teraz jak widać coraz mniej. Moralnie więc górą jest Hoai. 

To jednak nie koniec przygód z policją. Po wypitych koktajlach odbierałyśmy skutery z parkingu. Byłam mocno zaangażowana w rozmowę i nawet nie zauważyłam, że prawie wręczyłam mój bilecik parkingowy policjantowi. Policja postanowiła skontrolować dziki parking, czyli przyszła odebrać swoją marżę. Życie to teatr. Dzisiejsze przedstawienie zostało mizernie zagrane.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz