Uwielbiam jeść.
Pamiętacie reklamę gumy Orbit w późnych latach 90.? „Jedzenie to rozkosz
smaku”. I właśnie jedzenie jest jednym z powodów, dla których mieszkam w
Południowo - Wschodniej Azji. Do szczęścia potrzebuję słońca (pora deszczowa
powinna się rozpocząć dopiero w maju) i świeżych owoców. Dzień bez owoców jest
dniem straconym. Dojrzałe, miękkie mango, rozpływająca się w ustach papaja,
żelkowy miąższ z kokosa (ok., to akurat orzech;), do tego pachnące banany,
słodko – kwaśny ananas i orzeźwiające pomelo. Moją ulubioną rozrywką jest wychodzenie
ze znajomymi i próbowanie coraz to nowych potraw. Obecnie na pierwszym miejscu znajduje się
sushi, potem kuchnia indyjska. Jadam wszędzie. Od chodnikowych knajpek po
wykwintne restauracje. Dla Wietnamczyków jedzenie jest chyba najważniejszą
czynnością. Każda impreza (np. ślub, stypa, spotkanie rodzinne czy też w gronie
znajomych) kręci się wokół jedzenia i kończy się dokładnie w momencie, gdy na
stole pozostają puste miski. Rozmawia się ze sobą tak długo, jak długo się je.
Po kolacji można wyjść na kawę albo herbatę i jeszcze porozmawiać. Zawsze
jednak należy coś przeżuwać czy też przełykać.
Dzisiaj byliśmy z dziećmi
na wycieczce w „Kidzcity”. Dzieciaki mogły się poprzebierać za lekarzy,
strażaków czy też policjantów i popróbować przeróżnych czynności związanych z
tymi zawodami.
Wietnamska policja. Na widok żółtawych mundurów zwalniam moją hondunią. W Sajgonie zatrzymują również obcokrajowców.
W parku tematycznym było pełno dzieci z publicznych szkół, w tym
grupa z „Phan Ngu Lao”. Od razu skojarzył mi się dystrykt imprezowy. To właśnie
na tę ulicę wychodzę, żeby napić się lokalnego piwa „Sajgon Da” (czerwony Sajgon,
może być jeszcze zielony). Jest to dzielnica backpakersów. Jeżeli ktoś szuka
taniego hotelu to właśnie w tej okolicy. Centrum do późnych godzin tętni
życiem. W Sajgonie ilość klubów jest wręcz niezliczona i zamyka je jedynie
obsługa po zakończonej imprezie, a nie policja w samym środku jej trwania (tak
jak to ma miejsce w Hanoi). Zdjęć z ostatniej imprezy niestety nie mam (a
przyjechała Ania z Hanoi i nieco poszalałyśmy). A mogłabym całkiem ciekawe obrazy
uchwycić, zwłaszcza w damskiej toalecie. W sajgońskich klubach bawią się
miejscowi, ekspaci i turyści. Pod dostatkiem Ci polujących na Białych Wietnamek.
Natalie (spotkałyśmy się w Kambodży) opowiadała, jak jej wietnamskie koleżanki z
pracy chcą urodzić dziewczynki, bo wtedy będą mogły wyjść za Białego i będą
życiowo ustawione. Polować można nie tylko na męża, ale też na klienta. A
klient płaci, więc wymaga. Łysiejący już Biali zabawiają się z młodziutkimi
Wietnameczkami. I pewnie każda strona jest zadowolona. A to, że klub bardziej
przypomina burdel, to po prostu taki nieunikniony skutek uboczny. Za każdym
razem, gdy wchodziłam do toalety śmiałam się pod nosem i zastanawiałam, jakbym
wyglądała w wietnamskich kreacjach imprezowych. Laski wdzięczyły się przed
lustrami, upewniając się, czy sztuczne rzęsy dobrze się trzymają i czy mają
wystarczająco dużo odkrytego ciała. Tutaj obowiązuje zasada im mniej na sobie,
tym lepiej. Na co dzień natomiast obowiązuje albo styl babciny (koronki pod
szyję), albo dziecinny (hello kitty). A pośrodku pustka. Ponoć w życiu chodzi o
znalezienie złotego środka. Tutaj go na pewno nie ma.
A teraz zagadka: co kobieta
(Europejka) zabiera ze sobą do Azji? Odpowiedź: kosmetyki do twarzy, buty
(ciężko o większe rozmiary) i bieliznę. A za wszystko inne zapłacisz Master Card. Chociaż nie zawsze. Chciałam kupić bilet z Jakarty do Palu (miasteczko na Sulawesi, wcześniejsza nazwa to Celebes, w Indonezji) i niestety lokalne linie lotnicze nie akceptowały mojej karty.
Jeśli chodzi o dziewczyny reagujące na białych to tą sama opinię słyszałam już nie raz od panów podróżujących do wietnamu
OdpowiedzUsuń