Kiedyś w magazynie
pokładowym linii lotniczych „Air Asia” wyczytałam, że kobiety mniej uskarżają się
z powodu problemów związanych ze zmianą stref czasowych (również większego
problemu nie powinny sprawiać loty z zachodu na wschód). Na szczęście jet lag
jakoś mnie nie dotyczy. Spokojnie mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że
praktycznie każdy piątek i sobota mojego studenckiego życia to jeden wielki jet
lag (w dodatku czasami połączony z
kacem). A już na pewno cierpiałam po każdej podróży nocnym pociągiem na trasie
Rzeszów – Wrocław.
Wypożyczyłam skuter i
przyzwyczajam się do ruchu ulicznego. Jest on inny niż w Hanoi (z jednej strony
jest trochę łatwiej, ale i bardziej niebezpiecznie). Jeździ się zdecydowanie
szybciej. Średnia prędkość, którą praktycznie cały czas osiągam to 40 km/h. W
Hanoi to szaleństwo. Na głównych arteriach mój licznik czasami dochodził do
50km/h. I tak należę do tych raczej wolniejszych kierowców. Dzisiaj ćwiczyłam
„hamowanie awaryjne” (to jeden z obowiązkowych manewrów na egzaminie na
motocykl), żeby ustrzec się przed taksówką. Udało się:). Na ulicach obowiązuje
prawo większego. Nie ma mowy, żeby przejechać przed samochodem i wyjątkowo
trzeba uważać, żeby nie zostać staranowanym przez autobus.
Jest naprawdę upalnie:). Dzisiaj jadąc na skuterze miałam tylko odkryte stopy i czułam jak je właśnie spala słońce. Już zapomniałam jak brudna potrafi być skóra już po godzinie spędzonej poza domem.
Czuję się jakbym jechała z Tobą tym skuterem z prędkością 50/h. ;-). A u nas mgły nie z tej ziemi spowiły ziemię.
OdpowiedzUsuńNigdy nie przechodziłam zmiany strefy czasowej więc nie wiem z czym to się je ;). wiem natomiast na czym polega kac, he he ;).