Witaj przygodo!
Jutro rano lecę do
Singapuru! [Może pisanie, że "już dawno nie miałam wakacji" nie do końca jest na miejscu, ale taka prawda]. Wracam w poniedziałek po południu. Jak zawsze nieco zbyt spontanicznie, co w przypadku dużych miast nie do końca się sprawdza. O godzinie 19.00
zorientowałam się, że ja przecież nie wydrukowałam potwierdzenia rezerwacji (a
nie posiadam ajfonów, z których można zczytywać kody) i że właściwie to ja nic
o Singapurze nie wiem. Nie mam pojęcia co można tam zobaczyć i gdzie będę
nocować. Obecnie jest godzina 20.40 i już czuję się w pełni doinformowana,
wydrukowałam nawet potrzebne papiery.
Lecę do Singapuru, żeby spotkać się ze
znajomą z Jakarty, u której nocowałam podczas ubiegłorocznych wakacji. Sheilla de
facto była na praktyce w Rzeszowie. Napisała mi ostatnio, że będzie w
Singapurze, i że może byśmy się spotkały. Niestety pomyliła daty i przez to źle
zabukowałam loty i będziemy się widzieć tylko jedno popołudnie. Sheilla
zabukowała hostel. Z lotniska więc
pojadę metrem w kierunku Chinatown. Później będziemy razem włóczyć się po
mieście i pewnie wieczorem poimprezujemy. W niedzielę przenoszę się do brata
Maraj i zostanę u niego na jedną noc. W poniedziałek powrót do domu. Jakiś plan
jest. Co prawda dalej nie wiem, co można w Singapurze zobaczyć. Słyszałam, że
miasto jest jednym wielkim centrum handlowym. Może więc uda mi się kupić buty w
gigantycznym rozmiarze 39/40.
To jednak nie koniec
moich przygotowań. Po pracy kupiłam plecak (bo nie mam do czego się spakować) oraz
zrobiłam pedicure i manicure. W Wietnamie praktycznie każda kobieta ma zadbane paznokcie, niezależnie od pozycji społecznej. Chodzenie do salonu kosmetycznego nie jest wyznacznikiem luksusu. Nawet na targu na taborecikach siedzą "kosmetyczki" z lakierami, które piłują i malują. Oczywiście ceny się różnią, ale nie są poza zasięgiem i paznokci w salonie nie robi się tylko "od święta" jak to mam miejsce w Polsce. Zapłaciłam około 15zł i jest to raczej cena z wyższej półki. Dzisiaj miałam spotkanie z jedną z matek i dla rozluźnienia atmosfery zapytałam: "wow, a gdzie robisz paznokcie?".
Bycie piękną nie jest łatwym zadaniem. Żeby nie zniszczyć paznokci wracałam do domu bez używania kierunkowskazów, w końcu mogłam zahaczyć o lakier. I tak tym razem było znacznie lepiej. Dwa tygodnie temu zapewniłam całemu salonowi kosmetycznemu, zarówno obsłudze jak i innym klientom, niezły ubaw. Pierwszy raz zniszczyła paznokcie wstając z fotela. Później, już po naprawieniu, wyjmując kluczyki z torebki, a następnie odgarniając sobie włosy z twarzy. Koniec końców kosmetyczka sama zasugerowała, że pomoże mi założyć kask, pewnie nie chciała przemalowywać mi paznokci po raz czwarty. Nawet jak lakier wyschnie nie jest lekko. Trzeba uważać i żadne prace domowe nie wchodzą w rachubę.
Bycie piękną nie jest łatwym zadaniem. Żeby nie zniszczyć paznokci wracałam do domu bez używania kierunkowskazów, w końcu mogłam zahaczyć o lakier. I tak tym razem było znacznie lepiej. Dwa tygodnie temu zapewniłam całemu salonowi kosmetycznemu, zarówno obsłudze jak i innym klientom, niezły ubaw. Pierwszy raz zniszczyła paznokcie wstając z fotela. Później, już po naprawieniu, wyjmując kluczyki z torebki, a następnie odgarniając sobie włosy z twarzy. Koniec końców kosmetyczka sama zasugerowała, że pomoże mi założyć kask, pewnie nie chciała przemalowywać mi paznokci po raz czwarty. Nawet jak lakier wyschnie nie jest lekko. Trzeba uważać i żadne prace domowe nie wchodzą w rachubę.
Na szczęście nie idę do przedszkola. A w minionym
już tygodniu mieliśmy bajkę o wyrywaniu rzepki i nieustannie grzebałam w donicy
z ziemią zasadzając ziarno. Nie wspomnę nawet o innych zajęciach. Do domu
często wracam brudniejsza od dzieci. Chociaż dzisiaj to one wygrały w rankingu.
Większość była ubabrana w farbach plakatowych. Jeszcze muszę się pochwalić, że
wprowadziłam nowy „Silence Signal” i jak
na razie działa. Ciekawe jak długo. Gdy dzieciaki za dużo gadają, a mają mnie
słuchać mówię: „Catch a bubble!” [złap bańkę] i nadymam policzki. Wtedy
wszystkie robią to samo. Zapowietrzają się więc na chwilę. Cisza gwarantowana, do momentu kiedy wpadną na pomysł, że bańkę można przecież przebić (pop a bubble) wciskając palec w nadęty policzek. Dobrze, że nie mówię im, żeby połknęły żarówkę, w końcu sporo jest o żarówce żartów. Stanowcze nie dla świetlówek. Taki suchar na dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz