Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 27 września 2011

24.09.2011 – Sobota


Wiele osób prosiło mnie o pisanie bloga – oprócz Dżoany, która nim gardzi. Jestem niesystematyczna i nigdy w życiu nie udało mi się pisanie chociażby pamiętnika w dzieciństwie. Ale spróbuję. Postanowiłam, że go nazwę: WZLATUJĄCY SMOK, ponieważ taką nazwę nosiło kiedyś Ha Noi. Przez pół roku zamieszkam w mieście wzlatującego smoka:)
 
Moja podróż oficjalnie się rozpoczęła. Właśnie siedzę na lotnisku w Warszawie i przeszłam wszelakie kontrole paszportowe. W sumie miałam „lekki” nadbagaż: walizka rejestrowana i podręczny w sumie około 4 kg! Ale koleś machnął ręką. Pięknie:). Uwielbiam to uczucie, gdy pakuję całe swoje życie do jednej walizki. Okazuje się wtedy jak niewiele rzeczy de facto potrzeba do przeżycia (ok., wiem, że przepakowałam, ale wiozę ze sobą polskie słodycze i inne pierdołki dla ziomków). 

Tak naprawdę to jeszcze do mnie nie dociera, że gdzieś wyjeżdżam, że przede mną najdalsza, jak do tej pory, podróż. Chyba podróżowanie po Europie Wschodniej jakoś mnie zahartowało.  Jadąc do Mołdawii, bądź też nad Morze Czarne wiedziałam, że mogę się spodziewać wszystkiego. A teraz to raczej pikuś. Zapakuję się burżujsko do LOT-u i nic mnie nie będzie interesować. Nikt  nie będzie chciał wyłudzić ode mnie łapówki i zadawał pytań (np. co ja właściwie w tej Mołdawii tak długo robię?!). Tak naprawdę, to nie mam jak się przygotować do zmiany otoczenia. Zmienię nagle rzeczywistość bez stopniowego przyzwyczajania się do czegoś nowego. Kapuściński coś takiego gdzieś pisał. Ludzie płynąc po kilka dni statkiem czy pędząc jakimś dyliżansem :P mieli szanse przygotować się psychicznie do nowej rzeczywistości. Spędzali sporo czasu w drodze obserwując zmieniające się otoczenie. A teraz? Za chwilkę wsiądę do samolotu i po 11 godzinach wysiądę w zupełnie innym miejscu! Zapewne wtedy dotrze do mnie, że właśnie zmieniłam przestrzeń :P. Albo po pierwszej nocy spędzonej w nowym miejscu.  Muszę się przyznać, że często poranki są dla mnie największym przeżyciem. Nagle budzę się w nowym miejscu, otwieram oczy w nieznanym dla mnie terenie. Czasami śnimy i w naszych snach jesteśmy jeszcze gdzieś indziej a tu nagle się budzę! Wtedy potrzebuję chwili, aby się zorientować, gdzie ja właściwie jestem i co tutaj robię? 

Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że zamieszkam w Wietnamie, hehe. W dalszym ciągu sama siebie zaskakuję. Nie za bardzo zdążyłam się przygotować do tego wyjazdu. Jeszcze do środy żyłam magisterką. Wyruszam więc bez większej znajomości kraju. Zakułam tylko kilka dat. Mam nadzieję, że szybko nadrobię braki w trakcie rozmów z Wietnamczykami. 

Będzie dobrze! Zawsze jest – czasami tylko trochę dłużej trzeba popracować nad swoim nastawieniem :P.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz