Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

Uliczna sprzedawczyni kleistego ryżu

wtorek, 3 lipca 2012

03.07.2012 - Wtorek

Wzlatujący Smok R.I.P., spoczywaj w spokoju!

Jeszcze rok temu nigdy bym nie przypuszczała, że moje życie potoczy się właśnie w taki sposób. Nigdy nie chciałam odwiedzić Azji. 

Przez ostatnie 10 miesięcy naprawdę dużo się wydarzyło. Pracowałam jako pani przedszkolanka, później jeszcze uczyłam studentów i urzędników w ministerstwie. W międzyczasie musiałam zerwać kontrakt z ajsekiem, przeprowadzałam się 3 razy i organizowałam sobie nowe wizy. Na początku przerażała mnie już sama myśl o załatwianiu formalności. Później wycieczki wizowe stały się długo wyczekiwaną przyjemnością. Podróżowałam po Wietnamie, Laosie, Tajlandii, Kambodży, Malezji i Indonezji. W głowie mam tysiące obrazów, twarzy, wspomnień, zapachów, smaków i dźwięków. 

Słyszę zatłoczoną ulicę w Hanoi, ale też spokojnie uderzające o brzeg fale w Da Nang (Wietnam), muezina nawołującego do modlitwy w Kuala Lumpur (Malezja), buddyjskiego mnicha rytmicznie uderzającego w gong w Vientiane (Laos), kilkudziesięciometrowy wodospad na Bali (Indonezja) i tępo dudniące kroki na wulkanicznym wzgórzu (Jawa, Indonezja). 

Pamiętam smak suszonego mango z Wyspy Jedwabnej (Kambodża), różnice między dziesiątkami różnych bananów w Laosie, kurczaka z szafranem przygotowanego przez Irańczyka Sadje w Malezji, domowych sajgonek z Hanoi, dziesiątek egzotycznych owoców. Czuję zapach lasek wanilii i kadzidełek na Bali.

Gdy zamknę oczy to widzę zapierający dech w piersiach zachód słońca w Sihanoukville (Kambodża), przedzierające się w gęstej mgle przez pola ryżowe kobiety z plemienia Khmong w Sapie (Wietnam), Balijki skrapiające wodą przydomowe ołtarzyki i układające kolejne ofiary u stóp kamiennych posągów w Ubut (Indonezja), mnisze procesje w blasku wschodzącego słońca z koszykami pełnymi kleistego ryżu w Luang Prabang (Laos), podświetlone drapacze chmur w Kuala Lumpur (Malezja) i olbrzymie, gwarne targowisko w Bangkoku (Tajlandia).

Pamiętam uśmiechniętego chłopca sprzedającego mandarynki w Luang Prabang (Laos), kambodżańskie kobiety rozkładające przed nami ręcznie tkane materiały (Kambodża), zmęczone twarze górskich kobiet na targu w Sapie, dumnego balijskiego chłopaka, którego największym osiągnięciem życiowym był zakup własnej łodzi rybackiej (Indonezja), szaloną Rani w muzułmańskiej chuście. 

Wszystko zatrzymuję w głowie, czas ruszyć przed siebie.
Przez ostatnie dziesięć miesięcy spotkałam wielu niesamowitych ludzi. Mam nadzieję, że zostało coś z nich we mnie i będę umiała się tym podzielić.

2 komentarze:

  1. Wspaniale! Nic dodać nic ująć. Podziwiam odwagę i spontaniczność. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:) Wystarczy raz zacząć. Cytując fragment z filmu: "Into the wild": nie musisz być silny, wystarczy, że się silnym czujesz" [You don't need to be strong, you just need to feel strong].

      Usuń