Wzlatujący Smok R.I.P., spoczywaj w spokoju!
Jeszcze rok temu nigdy
bym nie przypuszczała, że moje życie potoczy się właśnie w taki sposób. Nigdy
nie chciałam odwiedzić Azji.
Przez ostatnie 10
miesięcy naprawdę dużo się wydarzyło. Pracowałam jako pani przedszkolanka,
później jeszcze uczyłam studentów i urzędników w ministerstwie. W międzyczasie
musiałam zerwać kontrakt z ajsekiem, przeprowadzałam się 3 razy i organizowałam
sobie nowe wizy. Na początku przerażała mnie już sama myśl o załatwianiu
formalności. Później wycieczki wizowe stały się długo wyczekiwaną
przyjemnością. Podróżowałam po Wietnamie, Laosie, Tajlandii, Kambodży, Malezji
i Indonezji. W głowie mam tysiące obrazów, twarzy, wspomnień, zapachów, smaków
i dźwięków.
Słyszę zatłoczoną ulicę w
Hanoi, ale też spokojnie uderzające o brzeg fale w Da Nang (Wietnam), muezina
nawołującego do modlitwy w Kuala Lumpur (Malezja), buddyjskiego mnicha
rytmicznie uderzającego w gong w Vientiane (Laos), kilkudziesięciometrowy
wodospad na Bali (Indonezja) i tępo dudniące kroki na wulkanicznym wzgórzu
(Jawa, Indonezja).
Pamiętam smak suszonego
mango z Wyspy Jedwabnej (Kambodża), różnice między dziesiątkami różnych bananów
w Laosie, kurczaka z szafranem przygotowanego przez Irańczyka Sadje w Malezji,
domowych sajgonek z Hanoi, dziesiątek egzotycznych owoców. Czuję zapach lasek
wanilii i kadzidełek na Bali.
Gdy zamknę oczy to widzę
zapierający dech w piersiach zachód słońca w Sihanoukville (Kambodża),
przedzierające się w gęstej mgle przez pola ryżowe kobiety z plemienia Khmong w
Sapie (Wietnam), Balijki skrapiające wodą przydomowe ołtarzyki i układające
kolejne ofiary u stóp kamiennych posągów w Ubut (Indonezja), mnisze procesje w
blasku wschodzącego słońca z koszykami pełnymi kleistego ryżu w Luang Prabang
(Laos), podświetlone drapacze chmur w Kuala Lumpur (Malezja) i olbrzymie,
gwarne targowisko w Bangkoku (Tajlandia).
Pamiętam uśmiechniętego chłopca sprzedającego mandarynki
w Luang Prabang (Laos), kambodżańskie kobiety rozkładające przed nami ręcznie
tkane materiały (Kambodża), zmęczone twarze górskich kobiet na targu w Sapie, dumnego
balijskiego chłopaka, którego największym osiągnięciem życiowym był zakup własnej
łodzi rybackiej (Indonezja), szaloną Rani w muzułmańskiej chuście.
Wszystko zatrzymuję w głowie, czas ruszyć przed siebie.
Przez ostatnie dziesięć miesięcy spotkałam wielu
niesamowitych ludzi. Mam nadzieję, że zostało coś z nich we mnie i będę umiała
się tym podzielić.
Wspaniale! Nic dodać nic ująć. Podziwiam odwagę i spontaniczność. Jestem pod wrażeniem. Naprawdę!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo:) Wystarczy raz zacząć. Cytując fragment z filmu: "Into the wild": nie musisz być silny, wystarczy, że się silnym czujesz" [You don't need to be strong, you just need to feel strong].
Usuń