Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

sobota, 16 listopada 2013

O tajfunie słowo się rzekło

Ostatnio nie pisałam. Brak weny po prostu a w dodatku byłam wyczerpana użeraniem się z dziećmi. Skończyło się na wprowadzeniu karnego jeżyka i powoli odzyskuję władzę absolutną. Dodam tylko, że mam w grupie przypadek nadający się na kolejny odcinek Superniani. Dziewczynka bije inne dzieci, wrzeszczy, pluje, wyzywa, robi co jej się podoba, ale jej pacyfikacja zmierza we właściwym kierunku. Tak więc przez ostatnie dni mam w klasie pole walki, oczywiście wygrywam ja, ale nie obywa się bez strat moralnych i psychicznych. Będzie to jakaś nowa umiejętność: panowania nad niesfornymi dzieciakami i ich unicestwiania, oby kompletnego.

Nie utonęłam, nie porwał mnie tajfun i nie zostałam porażona prądem (zwisające, poplątane kable). Żyć trzeba dalej. 

Żadna katastrofa nas nie nawiedziła. Tajfun powiał w kierunku Chin. Może wybrał bardziej przeludnione tereny. Nawet w ubiegły weekend przyleciała do Sajgonu (Południe) dawna znajoma z Hanoi (Północ), która obecnie mieszka w Da Nang (Centrum). Thao chciała schronić się przed tajfunem. Okazało się, wbrew prognozom, że nie dotarł do centralnych prowincji. Mama coś mi napomknęła, że "pokazywali Wietnam w telewizji". Nic poważniejszego się tutaj nie stało. I nie chcę tutaj zabrzmieć bezdusznie i okrutnie czy też arogancko. Azja to inny świat. Europejska perspektywa na nic się zdaje. 

Populacja Wietnamu właśnie osiągnęła 90mln plasując się tym samym na 14 miejscu na świecie (a 8. w Azji). I jest to sukces! Bo według szacunków z 1989 roku 90-cio milionowy obywatel miał się urodzić już w 2002 roku. A tymczasem nastąpiło to 11 lat później. Państwo usilnie stara się zmniejszyć przyrost naturalny. A jak praktyka pokazuje jedyną skuteczną metodą redukcji przyrostu naturalnego jest wzrost poziomu ekonomicznego kraju i poprawa warunków życia jego mieszkańców. Im lepszy standard życia tym mniejszy przyrost.

W Sajgonie żyje 10mln ludzi. Poważniejsza ulewa jest w stanie podtopić miasto w niespełna 2 godziny. Nikt tutaj nie dba o systemy irygacyjne, domy buduje się gdzie popadnie a do studzienek najlepiej wrzucać śmieci. Miasto jest totalnie przeludnione. Dzisiaj wybrałam się na zakupy do supermarketu w porze popołudniowej drzemki, tak aby uniknąć tłumów. I te pustki w sklepie w Polsce nazwano by "przedświąteczną gorączką". Poruszanie się na skuterze w okolicach centrum, praktycznie o każdej porze dnia (a o godzinie szczytu już nie wspomnę) przypomina koniec meczu piłkarskiego, olbrzymiego festiwalu, czy mszy papieskiej: setki tysięcy ludzi nagle w tym samym momencie postanawia wrócić do domu. Żyję w mieście, gdzie każdego dnia na drogach giną dziesiątki osób. Wiadomości o podtopieniach, tajfunach i ulewach raczej na nikim nie robią wrażenia. Było tak zawsze i tak właśnie będzie. Taka mentalność i stosunek do życia. Ofiary poniżej setki są tutaj traktowane niemalże jak błąd statystyczny. 

Matka natura bez problemu jest w stanie zburzyć barakowe domki, przyklejone jeden do drugiego: każdy centymetr kwadratowy jest tutaj na wagę złota. Wystarczy zdmuchnąć jeden domek, efekt domina dopełni dzieła. Wystarczy, że zwisające przewody elektryczne wywołają zwarcie i cała zalana ulica zostanie porażona, a tym samym wszystko i wszyscy, którzy się na niej znajdują. W jednym ołówkowym domku może mieszkać kilka rodzin, kilka generacji i wraz z silniejszym powiewem 20 osób traci dach nad głową. I wyobraźcie sobie, ile ludzi może się wcisnąć na jednym kilometrze kwadratowym.

Zanim tajfun uderzył w Filipiny na fejsbukowych grupach można było przeczytać przeróżne komentarze. Stosunek Filipińczyków można podsumować zdaniem: "Niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba".  Nie lubię i unikam fanatyzmów, zwłaszcza religijnych, w tym i katolickich. A Filipiny są na wskroś katolickie tak jak muzułmańska jest Indonezja. Nie masz wyjścia. Wierzyć musisz a jeżeli nie, to czeka cię społeczny ostracyzm. I gdzie kończy się odpowiedzialność człowieka za własne życie a gdzie zaczyna zdanie się na Bożą łaskę? Większość filipińskich komentarzy przed tajfunem brzmiała: "Modlimy się do Boga". A po tajfunie: "Dziękujemy Bogu za pomoc".

A na koniec z innej beczki...

Za każdym razem zakładając maseczkę ochronną czuję się jak chirurg! Zanieczyszczenie powietrza jest olbrzymie. Najgorzej jest w Hanoi, na szczęście na południu jest nieco lepiej, wieje nam od morza i nieco rozpędza smog.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz