Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

czwartek, 18 października 2012

18.10.2012 - Czwartek

Przyleciałam do Sajgonu (upał, upał, upał). Bez większych problemów dotarłam do mieszkania Fran. Moja pierwsza myśl po przylocie: kupuję bilet do Hanoi i uciekam na Północ. Oczywiście wystarczyło wziąć kilka głębszych oddechów, żeby zdać sobie sprawę, że przecież nie będzie tak źle! Małymi kroczkami naprzód. Już obdzwoniłam znajomych i zdążyłam się pochwalić, że wróciłam do Wietnamu. Okazało się, że mój stary numer nie działa, więc mam teraz nowy. I wyobraźcie sobie, że dzwoni do mnie Matt (w odpowiedzi na smsa ode mnie) i mówi, że dokładnie 30 minut wcześniej wykasował mój wcześniejszy kontakt ze swojego telefonu! 

Teraz pierwszy krok to coś zjeść i wyspać się, wtedy świat zawsze staje się piękniejszy. Jutro rano idę do dwóch szkół, a jak coś wypali, to już upatrzyłam sobie mieszkanie w okolicy. A jak nie wypali, to będę szukać dalej i coś się znajdzie. I oczywiście wcześniej powinnam wypożyczyć skuter. Od sposobu poruszania się po mieście w zdecydowanej mierze zależy komfort życia. 

A teraz anegdotka z podróży. Kobiety w swoich torbach mogą mieć wszystko. Ja często nosiłam wkrętak, łatki do dętek, klucz 15 i składany różowy nóż: a nuż się przyda! W samolocie z Moskwy do Sajgonu szukam telefonu, żeby upewnić się, że go wyłączyłam. Grzebię w otchłaniach mojej czarnej, z pozoru tylko małej, torby. Nagle trafiam na metalowy przedmiot i myślę: „O nie! Jak to możliwe?”. W torebce (dwukrotnie prześwietlanej i w Polsce, i w Moskwie) miałam różowy nóż! Postanowiłam jednak nie porywać samolotu i spokojnie (nawet bez małych turbulencji) dolecieliśmy do Sajgonu. Ale Sajgon!

1 komentarz:

  1. Fajnie, że jesteś i znów piszesz. Czekam na wietnamskie opowieści :). Z tym nożem to rzeczywiście Sajgon a Twoje łatki do dętek w torbie rozczuliły mnie ;-).

    OdpowiedzUsuń