POWRÓT
Już ponad 3 tygodnie
jestem w Polsce. Pierwszy tydzień po powrocie spędziłam na Podkarpaciu, drugi
we Wrocławiu i kolejny ponownie w Rzeszowie i okolicach. Zaczęłam robić kurs na
prawo jazdy (kat A!). Normalnie motocykl działa nieco inaczej (i jest dużo
cięższy) niż moja wietnamska maszyna. Ale kierując się strategią Sadji mówię:
„jazda na motocyklu jest prosta i na pewno się nauczę:)”.
Na początku nie do końca
zdawałam sobie sprawę, gdzie jestem:P. Wydaję mi się, że przeżywam mały wtórny
szok kulturowy, który przejawia się m.in. w takich oto spostrzeżeniach:
1. Gdzie są wszyscy ludzie? Dlaczego miasto jest puste i nikogo tam
nie ma?
2. Dlaczego ludzie są tacy duzi i grubi? Już dawno nie widziałam tylu
zaniedbanych młodych ludzi. Normalnie grube brzuchy, byle jacy, pogarbieni, a o
kobietach po 50 to już nie wspomnę. Azjatów naprawdę można podziwiać za ich
dbałość o formę. Starsze panie ćwiczą w parku, każdy coś tam truchta, moja
starsza sąsiadka każdego ranka dobre 15 min wymachiwała bambusowym hula –
hopem. I nie ma narzekania, że coś boli w kolejkach na rehabilitacje.
3. Dlaczego ludzie mają takie ponure
miny? A zwłaszcza starsze baby w tramwajach, które zamiast ust mają
odwróconą do dołu podkowę. Mało kto się uśmiecha, jest pogodny. Wręcz
przeciwnie. Gdyby ludzie mieli lasery w oczach już bym nie żyła.
4. Nawiązując do pytania nr 2: Dlaczego
kolesie są tak daremni? Myślałam, że w końcu, po 10 miesiącach życia w
Azji, będę mogła pooglądać sobie spoko wyglądających kolesi. A tu nic!
Zaniedbani, z brzuchami piwnymi, brak mięśni, byle jacy. Chyba Australijscy
surferzy w Indonezji mocno zawyżyli poprzeczkę:P.
5. Skąd się namnożyło tylu
hipsterów? Tęskniłam za polską bibą, trafiłam do klubu z hipsterami
bawiącymi się do Izabeli Trojanowskiej.
6. Dlaczego chodzę w za dużych
japonkach? W Wietnamie miałam „big size”, dlatego często nie mogłam sobie
kupić ubrań, a o butach to już nie wspominam. Kiedyś na nocnym targu rozwaliły
mi się japonki i musiałam na szybko kupić nowe. Oczywiście za małe. Ale twardo
w nich chodziłam, innego wyjścia nie było. Po powrocie do Polski wygrzebałam z
szafy stare buty i okazuje się, że nie dość, że mi pięta nie wystaje, to
jeszcze mam tak z pół centymetra luzu!
7. Dlaczego język polski używany w
sferze publicznej jest tak niskiej jakości? Kupiłam sobie „Zwierciadło” do
pociągu i normalnie aż mnie oczy bolały od czytania tych tekstów. Byle jaki
język, bardzo dużo neologizmów, nieformalnych zwrotów, do tego błędy
stylistyczne! To samo w telewizji. Totalna bieda i wiocha. A ja myślałam, że
wypadłam z formy.
Oprócz tego zauważyłam, że pilnuję torby i sprawdzam, czy ktoś jest ją w stanie wyrwać:P.
W samolocie zagadała do mnie Wietnamka Annie (na widok moich bambusowych
kapeluszy). Okazało się, że leci do Wrocławia na Ajsekową praktykę. Podałam jej
mój nr telefonu i jak pojechałam do Wro spotkałyśmy się dwukrotnie, pokazałam
jej troszkę miasto. Praktyka nie wypaliła. Nie za bardzo ma co robić (moja też
nie wypaliła: ja musiałam robić za dużo, tak źle i tak niedobrze:P). Pytałam się
Annie o jej spostrzeżenia:
1. Dziewczyna była zaskoczona, że w Polsce gołębie nie uciekają! Wręcz przeciwnie, garną się do ludzi. W
Wietnamie taki gołąb byłby samobójcą. Ludzie od razu by go złapali i skończyłby
w garze.
2. Ludzie nie mówią po angielsku
(smutna to obserwacja). Annie wraz z innymi praktykantami chciała kupić bilet
na pociąg do Berlina. Jak się okazuje, we Wrocławiu na PKP, w kasie
międzynarodowej jak i w informacji międzynarodowej NIKT NIE MÓWI PO ANGIELSKU!
Annie z ekipą przygotowali więc wcześniej karteczkę po polsku: „Dzień dobry,
chcemy kupić 11 biletów do Berlina w
dniu…., chcemy zapłacić oddzielnie. Dziękujemy”. Podają kobiecie w okienku
(grupa międzynarodowa, karteczkę wręcza Azjatka, w dodatku bilet do innego
kraju) i ona czyta i zaczyna pisać na kartce i po chwili im oddaje. Okazało
się, ze napisała odpowiedź na karteczce po polsku!!! Cała grupa oczywiście nie
miała pojęcia o co chodzi! Normalnie ŻAL. Może myślała, że to wycieczka
głuchoniemych.
3. Na pytanie Gosi, jakie zna polskie słowa Annie odpowiedziała: SPOKO! A skąd zna? Z piosenki: „Koko
koko Euro spoko”. Z mojej perspektywy piosenka wcale nie jest obciachowa.
Idealnie przekazuje ducha polskiego folkloru. Podróżując po świecie często
oglądam „lokalny folklor” i się nim zachwycam, jako czymś zupełnie unikatowym i
wyjątkowym. To, co dla mnie jest niezwykle pociągające dla miejscowej młodzieży
jest takim samym obciachem jak to nasze koko koko. Praktycznie każdy odpowie,
że woli MTV i nie słucha tak archaicznej muzyki. I wcale nie widzą tego, że z
perspektywy innej kultury ta ich zacofana muzyka jest czymś najbardziej
pożądanym przez turystów i to ona właśnie wzbudza ogromny zachwyt i wywołuje
nowe odczucia. Któż inny może się pochwalić takim koko koko?
Jeszcze do niedawna mogłam powiedzieć, że jestem patriotką (wychowaną w
duchu pozytywistycznym). Ostatnio jednak czuję, że miarka się przebrała.
Podróżując po Azji i widząc ich szaleńczy rozwój postanowiłam nieco obrazić się
na własny kraj i otaczającą mnie beznadzieję, ciągłe narzekanie, marazm i
zastój. Tym wszystkim, którzy myśleli, że mieszkałam w bambusowej chacie pragnę
powiedzieć, że np. w Wietnamie ciężko jest kupić obudowę do iphona 3, ponieważ na topie jest czwórka. A teraz to chyba czwórka S (i telefony wcale nie są tanie
jak barszcz!). Większość uaktualnień na fejsie pochodzi z telefonów. Azjatyccy
turyści nie bawią się w papierowe przewodniki, mają tablety.
Staram się też pozbyć niektórych elementów polskiej kultury:
1. Nie narzekam! Albo
przynajmniej staram się kontrolować:P. Więc uwaga, proszę przy mnie nie
narzekać, bo dostaję szewskiej pasji! Zwłaszcza po tym, co już do tej pory
udało mi się w świecie zobaczyć. Odsyłam do radosnego od środka Ediego z Bali.
Ludzie mają dosłownie nic i są sto razy szczęśliwsi!
2. Koniec z fałszywą skromnością!
„Tak, jestem w czymś dobra, umiem to zrobić!”,
„Pięknie wyglądasz! – Dziękuję bardzo!!!” (A bluzka wcale nie stara i
nie wyprana w pervollu). Bardzo długo musiałam się tego uczyć. Często w pracy
trzeba robić dobrą minę do złej gry i decydujący wpływ ma wtedy pewność siebie.
W naszej kulturze panuje ta pseudo skromność, że niby czegoś nie wiesz, nie
umiesz, a później i tak osiągasz maksymalny wynik. Jeżeli nie potrafisz się
sprzedać nici z tego, nikt nie da Ci szansy, żeby się wykazać.
Tak czy owak, gdziekolwiek będę, nadal będę gotować pierogi ruskie i zachwalać
uroki polskich dziewczyn (oczywiście odwołując się do własnego przykładu,
hahaha!!!).
Bardzo ciekawy wpis Anno :-).
OdpowiedzUsuńMyślę, że większość z Twoich spostrzeżeń obiema rękoma podpisze mój azjatycki, anglojęzyczny, wszędobylski mąż, zmagający się na codzień z polską rzeczywistością ;-). Ja podzielam Twoje zdanie w wielu punktach a jeśli gdzieś nie mam zdania to dlatego, że nie mam porównania, gdyż ja tkwię w Polsce non stop. Ale przynajmniej staram się wychodzić poza ramy a mąż jest czynnikiem inspirująco dodającym mi kopa ;-).
Ten język polski w sferze publicznej... Wystarczyło mi kilka ostatnich artykułów ze strony głównej Onetu czy WP (nie pamiętam dokładnie) i postanowiłam skończyć z problemem opisanym przez Ciebie na końcu posta... Bo całe życie uważałam, że ja może i cosik tam sobie pod nosem piszę, ale żeby pisać np. do gazety, dla portalu... a gdzież mi! Ale po przeczytaniu kilku artykułów w bądź co bądź poczytnych i bardzo popularnych portalach - uwierzyłam w siebie. I już nieważne kto pisze takie gnioty bez ładu, składu i z błędami wszelkiej maści - ale kto pozwala na ich publikację?
A po Wietnamie dokąd?
Pozdrawiam i czekam na dalsze wpisy!
Dziękuję bardzo za pozytywny odbiór:) Jeszcze nie wiem, gdzie będzie znajdował się mój kolejny dom, ale na pewno dam znać!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzaciekawił mnie Pani blog. Zachęcam do odwiedzenia strony Kontrowers.pl. Na naszej platformie mamy kategorię Podróże, która wciąż pozostaje nierozwinięta. Być może była by Pani zainteresowana dodaniem swoich artykułów, przy jednoczesnym promowaniu własnego bloga.
Pozdrawiam
Kontrowers.pl
Aniu po powrocie ze USA mam kilka podobnych spostrzeżeń, a kilka niestety całkiem odwrotnych ;) Otóż przede wszystkim na ulicach rzeczywiście zieje aż negatywną energią od ludzi. Nikt się nie uśmiecha i nie jest dla nikogo miły. Przecież jakbyś się uśmiechnęła do kogoś obcego od razu zostaniesz posądzona o bycie osobą o niezdrowych zmysłach, natrętem albo przynajmniej dziwakiem.
OdpowiedzUsuńA mi to tzw. szczęście głupka bardzo się spodobało. To naprawdę niewiele kosztuje się do kogoś uśmiechnąć i być dla niego miłym. Polacy niestety za bardzo się wszystkim przejmują i martwią na zapas. Stwierdziłaś, że wszyscy ludzie są zaniedbani i grubi. Hehe ja akurat mam odwrotny wniosek po Stanach :P Ludzie w Polsce są bardzo zadbani i szczupli przy Amerykanach. Ot chyba jest to tendencja postępująca coraz bardziej na wschód ;)
Masz rację trzeba skończyć z narzekaniem i fałszywą skromnością :D bo nie tędy droga. Mamy tylko jedno życie i trzeba je maksymalnie wykorzystać i nie czekać na grom z jasnego nieba i jakieś zmiany w swoim życiu, bo one same nie przyjdą i nie zrewolucjonizują naszego ja i naszego życia. Trzeba brać sprawy w swoje ręce.