Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

środa, 4 czerwca 2014

Początek morskiej przyjaźni

Na Podkarpaciu zawsze w okolicy mieliśmy jakieś pagórki. W dzieciństwie z rodzicami jeździliśmy nad Solinę i do dziadka z Pogórza Dynowskiego (moja wioska była akurat płaska jak Karpatka z zakalcem, w zimie wszystkie dzieciaki schodziły się na jedyną górkę w okolicy, żeby trochę pozjeżdżać na sankach). W szkole obowiązkowo wycieczki w Bieszczady, Pieniny i Tatry. Miłość do gór była więc bezwarunkowa od zawsze. 

Nigdy za to nie pałałam jakimś szczególnym uczuciem do morza. W dodatku nadal mam spore opory do wody. W tym roku wreszcie się przełamałam i to za sprawą Sheilli. Z nią właśnie i jej znajomymi popłynęliśmy na archipelag wysp w zatoce Jakarta (część Morza Jawajskiego). I tam po raz pierwszy nurkowaliśmy (a dokładniej Snorkeling). Dzisiaj po raz kolejny podziwiałam podwodny świat na Sulawesi z Rani (w cieśninie Makasarskiej). Czułam się jak w programie National Geographic. Kolorowe ławice ryb, do tej pory oglądane jedynie w akwarium w dodatku złożone z kilku a nie setek rybek, delikatnie łaskotały mnie po nogach. Mogę więc zaśpiewać z Anią Dąbrowską: „Nigdy nie mów nigdy” (co prawda tam chodziło o miłość;). 

Praktycznie cała rafa koralowa nieopodal Jakarty była martwa. W skamieniałych, szaroburych koralach gnieździły się głównie czarne jeżowce. Mimo wszystko, jak na moje pierwsze doświadczenie, byłam zachwycona. Głównie rozmiarem rafy i jej różnorodną strukturą. Podczas nurkowania na Sulawesi przekonałam się jednak, że tkwiłam wtedy w platońskiej jaskini, podziwiając jedynie odbicie prawdziwej idei. Już kilka metrów od brzegu tętniło nieposkromione podwodne życie. Różnobarwna rafa, mieniąca się w południowym słońcu, delikatnie falowała w rytm harmonijnych morskich fal. Między bujnymi polipami przepływały tęczowe ławice maleńkich rybek a w zakamarkach chowały się płaskie rozgwiazdy. Niezliczone gatunki tropikalnych ryb łakomie skubały obfitą, podwodną łąkę. Prężny ekosystem przypominał miasto w godzinach szczytu ;).

 Karmienie rybek ryżem, zdjęcie z łodzi. 

 Zachód słońca pośrodku majestatycznego morza. 
Morska bryza delikatnie głaszcze policzki i rozwiewa szorstkie od soli włosy. Do portu przypłynęliśmy skąpani w egipskich ciemnościach. Niebo przecinały gwałtowne błyskawice.

 Gdy kolejnego dnia płynęliśmy na wyspę przed naszą łodzią pojawiło się stado delfinów. Kilkakrotnie przepłynęły nawet pod naszą łodzią!

 Rani poznałam dwa lata temu na Jawie. W tym roku spotykamy się już po raz trzeci. Palu, miasteczko, w którym obecnie mieszka Rani, nie jest w żaden sposób atrakcyjne turystycznie (nie licząc przybrzeżnej rafy koralowej, ale w Indonezji akurat o to nie trudno) jednakże dla mnie największą wartość w podróżach stanowią spotkani ludzie. Wszystko inne mogę sobie wyguglać, nie muszę widzieć na własne oczy. Muszę za to porozmawiać, przeżyć i poczuć. Wtedy dopiero miejsca ożywają i wzbogaca się nasze doświadczenie i rozumienie (ach ten Weber i Verstehen). 

Rani jest bardzo religijna. Co prawda nie modli się 5 razy dziennie (no i pewnie dzięki temu tak długo się ze sobą przyjaźnimy, ponieważ nie jest bezmyślnie zaślepiona w przestrzeganie zasad;). Ostatnio stwierdziła, że modli się do Boga o "mocne buty", bo wie, że jej droga nie będzie łatwa i lekka, tylko wyboista i kręta więc wszystko, czego może chcieć to porządne buty a wtedy bez problemu ją przejdzie.

Na szczęście na plaży byłyśmy w środę, więc nie było tam praktycznie nikogo i mogłam kąpać się w bikini. Rani zachowała swój strój ze zdjęcia powyżej (oprócz kurtki i kasku oczywiście;). Gdy po powrocie do domu ciocia zapytała się o zdjęcia powiedziałam, że wyczerpały nam się baterie (w sumie na końcu aparat padł, więc tak bardzo nie minęłam się z prawdą). W ubiegłym roku na sam widok mojego odkrytego ramienia (koszula z długim rękawem lekko mi się zsunęła) zapadła krępująca cisza.

A tak poza tym dzisiaj zaczęłam już jeść!

Photos by Greg, Rani & Ania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz