Jem za dużo owoców. To
fakt, który nieco mnie martwi. Wiem, że powinnam je odstawić, ale prawie jak
alkoholik nie potrafię. Uwielbiam ten soczysty, rześki smak. Gdybym mogła
wybrać, każdy mój posiłek mógłby składać się z owoców. Powoli staram się
ograniczać ich liczbę, do maksymalnie pięciu różnych owoców dziennie, tudzież
małych kawałków, bo przecież niemożliwe jest zjedzenie całego arbuza (według przeróżnych źródeł powinno się zjadać ok. 300g owoców dziennie). Zaczynam
już od zakupów. Jeżdżę na targ rzadziej i już nie wracam obładowana ciężkimi
siatkami. Robię małe postępy. I mój organizm też to czuje. Już nie mam
rozdwojonych do połowy płytki paznokci i nagłych skoków glukozy we krwi, po
których następowała senność i zmęczenie. Do mojej diety dołączyłam więcej warzyw.
Mają mniej cukru i całkiem sporo przeróżnych składników odżywczych. Każdy ma
jakieś słabości. Moją są mango, banany i ananas! A jak wiadomo wszystko w
nadmiarze szkodzi a zazwyczaj jedząc czegoś więcej rezygnujemy z innych produktów. Podstawa to zróżnicowana dieta:). [Na zdjęciu taca przygotowana dla gości, żeby nie było, że sama wszystko zjadłam, oj, już nie;)].
Cóż to za owoc - ten o biskupim kolorze? Ja nie jestem przesadnym owocożercą, ale warzywozżeraczem na pewno tak!
OdpowiedzUsuńDragonfruit, smoczy owoc, może też być biały.
OdpowiedzUsuń